niedziela, 16 maja 2010

hydropiekłowstąpienie

Może zauważyliście interesującą prawidłowość. Za każdym razem, gdy większa powódź przetacza się przez Polskę, można zaobserwować pewne rozgraniczenie. Gdy wylewa Wisła, San i pozostałe rzeki wschodniej części kraju, zwykle najpoważniej dotknięte są wioski, ewentualnie małe miasteczka. Przez Kraków, Tarnów, Rzeszów, Warszawę, Płock, a potem Toruń i Bydgoszcz, wysoka fala przechodzi nie czyniąc poważniejszych szkód. Natomiast gdy wylewa Odra i jej dopływy, oprócz wsi również poważnie zagrożone jest jakieś duże miasto. Nawet słynna powódź z 1997 roku, w dorzeczu Wisły nie spustoszyła właściwie żadnej większej miejscowości. Tymczasem wzdłuż Odry i Nysy Kłodzkiej to był wręcz szlak zrujnowanych miast: Kłodzko, Nysa, Racibórz, Kędzierzyn-Koźle, Opole, Brzeg, Wrocław, Legnica, Głogów, Słubice...

Ciekawe, prawda? Ale gdzie szukać rozwiązania tej hydrozagadki? Że nad Odrą jest usytuowanych statystycznie więcej miast? Otóż nie, wręcz przeciwnie. A może dlatego, że Wisła jest spokojniejszą, bardziej uregulowaną rzeką? Znowu pudło. Właśnie Odra jest bardziej uregulowana, na całej jej długości jest możliwa żegluga śródlądowa, podczas gdy Wisła jest pod tym względem bardziej "dzika", nieokiełznana.

Wydaje się, że odpowiedź jest ukryta w historii. Najogólniej mówiąc, ta część Polski przez którą przepływa Wisła, na przestrzeni wieków zdecydowanie rzadziej podlegała zmianom przynależności państwowej. Owszem, w XVIII wieku pojawili się zaborcy, ale nie wpłynęło to szczególnie na migracje ludności i jakieś rewolucyjne przemiany. A to oznacza, że od "dziada pradziada" ludzie mieszkali w tej samej, dobrze znanej okolicy i wiedzieli, które rzeki, kiedy i w których miejscach corocznie wylewają, czyli gdzie nie należy budować domostw i osiedli mieszkalnych. Tymczasem Śląsk (zarówno Dolny, Górny, jak i Opolski) miał pecha znaleźć się na styku ścierania się wpływów wielu państw. Przez wieki był dzielony w różnych konfiguracjach i podlegał a to Polsce, a to Niemcom, Czechom, Austrii, Austro-Węgrom, Prusom etc. Tygiel kulturowy, jaki był tego efektem został dodatkowo spotęgowany przez ogromne migracje ludności. Nawet jeszcze w XX wieku przesiedlały się tu rzesze ludzi (akcja "Wisła", potem słynna operacja "łączenia rodzin", gdy do Niemiec wyjechały tysiące Ślązaków). Na tej podstawie trudno było o jakiś przekaz pokoleniowy na szerszą skalę. Zgoda, byli tacy, którzy mieszkali tu od lat. I oni wiedzieli, gdzie się budować nie należy, bo tam zawsze na wiosnę Odra wylewa. Ale gdy osiedlali się tu przybysze z odległych rejonów, nie mieli pojęcia, że tam gdzie stawiają dom może być niebezpiecznie.

Oczywiście, nie można wszystkiego zrzucać na nieświadomość wynikającą z takiej, a nie innej przeszłości. Gros tragedii powodziowych ma swoje źródło tylko i wyłącznie w głupocie. Głupocie zarówno zbiorowej (ile wielkich socjalistycznych osiedli mieszkaniowych - vide wrocławski Kozanów - zostało zbudowanych wręcz na polderach), jak i indywidualnej (bo tu takie ładne miejsce na dom, z jednej strony lasek, z drugiej rzeczka - a potem jest: "O Boże, bo nas zalało!").

Kilka lat temu tabloidy zlinczowały pewnego wiceministra za to, iż odważył się powiedzieć, że w Polsce nie ma autostrad takich jak na Zachodzie, gdyż u nas dominuje religia katolicka. Owszem, było to spore uproszczenie, ale też dla każdej myślącej osoby (w redakcjach brukowców takich osób jest duży deficyt) oczywiste i jasne jest przełożenie dominującej w społeczeństwie religii na gospodarkę państwa. Przypuszczam, że podobnie byłoby teraz. Gdyby postawić hipotezę, że coroczne zniszczenia powodziowe są funkcją historii i głupoty, spotkałoby się to zapewne z przewidywalną reakcją. Że "rząd powinien" przeznaczyć większe środki na zabezpieczenia przeciwpowodziowe, że posłowie na swoje diety to mają, a na ochronę prostych ludzi przed żywiołem to już nie. Pewnie, też nie jestem zwolennikiem obecnego systemu politycznego, ale z całym szacunkiem - nie tędy droga. Jeśli nawet powstanie długo oczekiwany zbiornik "Racibórz", jeśli nawet wydamy na ochronę przeciwpowodziową cały roczny PKB i jeśli nawet pobudujemy zapory wielkości Tamy Trzech Przełomów, to w pewnych miejscach zalania i zniszczeń po prostu nie da się uniknąć. Walka człowieka z naturą już niejednokrotnie kończyła się spektakularną klęską tego pierwszego. Prostą receptą jest zatem nie budować się na terenach zalewowych. I pod tym adresem należy kierować pretensje. Za socjalizmu to Partia akurat miała w dupie, czy kogoś zaleje czy nie, bo liczyło się, żeby budować więcej, wyżej i szybciej. A szary człowiek jak wówczas dostał mieszkanie, to już był head over heels, niezależnie czy było ono na terenie zalewowym, czy nie. Ale jeśli ktoś się buduje "nad rzeczką" w naiwnej nadziei, że jego nieszczęście nie spotka, a potem ma żal do całego świata, że stracił dobytek życia, to taką postawę zrozumieć już trudniej. Wybitny filozof Nicola Davila mawiał, że ludzie o wiele częściej uderzaliby się młotkiem w palec, gdyby ból tym spowodowany następował dopiero po roku...

16. maja 2010, 17:50 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

P.S. Od kilku dni pada, a prognozy nie są optymistyczne. Najpierw mówiono o opadach do poniedziałku, teraz już - do środy. Najnowsze ostrzeżenie hydrologiczne przewiduje wzrost stanu wody na Odrze w Miedoni do 900 cm (dla niezorientowanych - to jest bardzo dużo). Z nutką czarnego humoru mówię, że przy takich prognozach to pozostaje tylko budować arkę, ale faktycznie może być nieciekawie. Jeśli bowiem sprawdzi się to 900 cm, to będzie to najwyższy stan Odry na tym wodowskazie (to najbardziej miarodajny punkt pomiaru na całej długości Odry) od pamiętnego 1997 roku. Znamienne jest, że również okoliczności są podobne - tak jak wówczas, tak i teraz od kilku dni ulewy są także w Czechach...

3 komentarze:

Bess pisze...

Ludzie są głupi. Wybudują dom tuż nad rzeką, nie ubezpieczą się od klęsk żywiołowych, a potem obwiniają za wszystko państwo. A trzeba samemu dbać o siebie, zamiast czekać na urzędników.
Oby prognozy okazały się nietrafione.

"Utopię waszą utopię..." (:

Lili pisze...

"Zatem, utonie wszystko: drogi i mosty kołowe, urzędy skarbowe, gospodarstwa domowe...
Powiadam: wszystko."
:)
A tak całkiem poważnie-zgadzam się z Tobą w 100%. Choć i tak szkoda mi ludzi, którzy odczują to najdotkliwiej...

Piotrek pisze...

Bess: Ludzie są głupi, to prawda, ale firmy ubezpieczeniowe - wręcz przeciwnie. Dlatego coraz częściej niechętnie ubezpieczają posesje wybudowane na terenach zalewowych. Co jest zresztą z ich punktu widzenia zrozumiałe - przy tak wysokim ryzyku, ich zysk byłby poważnie zagrożony.

Lili: Co tylko potwierdza, że wybrałaś właściwy zawód ;)