sobota, 14 kwietnia 2012

hydraulika Titanica

Specjalna komisja pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza ujawniła nowe fakty na temat katastrofy statku morskiego Titanic, która miała miejsce 14. kwietnia 1912 roku. Według niezależnych ekspertów (prof. Hju Jerkalot z USB, dr Karol Kretinek z Czechosłowacji oraz doc. Sem Stuknienty z Republiki Środkowego Ziobrystanu), Titanic nie zatonął od zderzenia z górą lodową. Wszelkie znaki na niebie i pod wodą wskazują, że był to zamach!

Po pierwsze, Titanic miał zbyt mocną konstrukcję, która nie mogła zostać rozerwana przez byle górę lodową. Titanic był okrętem wojskowym, przystosowanym do rejsów w każdych warunkach i gdyby chciał, mógłby przepłynąć Antarktydę wzdłuż, wszerz i w poprzek. Jak czytamy w Raporcie z prac Komisji: "Brzoza... pardon... góra lodowa nie miała prawa uszkodzić poszycia Titanica. Jest to bowiem sprzeczne z prawami fizyki, chemii i socjologii. Statek tej klasy nie tylko nie lęka się gór lodowych, ale też ma możliwość zanurzenia się na głębokość osiemnastu kilometrów i wykonania tam trzech beczek na wino, lub pięciu na kiszoną kapustę".

Po drugie, tuż przed katastrofą słychać było dwie eksplozje (niektórzy z ocalałych pasażerów mówią nawet o trzech). Eksplozje te doprowadzić miały do rozerwania kadłuba Titanica i jego błyskawicznego zatonięcia. Świadkowie donoszą ponadto, że tuż po katastrofie na miejscu tragedii słychać było strzały. Raport z prac Komisji: "Dowody niezbicie wskazują na fakt, że bezpośrednią przyczyną katastrofy były umieszczone na pokładzie Tupolewa... pardon... Titanica bomby. Nasi eksperci jednoznacznie stwierdzili, że w grę wchodzą bomby kuliste, w kształcie grzyba i cygara. Ich obecność w statku tłumaczy fakt, że przed wypłynięciem w rejs, Titanic przechodził generalny przegląd w moskiewskiej stoczni im. Komoruskiego, a bezpośredni nadzór nad remontem sprawował wysoki oficer Wehrmachtu Josef Tusk, pseudonim: "Dziadek" "

Po trzecie, winę za katastrofę ponosi również lądowa obsługa rejsu. Kontrolerzy podawali załodze nieprawdziwe informacje: "na ścieżce, na kursie, stopy wody pod kilem, karaluchy pod poduchy". Jak wykazało niezależne śledztwo Komisji, powyższe informacje to stek bzdur. Pasażerowie nie chodzili po ścieżce, a po deptaku, pierwszy oficer był na szkoleniu, a nie na kursie, pod kilem zaczepiły się wodorosty, natomiast karaluchy zamiast pod poduszką znaleziono w zupie pomidorowej podanej na obiad w klasie drugiej C.

Komisja wykazała także szereg innych zaniedbań, zwłaszcza ze strony Rządu. Raport nie pozostawia wątpliwości, że "doszło do szeregu zaniedbań i bezprawnych działań, a sam rejs do Smoleń... pardon... Nowego Jorku był od początku źle przygotowany i źle zabezpieczony. Wśród owych zaniedbań na plan pierwszy wysuwa się fakt, że na pokładzie statku nie było ani jednego basenu, a jedynie kaczka. Uważamy taką sytuację za niedopuszczalną i jawną drwinę z Głowy Państwa".
I to nie koniec cytatu: "Wnioski z naszych prac nie pozostawiają zatem wątpliwości, że katastrofa Titanica była efektem złej woli wielu nieprzychylnych osób i ukoronowaniem mającego miejsce od miesięcy przemysłu nienawiści". Fakty są niestety nieubłagane (podobnie jak Teleexpress):
- Kapitan nie miał uprawnień do prowadzenia tego typu statków, a jego badania psychomotoryczne przy użyciu Testu Apercepcji Tematycznej były nieaktualne.
- Jego bezpośredni przełożony był pijany niczym polski generał i bełkotał coś alfabetem Morse'a.
- Zapisów rozmów z mostka kapitańskiego ani z przepony marynarskiej nie udało się odczytać, ponieważ zawartość czarnej skrzynki zjadł szczur lądowy.
- Radary zarejestrowały obecność w pobliżu miejsca katastrofy radzieckiego okrętu podwodnego "Ług Kurski", który za pomocą gigantycznego magnesu oddziaływał na przyrządy pomiarowe Titanica, przez co igła kompasu na pokładzie Titanica zamiast północy wskazywała trzecią nad ranem.
- Pomimo obecności gęstej mgły (okoliczności jej pojawienia się pozostają do wyjaśnienia), dany obszar Oceanu nie został zamknięty. Załodze Titanica z niejasnych przyczyn nie zasugerowano oceanu zapasowego.
- Góra lodowa nie posiadała systemu naprowadzania ICE CUBE, ani wymaganego dla gór lądowych i lądolodów powyżej 200 metrów sześciennych zestawu radiolatarni morskich ustawionych na częstotliwość Radia Wolna Amerykanka
- Załoga nie wykonała w odpowiedniej chwili odejścia na drugi krąg piekła
- W kokpicie Titanica przebywały osoby niepowołane: Elvis Presley, zakonnica w przebraniu oraz dostawca pizzy
- Na pokładzie stwierdzono obecność agenta włoskiego wywiadu Leonardo Di Karpio, który tuż przed zderzeniem z górą lodową miał wywierać presję na kapitana słowami: "Płyń, dziadu!"
Wszystko to każe zatem jednoznacznie stwierdzić, że pasażerowie Titanica nie tylko zostali zdradzeni o zmroku, ale też po prostu pozostawieni na lodzie.

Ekshumacje ciał ofiar rozpoczną się w przyszłym tygodniu.
14. kwietnia 2012, 22:55 DST, 52.435 °N, 15.142 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

wtorek, 10 kwietnia 2012

jak miał na imię Pan Tadeusz?

Na telewizyjnych ekranach obficie gości kolejna już reklama znanego pomarańczowego banku, którego tzw. twarzą jest od lat Marek Kondrat. Tym razem reklama ma formę konkursu "audiotele", do studia "telefonuje" "przypadkowy" widz i otrzymuje pytanie: "Kto napisał Proces Kafki? A. Kafka, B. Matejko, C. Mleczko". Cudne! Przaśne konkursy "teleaudio" z przełomu wieków wreszcie doczekały się parodii, o którą się dawno prosiły. Owszem, powinien ją opracować raczej jakiś kabareciarz, a nie komisarz Olgierd Halski, ale w kraju, w którym najsłynniejszą piosenkę góralską nagrał zespół z Norwegii, najsłynniejszym Murzynem jest Hindus, a Adidas stanowi synonim luksusu, nie będziemy się czepiać takich drobiazgów. Bo skoro tu i tak wszystko stoi na głowie, toteż i nic dziwnego, że policji niedaleko do kabaretu. Co zresztą mają robić "gliniarze", skoro zagadki kryminalne rozwiązują za nich Ksiądz (Mateusz), pies (Alex) i Detektyw (Rutkowski)...

Anyway, dobre 10 lat temu bodajże Polsat zasunął takim pytaniem w konkursie "audiotele", że ludziom kapcie pospadały. "Czy rycerz japoński to: A. Pigmej, B. Mintaj, C. Samuraj". Niezwykle problematyczne to zagadnienie weszło już do kanonu kultury popularnej, a w ustnych podaniach dziadkowie przekazują je kolejnym pokoleniom przy okazji rodzinnych spotkań i wspominek, jak to drzewiej bywało. Terapeutyczne znaczenie tego pytania jest zresztą nie do przecenienia. Oprócz tego, że ktoś wygrał trochę mamony, ogromny procent rodaków dowartościował się, że są jeszcze w tym kraju ludzie głupsi od nich samych. Bo nie zadaje się przecież pytań, na które wszyscy znają odpowiedź, prawdaaaa...?

Była kiedyś taka anegdotka, jak to mąż mówi do żony: "Fama głosi, że używasz słów, których znaczenia nie rozumiesz". Na to żona: "Taak?! To powiedz famie, że jest stara rura i vice versa!". W kontekście pytania o japońskiego rycerza sens tej anegdotki blednie, ale już jestem sobie w stanie wyobrazić, jak ktoś ma problem z odpowiedzią na pytanie, kto napisał "Proces" Kafki. Albo jak się nazywa ten kij do rzutu oszczepem... Ujawniane co jakiś czas "kwiatki" ze szkolnych matur, fragmenty studenckich kolokwiów, a zwłaszcza popularny niedawno program "Matura to bzdura" dobitnie wykazują, że polski system edukacji wypluwa każdego roku tysiące osób o dość osobliwej wiedzy i orientacji w świecie. I to przy szumnych zapowiedziach "edukatorów" z MinEdu, że oto uroczyście odchodzi się od encyklopedycznego wkuwania wiedzy, od wkładania uczniom do głowy daty dziennej bitwy pod Beresteczkiem i cyklu rozwojowego eugleny zielonej, na rzecz właśnie orientacji w codziennym życiu i wyćwiczenia podstawowych umiejętności.

Temat jest aktualny, bo oto szykuje się reforma liceów, w intencji nieokrajania przedmiotu o nazwie "historia" głodują oddani sprawie ludzie, a zagadnienie pojawiło się nawet w bieżącym sezonie "Rancza" (który był kręcony kilka miesięcy temu, co każe podejrzewać, że Scenarzyści posiadają zdolności profetyczne). Pamiętajmy jednak, że kwestia nie w tym czego, ale jak uczymy. Jeśli wszystkie fakty można znaleźć przy pomocy informacyjnych technologii, to należy uczyć jak z tych technologii korzystać. A żeby z nich korzystać, trzeba rozumieć słowo pisane, umieć korzystać z instrukcji i wskazówek. I mieć podstawowy zasób wiedzy, słownictwa i rozeznania w świecie. Jak pokazują badania OECD nad funkcjonalnym analfabetyzmem, nigdy nie było u nas z tym kosmicznie i stawiam dolary do orzechów, że niewiele się zmieniło. Śmiejemy się z Amerykanów, że nie wiedzą, gdzie leży Polska, a sami upieramy się, że pingwiny żyją sobie na Grenlandii (i tak dobrze, że nie na Madagaskarze...) i muszą tam stawiać czoła naturalnemu zagrożeniu w postaci niedźwiedzi polarnych. W tej sytuacji pytanie czy rycerz japoński to przypadkiem nie Mintaj nie jest obrażaniem inteligencji przeciętnego telewidza, ale realną diagnozą naszej - jako społeczeństwa - orientacji w świecie.

10. kwietnia 2012, 23:00 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego


APPENDYKS

Kiedyś dla tzw. jaj bawiłem się w układanie pytań teleturniejowych, które byłyby obiektywnie łatwe i jednocześnie zabawne, nie obrażając przy tym inteligencji przeciętnego obywatela. Rozumienie nieco trudniejszych słów, których nie używa się w "Super Expresie", a także podstawowa orientacja w świecie wydawały mi się fundamentem do nazywania się wykształconym człowiekiem. I nie chodziło mi o diagnozowanie u kogoś głupoty, ani braku oczytania. Ostatecznie kto mieczem wojuje... Dzisiaj otworzyłem na przypadkowej stronicy "Słownik wyrazów obcych i trudnych" i tylko w jednej kolumnie nie znałem znaczenia aż trzech pojęć. Ale nie o to chodzi, żeby każdy napotkany przechodzień wiedział, czym jest "gwasz", "kupla" albo "zoil". Tylko o to, żeby studentka nie przekonywała publicznie, iż w Polsce rządzi prezydent, a osoba pracująca w księgarni nie przyznawała się, że nie ma pojęcia co oznacza słowo "dywagacje". Pytania ostatecznie odłożyłem do szuflady, bo nie spełniały żadnego z założonych celów, za to znakomicie ilustrowały, czym jest heurystyka dostępności i jak działa w wydaniu ich autora. Jeśli jednak macie ochotę się pobawić - zapraszam!

A potem porozmawiamy, czego i jak należy uczyć w szkole (jeśli w ogóle).

1. Degrengolada to:
a. rodzaj czekolady
b. upadek moralny
c. proces biochemiczny zachodzący na Grenlandii (odwrotność grengolady)
d. owoc cytrusowy

2. Spośród poniższych dzikich kotów, w Afryce nie występuje:
a. gepard
b. lampart
c. tygrys
d. serwal

3. Azrael i Kataryna to:
a. imiona psów Janusza Palikota
b. bogowie sumeryjscy
c. pseudonimy znanych blogerów
d. portale społecznościowe dla - odpowiednio - Żydów i miłośników Bolesława Prusa

4. Konsolacja to:
a. uroczysta kolacja
b. proces utylizacji starych konsoli typu PlayStation
c. nakrycie głowy arcybiskupa
d. stypa

5. Samica jelenia to:
a. sarna
b. łania
c. krowa
d. klępa

6. W mitologii greckiej nie występuje:
a. Zeus
b. Herkules
c. Tezeusz
d. Artemida

7. Kondominium to:
a. imperium zła
b. zakład produkujący prezerwatywy
c. kolonia będąca własnością dwóch mocarstw
d. budka lęgowa dla kondora

8. Mediewista to:
a. teoretyk mediów
b. polski odpowiednik słowa "celebryta"
c. historyk specjalizujący się w tematyce średniowiecza
d. człowiek, który szuka wody przy pomocy "różdżki"

9. Muzykę do filmu "Ojciec Chrzestny" skomponował:
a. Nino Rota
b. Ennio Morricone
c. John Williams
d. Alan Silvestri

10. Pieczeniarz to:
a. cwaniak, który przypochlebia się komuś, aby uzyskać korzyści
b. pomocnik piekarza
c. pielęgniarz asystujący przy operacjach usuwających skutki oparzeń
d. dawne określenie na prodiż

11. Melanżer to:
a. małżeństwo z osobą niższego stanu
b. maszyna do mieszania różnych substancji
c. człowiek imprezowy, towarzyski
d. kapelusz męski o twardym, półkolistym denku

12. Stolicą Australii jest:
a. Sydney
b. Melbourne
c. Canberra
d. Australia nie ma stolicy, bo jest częścią Imperium Brytyjskiego

13. Autorem "Ulissesa" jest:
a. Homer
b. Horacy
c. Joseph Conrad
d. James Joyce

14. W skład Rządu w polskim systemie politycznym wchodzą:
a. posłowie i senatorowie
b. premier i ministrowie
c. premier, posłowie i senatorowie
d. premier, ministrowie i marszałkowie

15. Spośród wymienionych, filozofem greckim nie był:
a. Heraklit z Efezu
b. Tales z Miletu
c. Sedes z Bakelitu
d. Zenon z Elei

niedziela, 1 kwietnia 2012

czarny humor

Taki 1. kwietnia jak dziś to można rozbić o kant kuli! Największe jaja zrobiła sobie z ludzi pogoda, bo przed południem padał śnieg. W mediach żadnych prób zrobienia szarego czytelnika w tak zwanego konia. W "Wiadomościach" TVP wprawdzie zaskakująco pojawił się Marek Niedźwiedzki, ale to temu serwisowi wyszło tylko na dobre. Mógłby facet zostać na stałe, bo alternatywę "Wiadomości" mają w postaci albo uduchowionego Piotra Kraśko, albo prezenterek, których fryzury zdają się sugerować, że średnio co drugi dzień mamy w kalendarzu prima aprilis. Generalnie - kiszka. Większość spośród medialnych żartów była tak ciężka, że widz poznał, iż są zgrywą, zanim jeszcze P.T. Redaktorzy je stworzyli. Jasne, zawsze są wyjątki. Było w środkach masowego przekazu trochę nie najgorszych żartów sportowych (np. że Franz Smuda został trenerem 1. FC Kaiserslautern), z kolei w Poznaniu doniesiono, że nad Rynkiem Bernardyńskim zaobserwowano UFO (nawet zdjęcia załączono na dowód). Ale jeśli już pojawiła się jakaś informacja, po której człowiek pomyślał: "Ha, dobry żart! Nawet przez chwilę uwierzyłem", to po czasie okazywało się, że... to wcale nie był żart. Jak choćby w przypadku doniesienia, iż wkrótce marka Telekomunikacji Polskiej zniknie całkowicie z rynku, zastąpiona przez Orange.

Cóż, w tej sytuacji trudno dziwić się, że sprawy w swoje ręce wzięli opolscy kolejarze i wysmażyli taki żart, że pasażerom buty pospadały. Otóż pociąg MPE 35108 (a po ludzku TLK "Słowiniec" z Krakowa Pł. do Gdyni Gł. Os.) według wszelkich znaków na niebie i ziemi (tj. rozkładów jazdy internetowego, papierowego i sieciowego) powinien odjechać z Opola Głównego o godzinie 13:15. Jednak na tablicach zarówno w hali dworca, jak i na peronie ukazała się oczom podróżnych 13:21 jako godzina odjazdu. Pociąg wtoczył się na peron jakoś o 13:10, ale uspokojeni pasażerowie zapewne jeszcze kupowali bilety albo ociągali się z walizami, gdy o 13:15 pociąg odjechał. Sam widziałem na peronie przynajmniej dwie zdezorientowane osoby, które o 13:16 miały przyjemność obejrzeć oddalający się tzw. sygnał Pc5, czyli oznaczenie końca pociągu, mimo że według tablicy na peronie było jeszcze kilka minut do odjazdu. Natomiast w ostatnim wagonie stał zapewne konduktor i zaśmiewał się do łez. Gdyby miał możliwość zatelefonowania do pozostawionych na stacji niedoszłych pasażerów "Słowińca", zapewne powiedziałby im coś w rodzaju: "Fajny żart wymyśliliśmy, no nie?!". A oni niewątpliwie i ochoczo przyznaliby mu rację, dziękując, że spotkało ich coś takiego, bo będą mieć teraz o czym opowiadać przyszłym pokoleniom.

Istotnie, czarny humor wykazują polscy kolejarze. Tak czarny, że gdybym nie był tego naocznym świadkiem, pomyślałbym, że tak czarnym dowcipem mogą odznaczać się w tym kraju jedynie górnicy.

1. kwietnia 2012, 22:30 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego