niedziela, 20 czerwca 2010

"the dream is alive, I can run up the hills every night"

Oficjalnie ogłaszam przerwę. Nie ma mnie! A właściwie jestem, ale na wakacjach, poza zasięgiem cywilizacji. Bez telewizora, komórki, Firefoxa, Google i tym podobnych wynalazków. Przynajmniej do końca czerwca budzę się z pianiem koguta, oddycham czystym powietrzem, chodzę po polach i lasach, jeżdżę na rolkach, fotografuję, obserwuję niezidentyfikowane obiekty latające i robię tysiąc innych rzeczy, które sprawiają, że wraca radość życia na tej planecie.

Jestem tutaj:
Bobrowniki 2009
Bobrowniki 2004-2008

If it's not heaven, then I don't know what is...

20. czerwca 2010, 00:49 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

piątek, 18 czerwca 2010

wybory 2010

W ostatnich minutach przed ciszą wyborczą porywanie się na jakieś patetyczne słowa byłoby nieprzyzwoicie banalne. Mam więc tylko do Was krótki apel. Nie dajcie sobie wmówić tego, do czego przez ostatnie tygodnie przekonywały Was telewizje - że w niedzielę wybieramy między Kaczyńskim a Komorowskim, a reszta "nie ma szans". Jest 10 kandydatów. I głos na któregokolwiek z nich nie jest "głosem straconym" (to pojęcie to naprawdę idiotyzm stulecia - tak jakby za oddanie głosu na zwycięskiego pretendenta płacili albo chociaż rozdawali kiełbasę...). Przyłączanie się do zwycięskiego obozu, taki owczy pęd, chęć pławienia się w glorii triumfu, ale też te wszystkie "komitety honorowe", sławni ludzie popierający kandydata - to wszystko jest obrzydliwie żałosne. Idźcie na wybory i głosujcie zgodnie z własnym sumieniem, z własnymi przekonaniami, a nie dlatego, żeby nie wygrał "ten drugi", albo dlatego, że kandydata X popiera ten znany aktor z telenoweli. Naprawdę - posiadanie własnego zdania nie boli. A w drugiej turze się będzie wybierać mniejsze zło. I jeśli ktoś z Was boi się, że głos oddany na kogoś ze "słabszych" sprawi, że WikiBronek albo Kaczyniec wygrają w I turze uspokajam - aby wygrać w I turze trzeba mieć 50% głosów +1 w stosunku do wszystkich oddanych głosów, a nie w stosunku do najgroźniejszego rywala.

A jeśli mimo wszystko nadal nie wiecie na kogo warto zagłosować, a chcecie spełnić ten (tfu!) "obywatelski obowiązek" - pozwólcie na drobną, ostatnią już agitację. Macie 9 kandydatów, którzy mówią w stylu: "Dajcie nam wasze pieniądze, a my już je odpowiednio wydamy, żeby żyło wam się lepiej". (Mówią tak zresztą od 20 lat i co? Żyje się nam jakoś zawrotnie?). I jest Janusz Korwin-Mikke, który mówi: "Zostawię wam wszystkie wasze pieniądze, wezmę tylko drobny procent tego, co dziś wam państwo zabiera, na utrzymanie wojska, policji, sądów i podstawowej administracji (a nie armii urzędników od wszystkiego). I wy sami zdecydujecie, jak wydacie te pieniądze, gdzie i na ile ubezpieczycie życie i auto, do jakiej szkoły poślecie dziecko, do jakiego lekarza się zapiszecie, czy będziecie chcieli odkładać na emeryturę w funduszu czy w skarpecie etc.". Utopia? Niekoniecznie, trzeba tylko bliżej poznać tą koncepcję. Ja poznaję ją od pięciu lat i wiem, że to jest właśnie Polska, w której chciałbym żyć. Wiem też, że prezydent nie ma kompetencji, aby to wszystko wprowadzić. Ale dzięki niemu zaczęłoby być głośniej o tych ideach. Jeśli wydaje Ci się, że coś w tym jest, jeśli uważasz, że rozsądniej od polityków potrafisz zadbać o własne życie i wydać własne pieniądze - daj szansę Januszowi Korwin-Mikke.

Kropla drąży skałę.

18. czerwca 2010, 23:44 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

niedziela, 13 czerwca 2010

mein zweites Herz

Często można spotkać się z opiniami, że język niemiecki jest taki brzydki, sztuczny, niemelodyjny i w ogóle okropny. Że nadaje się tylko do tego, by w wojennych filmach i serialach słowa: "Heil Hitler!" albo "Haende hoch!!!" brzmiały odpowiednio odpychająco.

W sobotnie popołudnie i wieczór przez Opolszczyznę przetaczały się dość gwałtowne burze, co zmusiło mnie do wyłączenia komputera na dłuższy okres czasu. Aby mieć jednak jakiś relaksujący przerywnik w studiowaniu psychologii osób z niepełnosprawnością intelektualną, wyciągnąłem z szafy stare albumy Lacrimosy.

Zawsze, gdy słucham Lacrimosy zazdroszczę tym, którzy znają niemiecki przynajmniej tak dobrze, jak ja angielski. Żałuję, że nigdy nie przykładałem się do niemieckiego na tyle, by rozumieć coś bardziej skomplikowanego. Bo o ile z "Am Ende stehen wir zwei", czy "Ich verlasse heut' Dein Herz" (to jest boskie!!!) jeszcze sobie poradzę, to już zupełnie nie mam pojęcia, co oznacza choćby "Dich zu toeten fiel mir schwer"...

Tomek Beksiński opisał wydaną w 1999 roku "Elodię" tylko jednym zdaniem: "Chyba najpiękniejsza płyta dekady...". Jeśli ktoś po jej przesłuchaniu nadal utrzymuje, że język niemiecki nadaje się tylko do dialogów w rodzaju: "Nicht schuessen!" czy "Achtung, Panzer!!!", to doradziłbym mu pilną konsultację u specjalisty laryngologa.

13. czerwca 2010, 01:42 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

piątek, 11 czerwca 2010

zielona strona mocy

Obejrzałem (w internecie rzecz jasna, Kacz-TVP czy WSI24 przecież tego nie puści) połowę debaty ośmiu z dziesięciu kandydatów na Prezydenta RP, jaka miała miejsce na Uniwersytecie Warszawskim bodajże przedwczoraj. Wnioski? No, nudne trochę to było. Nieciekawa formuła, homogeniczna widownia, prowadzący - chociaż profesjonalni - trochę jednak bez entuzjazmu.

Kandydaci też przewidywalnie. Komorowski mdły jak zawsze, niemalże czytał z kartki przygotowane wcześniej, doszlifowane przez "piarowców" teksty. Olechowski usilnie starał się przedstawić siebie jako męża stanu ponad podziałami, który zadba o stabilność i dostojność urzędu, o który się ubiega. Pawlak bredził coś od rzeczy (m.in. "zielona strona mocy" - hasło tygodnia). Natomiast zaskoczył mnie pozytywnie Bogusław Ziętek, szef ultralewicowej PPP. Wprawdzie jego poglądy polityczne od moich dzielą odległości rzędu jednostek astronomicznych. Całkiem jednak słusznie postulował, aby w debatach takich jak ta, zająć się naprawdę istotnymi i ważnymi sprawami dla kraju, a "mało nas interesują historie rodzinne poszczególnych kandydatów" (dla niezorientowanych - to taka słodka aluzja do spotu Komorowskiego, w którym to Pan Bronek opowiada: a to skąd pochodzi jego rodzina i z jakiego drzewa jego ojciec zerwał kiść czereśni i zaniósł matce po porodzie, a to gdzie i kiedy był internowany, i że w chwilach najcięższych prześladowań na biurku w celi musiało stać zdjęcie rodziny, a to znowu w jakich rejonach kraju jego rodzina posiada dacze i że jedna z nich mieści się we wsi Buda Ruska).

Otóż to! Właśnie dlatego Komorowski posiada w sondażach tyle procentów ile dobry spirytus - alkoholu, bo na to tzw. "opinia publiczna" (fuj!) zwraca uwagę i tym kieruje się, stawiając znak "X" na wyborczej karcie. Nie tym, kto ma jaki program, ale tym, kto jest bardziej znany z TV. Kto się ładniej i kwieciściej wypowiada, i do tego w sposób zrozumiały nawet dla tych, którzy mają dwucyfrowe IQ Wechslera. Kto ma ładniejszą żonę, bardziej telenowelowy spot w otoczeniu rodziny, baraszkujących dzieci, psa, kota i rybek akwariowych. Kto i zatańczy na weselu, i pozwoli wypłakać się w rękaw powodzianom, i pokibicuje "naszym" niezależne od tego, w którą piłkę akurat grają "niezwykle ważny mecz". I przede wszystkim: kto mówi to, co chcemy od niego usłyszeć.

No, nie jest tak? Powiedzcie sami. Rozejrzyjcie się dookoła, jaka jest świadomość polityczna Waszych znajomych? Czym Wy się kierujecie, głosując? Ilu z Was - z całym szacunkiem - potrafi wskazać zasadnicze różnice między partią prawicową a lewicową? Ilu z Was wie, nie zaglądając do Wikipedii, czym się różni komunizm od socjalizmu, liberalizm od konserwatyzmu itd.? No, ręka do góry... A przecież to są pojęcia, którymi kandydaci na Prezydenta wycierają sobie mor... znaczy usta nagminnie.

Zgoda - powiecie - ale przecież nie każdy się musi interesować polityką. Oczywiście! Nawet nie każdy powinien! Tak jak nie każdy musi się interesować motoryzacją, tańcem, śpiewem i wyczynami Justyny Kowalczyk. Ale to, co szumnie nazywamy "demokracją" tworzy ułudę, że jednak każdy powinien się interesować polityką.

Wczoraj studenci politologii z mojej uczelni zorganizowali kapitalny eksperyment. Wymyślili sobie fikcyjnego kandydata na Prezydenta - Krzysztofa Sikorowskiego. Ściągnęli pierwsze lepsze zdjęcie z internetu, wydrukowali ulotki i banery, napisali bzdurny program polityczny pełen absurdów i sprzeczności. A potem stanęli na głównej ulicy miasta i zaczęli zbierać podpisy pod jego kandydaturą. Słuchajcie, w ciągu 3 godzin zebrali ponad 100 podpisów!!! Jak twierdzą, tylko kilka osób (a ulicą Krakowską przechodzą w środku dnia tysiące ludzi) wyłapało prowokację.

I taka jest - niestety - prawda. Ludzie wiedzą co najwyżej, że kandyduje jakiś Komorowski i któryś z braci Kaczyńskich (teraz już jest łatwiej). Gdzieś tam coś słyszeli o jakimś zbieraniu podpisów, no to się chętnie podpisali pod "kandydatem" z Księżyca. "Demokracja" to jest podobno władza ludu. Czy naprawdę chcecie, aby państwem, czyli nami wszystkimi, "rządzili" ludzie, którzy mają taką wiedzę w tej dziedzinie? W teorii obywatele powinni rzetelnie przeanalizować programy wszystkich kandydatów i dokonać przemyślanego wyboru, w oparciu o aktualną sytuację gospodarczą, społeczną i potrzeby kraju. Ale - nie oszukujmy się - 99% wyborców tego nie robi, tylko głosuje na tego, na kogo sąsiadka, na tego, na kogo każe ksiądz, albo na tego, kto ma ładniejszego psa...

Znajomi czasami wytykają mi, że "mój" kandydat - Janusz Korwin-Mikke chce odebrać prawo do głosowania kobietom. Owszem, ale nie tylko. On chce odebrać prawo do głosowania wszystkim! I przyznać je tylko tym, którzy faktycznie się polityką interesują i chcą brać w niej czynny udział. Bo nie każdy musi się nią interesować, a skoro tak, to znaczy, że nie ma na jej temat odpowiedniej wiedzy. I wtedy powierzanie w jego ręce decyzji, kogo wybrać na najważniejszy urząd w państwie, jest jak przekazanie małpie sterów samolotu. Jest farsą demokracji! W życiu byśmy się nie zgodzili, żeby samolot pilotował ktoś bez odpowiedniej wiedzy. A pozwalamy, by państwem kierowały miliony "pilotów" bez odpowiedniej wiedzy! Pozwalamy, by ludzie którzy nie mają elementarnej wiedzy ekonomicznej podejmowali przy urnach decyzje, mające potem wpływ na losy gospodarki. I tak dalej. Naprawdę Wam to nie przeszkadza?

Cały powyższy tekst sprowadza się do tego: nie chodzi o to, że "u władzy" są ludzie niekompetentni i dlatego jest tak źle, tylko, że ludzie w ogromnej większości niekompetentni są przy urnach. Ale póki co, w najbliższych wyborach, jeszcze mamy jednak powszechne głosowanie. Pozostało 9 dni, ale nie wiem, czy będę tu agitować na rzecz Janusza Korwin-Mikke. Nie wiem, jakich miałbym użyć argumentów. Chciałbym jedynie poprosić Was, abyście zwrócili uwagę na poszczególne kandydatury w kontekście tego, co napisałem wyżej. Wejdźcie na strony internetowe tych, którzy są powszechnie uznawani za faworytów. I zobaczycie, że to są witryny dla ćwierćinteligentów, obrażające Was - inteligentnych ludzi. Spróbujcie znaleźć jakieś konkrety w programach Komorowskiego, Kaczyńskiego, Napieralskiego. Nie ma! A co tam jest? Jest tam, że zgoda buduje, że bądźmy razem, że zrozumienie, że współpraca, że Polska jest najważniejsza, że Bronek to wymarzony sąsiad (sic!), że połączenie tradycji z nowoczesnością, że trzeba przyspieszać rozwój kraju, wzmacniać pozycję Polski na arenie międzynarodowej etc. Ale jak, do diabła?! Tam nie ma żadnych konkretów! Tylko puste hasła, slogany.

Tymczasem Korwin-Mikke mówi wprost: jako prezydent chcę zrobić to, to i to. Najpotrzebniejsze są: zmiana ustawy o sądownictwie (i konkrety), w gospodarce to, to i to (zniesienie deficytu budżetowego, likwidacja podatku dochodowego itd.), w polityce zagranicznej to, to i to, w wojsku tak samo. To nie miejsce, aby to wszystko wypisywać (chętnie odpowiem na wszelkie pytania). Możecie też z wieloma jego hasłami się nie zgadzać, ale nie możecie zaprzeczyć, że akurat JKM ma konkretne plany i konkretny program, jak co zrobić. A skoro tak, to może warto mu raz zaufać. Inni jak wygrają, nie mając żadnej konkretnej wizji, w rezultacie nie zrobią nic, tylko się będą ładnie uśmiechać i udawać, że coś robią. Tak jest już od 20 lat i jest jak jest... To najbardziej rozpaczliwy argument, na jaki mnie stać: Już ostatecznie - co nam do cholery szkodzi? Oni wszyscy (Platforma, PiS, SLD, PSL) już byli. I nie zrobili nic. Zmieńmy coś, dajmy raz szansę komuś innemu!

11. czerwca 2010, 20:52 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

wtorek, 8 czerwca 2010

szczur

Dzisiaj śnił mi się szczur. Ogromny. Byłem w swojej piwnicy; on pojawił się znikąd. Nie uciekał, nie chciał odejść. Znalazłem długą, drewnianą łyżkę, chciałem go zabić, ale nie potrafiłem. Wszedłem po schodach i zamknąłem drzwi do piwnicy, ale on jakoś znalazł się na korytarzu. Był cały czas za mną, przy mnie. Widzę go wciąż bardzo wyraźnie. Pamiętam każdy szczegół.

Bardzo rzadko mam sny. Takie wyraźne, konkretne. Średnio raz, może dwa razy w miesiącu.

"Szczur - zły znak, przynoszący groźbę i zniszczenie, chorobę, a nawet śmierć. Widziano w nim demona, nawet diabła. Oglądanie go we śnie jest bardzo wyraźnym znakiem ostrzegawczym. Potrzebujesz pomocy, bo sam nie poradzisz sobie z problemami". (M.Krzyżostaniak "Sennik na trzecie tysiąclecie", Wrocław 2000, s.295)

8. czerwca 2010, 19:12 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

wtorek, 1 czerwca 2010

student psychologii - życie i twórczość

Harmonogram - a właściwie battle plan - przedstawia się następująco:

2. czerwca (środa) - Biologia zaburzeń - test (czyli demencja w teorii i praktyce)

7. czerwca (poniedziałek) - Stres i sytuacje trudne (czyli 'co wielkiego, Koperniku?' - bezstresowe (?) pożegnanie z Krysem)

8. czerwca (wtorek) - Psychologia kliniczna dorosłych - egzamin ("Dzień Świra", "Aviator", Klaus Kinsky, a może jakaś niespodzianka? - czyli filmoteka dorosłego człowieka)

8. lub 9. czerwca (wtorek/środa) - Diagnoza psychologiczna dorosłego - zaliczenie ćwiczeń (czyli Monstrualny Mistrzowsko Po****ny Idiotyzm)

10. czerwca (czwartek) - Diagnoza psychologiczna w orzecznictwie sądowym - zaliczenie ćwiczeń (czyli zabawa w psychologa z RODK pod hasłem 'polny ptak-popularne warzywo')

10. czerwca (czwartek) - Psychologia osób z dysfunkcjami psychomotorycznymi - egzamin (wprawdzie była z tego 'zerówka', więc teoretycznie jest szansa uniknąć drugiego starcia. Ale jedyne, co zrobiłem w ramach przygotowania do owej 'zerówki' to ubrałem czerwone bokserki "na szczęście", więc jeśli zdam, to będzie to największy cud od czasu zmartwychwstania Łazarza)

14. czerwca (poniedziałek) - Cosmo farewell (czyli wieczór z głowy, bo pewnie bez piwa się nie obejdzie)

15. czerwca (wtorek) - Psychologia osób z niepełnosprawnością intelektualną - egzamin (czyli jak tak dalej pójdzie, to będę znać tą tematykę na 'piątkę'. Z autopsji)

17. czerwca (czwartek) - Diagnoza psychologiczna dorosłego - egzamin (czyli 14 testów, które każdy znać powinien, nawet obudzony w środku nocy. Najpierw tylko trzeba włamać się do czytelni. Anyone?)

a w międzyczasie jeszcze wybór promotora (czyli podpisanie cyrografu. Pilnie potrzebuję generatora liczb losowych - w razie czego będę mieć czyste sumienie)

Matematyczne twierdzenie o nieskończonej liczbie małp zakłada, że gdyby posadzić nieskończoną liczbę małp przy maszynach do pisania, to w nieskończonej perspektywie czasowej napiszą w końcu - losowo wciskając klawisze - dowolny tekst, np. dzieła zebrane Szekspira. Ja nie mam nieskończonej ilości czasu. Ale poza tym wszystko się zgadza.

1. czerwca 2010, 21:10 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego