sobota, 28 czerwca 2014

wydanie ósme, nieokiełznane

Sezon ogórkowy czas zacząć. A co dziś w menu?
  • To zmiana, która dotknie miliony Polaków. Od sierpnia będziemy płacić nie za metr sześcienny gazu, ale za jego kaloryczność. Do tej pory ludzie spożywali wyłącznie hel, aby uzyskiwać w ten sposób komiczne efekty głosowe. Jak się jednak okazuje, można spożywać też inne gazy (w tym błotne, bojowe i szlachetne). Niejaki Sknerus McKwacz próbował kiedyś opatentować powietrze, aby pobierać od społeczeństwa opłaty za oddychanie. W tym względzie niewiele się zmieniło, zatem okaże się zapewne, że najbardziej kaloryczny z gazów jest tlen. Ku rozpaczy Ewy Chodakowskiej.
  • Za przykładem lekarzy, kolejna grupa zawodowa chce móc odwoływać się do Boga podczas pracy. Projekt własnej deklaracji wiary przygotowują podobno prawnicy. Polski system sądownictwa powszechnego zyska więc wkrótce nową, trzecią instancję odwoławczą - po Sądzie Apelacyjnym i Sądzie Najwyższym będzie jeszcze Sąd Ostateczny.
  • Blady strach padł na sklepikarzy. W miejscowościach turystycznych powstają tymczasowe "Biedronki". W taki oto sposób sieć podąża za swoimi klientami w sposób dosłowny. Do tej pory za najbardziej inwazyjny gatunek biedronki uważano odmianę azjatycką. Wszystko wskazuje jednak na to, że wkrótce trzeba będzie zrewidować ten pogląd.
  • Niecodzienne widowisko odbyło się w tarnobrzeskim kościele. Z okazji nadania miejscowej szkole imienia Jana Pawła II, zgromadzonym uczniom i pedagogicznemu ciału zaprezentowano inscenizację fragmentów życia Karola Wojtyły. A konkretnie jednego fragmentu - zamachu na życie. Jak relacjonuje lokalna prasa, "papieża zagrał proboszcz parafii (...). W scenie zamachu, w asyście ochroniarzy, wjechał na plac św. Piotra tekturowym papamobilem". Gazeta nie precyzuje, co działo się potem. Czy strzelano do "papieża" z tekturowego pistoletu, czy użyto keczupu zamiast krwi i czy w powietrze wzbił się - spłoszony hukiem wystrzału - gołąb pocztowy. Jedno jest pewne - po całym zdarzeniu papierowy księżyc z nieba spadł.
  • Na piłkarskich Mistrzostwach Świata w Brazylii, reprezentant Urugwaju Luis Suarez ugryzł przeciwnika z reprezentacji Włoch. Opłacało się, bo Urugwajczycy wgryźli się do dalszych gier, chociaż turniej zaczęli od porażki. Mniej szczęścia miał sam zawodnik, został bowiem zdyskwalifikowany na cztery miesiące, gdyż to nie pierwszy taki incydent z jego udziałem. Ale dzięki temu, za dziesięć, piętnaście lat, będzie mógł spokojnie powiedzieć, że na futbolu zjadł zęby.
  • W Polsce ważni ludzie podgryzają się nie dosłownie, a taśmami. Ktoś przytomnie zauważył, że być może za całą aferą podsłuchową stoi Donald Tusk, bo jest on jedyną osobą, której nie ma na słynnych nagraniach. I nie ma się co dziwić premierowi. Na fali sentymentów do lat dziewięćdziesiątych reaktywowane są kultowe produkty z tamtych czasów, to i on postanowił wskrzesić "Tuskawkowe Studio".
  • A skoro już o polityce, właśnie rozpadła się tak zwana "Partia Go-Go", czyli współpraca Jarosława Gowina i Johna Godsona, zwana Polską Razem (czy jakoś tak). Rozpadła się, ponieważ poseł Godson nieoczekiwanie postanowił wykazać lojalność wobec dawnego chlebodawcy i zagłosować w obronie rządu Donalda Tuska. Jak sam stwierdził, zapytał siebie co by zrobił na jego miejscu Chrystus i sam sobie odpowiedział, że ten Chrystus ulitował się nawet nad jawnogrzesznicą. Cóż, akurat ktoś o takim nazwisku ma pełne prawo stawiać się w położeniu Jezusa. Tylko co na to premier, że Godson porównuje go do kobiety nie najcięższych obyczajów...?
  • Sporo dziś o gryzieniu. Nie lada zgryz mają aktualnie studenci Uniwersytetu Wrocławskiego. Władze uczelni postanowiły, że każdy wydział będzie mieć przypisany odrębny kolor oprawy prac dyplomowych. Problem dotknął zwłaszcza Wydziału Filologicznego, któremu wyznaczono kolor jasnoniebieski. Ale nie może być zbyt błękitny, bo to już domena innego wydziału, zatem studenci biorą przyspieszone kursy plastyki i barwoznawstwa. Zmartwień nie mają jedynie abiturienci prawa, którym przyporządkowano kolor czarny. Wydaje się jednak, że władze uczelni niezbyt zdroworozsądkowo zabrały się do rozdziału kolorów. Na chłopski rozum, czarny powinien być przecież przypisany Wydziałowi Teologicznemu. Idąc dalej tym tropem, kolor biały należałby do medyków, zielony - do biologów, a różowy to gender studies.
  • Dla wszystkich znudzonych "aferą taśmową" zajaśniała iskierka nadziei. Któraś z gazet poinformowała, że "w poniedziałek zamykają Sienkiewicza w łodzi". Lepiej wprawdzie, gdyby go zamknęli w areszcie, a nie w łodzi, ale na bezrybiu i rak ryba. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że chodzi o ulicę Sienkiewicza w Łodzi, którą zamykają na czas remontu. A miało być tak pięknie...
  • Łódź to w ogóle jest przedziwne miasto. Nie ma Rynku, nie ma rzeki, nie ma głównego dworca kolejowego, a średnią wieku miejskich tramwajów Łódź zawstydza wszystkie muzea komunikacji miejskiej na terenie kraju. Miasto słynie za to z Manufaktury (czyli dawnej fabryki Izraela... Poznańskiego), komisarza Aleksa i ulicy Smutnej, przy której mieszczą się: cmentarz, więzienie, oraz Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego. Do tego wszystkiego doszła teraz afera ze świadectwami maturalnymi, które w jednym z łódzkich liceów podstemplowano pieczątką z orłem bez korony. Złośliwi zauważą pewnie, że orzeł stracił koronę z przerażenia, gdy zobaczył wyniki tegorocznej matury (której nie zaliczyła niemal jedna trzecia zdających). Być może w niejednym domu rodzice mobilizowali licealistę słowami: "Jak się trochę pouczysz, to ci korona z głowy nie spadnie". I chociaż w tym aspekcie mieli rację - maturzystom korona nie spadła. Spadła orłu.
28. czerwca 2014, 16:06 DST, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

poniedziałek, 16 czerwca 2014

wydanie siódme, nieskończone

Nie samą piłką w czerwcu żyje człowiek, chociaż ponoć powinien. A czym żyje świat, chociaż nie powinien?
  • Lady Gaga ma podobno dać koncert w Kosmosie. Justin Bieber już dawno temu zarezerwował sobie miejsce w wahadłowcu Richarda Bransona. A papież Franciszek ma zamiar chrzcić Marsjan (gdy tylko się ujawnią i będą mieć na to ochotę). Stanley Kubrick nie żyje już drugą dekadę, ale "Odyseję Kosmiczną 2014" można kręcić choćby jutro.
  • W Krakowie nie będzie zimowych Igrzysk Olimpijskich. Nie będzie ich też w Sztokholmie, w Oslo, ani - prawdopodobnie - we Lwowie. Sądząc po tempie wycofywania się miast-kandydatów, przed końcem roku na placu boju nie będzie już nikogo. Mówi się, że w niektórych amerykańskich serialach reżyserem odcinka zostaje ktoś, kto akurat przechodził korytarzem. Podobnie stanie się niedługo z wyborem gospodarza igrzysk. Prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego wychyli szklankę wódki, okręci się trzy razy dookoła własnej osi i rzuci strzałką od darta w kierunku zawieszonej na ścianie mapy naszego globu. Entliczek, pentliczek, zielony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc... (jak powiedzieli wariaci, wyrzucając przez okno stół bilardowy)
  • W trakcie przedostatnich upałów, w Głogowie roztopił się spory fragment asfaltowej (przynajmniej teoretycznie) ulicy. Samochody ugrzęzły, a telewizje pokazały znamienny widok załamanego człowieka (być może był to któryś z drogowców, a może raczej właściciel przyklejonego auta), siedzącego na krawężniku i skrywającego twarz w dłoniach. Scena tyle symboliczna, co od dawna znana. Już wieszcz Paulo Coelho napisał o tym książkę. Jej tytuł: "Na brzegu rzeki Smoły usiadłem i płakałem".
  • Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zaprasza studentów na staże w Monarze. Następne w kolejności będą: praktyki z matematyki, posady za układy, stanowiska z wysypiska i stołki jak kołki.
  • Białe szczury biegają po krakowskich Plantach - doniósł jeden z internetowych portali. Głośna wieść po świecie niesie, że w Polsce za Wisłą mówi się już wyłącznie po rosyjsku, a ulicami chodzą białe niedźwiedzie. To kolejny dowód, jaka skala dzieli nas w rzeczywistości od ojczyzny Tołstoja i Dostojewskiego. Bo takie rzeczy to może są za Wołgą. Natomiast u nas zamiast białych niedźwiedzi biegają - jak widać - tylko białe szczury, a po rosyjsku to w Krakowie jedynie pierogi robią.
  • Zakończył się krótki, acz burzliwy okres studenckich juwenaliów. Przeglądając programy poszczególnych koncertów w całej Polsce, można dojść do wniosku, że studencka kultura - tak podobno bogata i zróżnicowana - to właściwie tylko trzy zespoły: Kult, Coma i Strachy na Lachy. Oczywiście, odbyły się w naszym kraju juwenalia, na których nie zagrała ani jedna z wymienionych kapel. Z tym, że było to za Kazimierza Wielkiego...
  • Czy to podczas wizyty Prezydenta USA, czy podczas piłkarskich Mistrzostw Świata, rozpoczyna się usilne poszukiwanie jakichkolwiek związków Ważnej Osoby lub Ważnego Wydarzenia z Polską. Zwrócono na przykład uwagę, że Barack Obama jest silnie związany z Chicago (a Chicago - wiadomo: Jackowo, "Dżonu" Pawlak i Polska). I tak dobrze, że nie przypomniano iż prababcia Sekretarza Stanu Johna Kerry'ego urodziła się w Głogówku. Akcentowano też szeroko, że Japończyk sędziujący mecz otwarcia Mistrzostw Świata w Brazylii, swego czasu "gwizdał" w naszej ekstraklasie, a jeden z zawodników kadry Hondurasu ma na drugie imię "Boniek". Próby władowania się tam, gdzie nas nie trzeba, stają się coraz bardziej groteskowe. Jeszcze trochę i usłyszymy, że awangardowy amerykański zespół muzyczny Anthony and The Johnsons w prostej linii wywodzi się z polskiej, ludowej kapeli "Antoni i synowie Jana".
  • A skoro już o piłkarskich mistrzostwach. Rozpoczęły się z wielką pompą, było trochę sensacji i trochę - jak zwykle - sędziowskich błędów. Słabiutko rozpoczęły zwłaszcza ekipy wielkich faworytów z Ameryki Południowej. Argentyna zagrała koszmarnie, ale jej rywale sami strzelili sobie bramkę. Brazylia nie lepiej, ale wydatnie pomógł jej arbiter. Nie ma nic nowego w tym, że gospodarzy turnieju sędziowie ciągną za uszy jak się da. Przynajmniej nikt nie wspomniał tym razem o ręce Boga, albo czymś podobnym... Chociaż, jeśli Brazylijczycy nadal będą się prezentować na boisku tak kiepsko, to latynoskiemu bogowi futbolu może wyrosnąć więcej rąk niż hinduskiej bogini Kali.
  • Jeszcze o piłkarskich sędziach. Kiedyś byli to osobnicy w czarnych strojach, wyposażeni jedynie w gwizdek i dwie kartki. Obecnie arbiter tego typu posiada dodatkowo: słuchawkę w uchu z sobie tylko znanym przekazem, inteligentny zegarek informujący właściciela gdy padnie gol, oraz tubę pianki do golenia, którą to pianką sędzia oznacza na boisku skąd wykonać rzut wolny. Kwestią czasu jest tylko, gdy sędzia piłkarski będzie biegał po murawie mając na nogach interaktywne buty (zliczające przebiegnięty przez piłkarzy dystans, poziom decybeli na stadionie oraz nasycenie trawy chlorofilem), na plecach multimedialny plecak, na nosie Google Glass, a w kieszeni tłumacza kontekstowego, aby wiedzieć o co ma do niego pretensje Algierczyk czy inny Honduranin.
  • Sienkiewicz kiedyś ręcznie pisał powieści, ale poszedł z duchem czasu i teraz pozwala się nagrywać. Zbyt wcześnie przesądzać, czy będzie z tego większa polityczna burza, aczkolwiek okrągła, dwunasta rocznica Afery Rywina jednak do czegoś zobowiązuje.
16. czerwca 2014, 23:25 DST, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

sobota, 14 czerwca 2014

pomarańczowa rewolucja

Była druga połowa 1994 roku. Szerzej nieznany trener, nazwiskiem Louis van Gaal, zebrał w Ajaksie Amsterdam grupę bardzo młodych i również nieznanych holenderskich piłkarzy. Uzupełniona Finem Litmanenem i Nigeryjczykiem Kanu ekipa już kilka miesięcy później wygrała wszystko, co na świecie było do wygrania w klubowej piłce nożnej, z prestiżową Ligą Mistrzów włącznie. Rok później awans do finału tych rozgrywek Ajax powtórzył. Młodzi zawodnicy błyskawicznie zostali gwiazdami, większość z nich (Kluivert, Davids, Seedorf, van der Sar, bracia de Boer) na długie lata stała się podporą najsłynniejszych zespołów, z FC Barceloną na czele. Sam Louis van Gaal miał potem szereg wzlotów i upadków, jednak ten Ajax z lat 1994-1997 uważany jest do dziś za jego najdonioślejsze dzieło. Podkreśla się nie tylko piłkarski technokratyzm van Gaala, zamiłowanie do schematów, rozrysowywanie akcji w najdrobniejszych szczegółach, ale również fakt, że prowadząc zespół, był dla młodych piłkarzy niemal jak ojciec, przekazywał im co mają robić nie tylko na boisku, ale również poza nim. Być może właśnie dlatego nie powtórzył już nigdy sukcesów porównywalnych z tymi ajaxowymi. Metoda taka nie mogła się bowiem sprawdzić, gdy wchodził we współpracę z piłkarzami o uznanej renomie, dojrzalszymi, których nie trzeba było wszędzie "prowadzić za rączkę".

Piłkarska reprezentacja Holandii to z kolei zespół, o którym można by napisać sporej grubości książkę. Przez ostatnie dwie dekady drużyna ta zapisała wszelkie karty światowego futbolu, ze szczególnym wskazaniem na te tragiczno-komiczne. Gdy grali pięknie - przegrywali. Gdy grali paskudnie - wygrywali. Kłócili się o wszystko, włazili trenerom na głowę, konflikty rasowe były na porządku dziennym. Z czterech kolejnych wielkich turniejów (sic!) odpadali po rzutach karnych (słynny półfinał Euro 2000 z Włochami, gdy w jednym meczu nie trafili sześciu karnych już zajął okazałe miejsce w historii piłki nożnej), na kolejne mistrzostwa (świata, w Korei i Japonii) w ogóle nie pojechali. Mistrzostwa Europy w 2008 roku rozpoczęli z najwyższego możliwego pułapu: w grupie roznieśli najpierw ówczesnych Mistrzów Świata Włochów 3-0, a kilka dni później - ówczesnych wicemistrzów Francję 4-1. Gdy już wkładano im na głowę europejskie korony, przejechali się w ćwierćfinale na co najmniej przeciętnych Rosjanach, przegrywając z nimi zdecydowanie. Dwa lata później dotarli Holendrzy aż do finału Mistrzostw Świata w RPA, by na kolejnych Mistrzostwach Europy - w 2012 roku - zająć ostatnie miejsce w grupie.

Te dwie ścieżki splatają się właśnie na naszych oczach. Oto w Brazylii rozpoczęły się XX Mistrzostwa Świata, a trenerem reprezentacji Holandii jest właśnie Louis Van Gaal. I jego zespół przypomina nieco ten Ajax sprzed niemal dwudziestu lat (nie tylko dlatego, że w sztabie trenerskim zasiadają również Patrick Kluivert i Danny Blind). Mniej jest gwiazd europejskich potęg, a znacznie więcej bardzo młodych, perspektywicznych zawodników z holenderskich klubów (no, przyznać się, kto kojarzył wcześniej któregokolwiek z obrońców tej kadry? a są nimi: Vlaar, de Vrij, Martins, Janmaat, Verhaegh, Veltman, Kongolo).

Co z tego wyniknie, nie wie nikt. Piszę jednak te słowa godzinę po zakończeniu meczu Holandii z Hiszpanią, w którym "Pomarańczowi" rozjechali aktualnych Mistrzów Świata i Europy 5-1. A ich gra w drugiej połowie długimi momentami przypominała ten dominujący w Europie Ajax z połowy lat dziewięćdziesiątych. Oczywiście, nie da się uniknąć historycznych analogii. Przypomina się choćby, że poprzednie Mistrzostwa Świata Hiszpanie również rozpoczęli od porażki, a w efekcie i tak sięgnęli po tytuł. Zapomina się jednak przy tym, jak zupełnie inne było to spotkanie. Hiszpanie grali wówczas ze Szwajcarami, przypadkowo stracili bramkę, po czym rywale "zamurowali" własną i mimo huraganowych ataków graczy trenera del Bosque, skończyło się wynikiem 0-1. W dzisiejszym (wczorajszym już właściwie) meczu z Holandią, Hiszpanie zaprezentowali się koszmarnie. Obrona nie istniała, gdy w drugiej połowie ataki Holendrów sunęły na bramkę Casillasa, Mistrzowie Świata mieli ze strachu nogi jak z waty. Zawodnicy z Niderlandów mogli strzelić nie pięć, a dwa razy tyle bramek i z przebiegu gry nie mogłoby to nikogo dziwić.

Jeśli ktoś jednak już dziś typuje Holandię do finału tych mistrzostw, należałoby mu jednak przywołać analogię do Euro 2008. Chociaż wtedy "Pomarańczowych" prowadził niedoświadczony Marco van Basten, który potknął się na pierwszym wirażu. Teraz wszystko w swoich rękach ma van Gaal, który już z niejednego boiska chleb jadł. Jeśli utrzyma w drużynie dobrą atmosferę... Jeśli odpowiednio wyważy proporcje pomiędzy zdolną młodzieżą, a gwiazdami pokroju Robbena, Sneijdera i van Persiego... Jeśli okaże się równie dobrym psychologiem jak strategiem... Jeśli...

14. czerwca 2014, 00:55 DST, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

środa, 4 czerwca 2014

trzynaście mgnień wiosny

Czyli wizyta Prezydenta USA Baracka Obamy w Polsce od kuchni...

08:43 Zulu, Płyta lotniska im. Chopina w Warszawie
Air Force One z Prezydentem Stanów Zjednoczonych na pokładzie miękko przyziemia na płycie lotniska. Po kilkuminutowym oczekiwaniu, w otwartych drzwiach samolotu pojawia się sylwetka Baracka Obamy. Pozdrawia zebranych, po czym rusza schodkami w dół, podziwiając jednocześnie rozbudowany terminal warszawskiego lotniska. Naprzeciw wychodzi mu Prezydent RP, Bronisław Komorowski. Spotykają się, Obama ściska dłoń polskiego prezydenta, mierzy wzrokiem jego sylwetkę, ułamek sekundy dłużej zatrzymuje się na tułowiu, po czym mówi:
- Bronek! I guess the airport isn't the only place that has expanded.
Obaj prezydenci wybuchają śmiechem.

09:17 Zulu, Hangar na lotnisku im. Chopina w Warszawie
Barack Obama wita się z amerykańskimi żołnierzami stacjonującymi w polskich bazach. Chwilę potem rozpoczyna się briefing z udziałem obydwóch prezydentów. Barack Obama zabiera głos:
- Dzię dobły! I'm really glad to be here. But let me speak your language for a change - prezydent uśmiecha się i poprawia posturę - Well, twenty five years ago, tu w Polsce, wszysko sie zacieło...
Wtem nieoczekiwanie mikrofon odmawia posłuszeństwa.
- I nic się pod tym względem nie zmieniło - szepcze jeden z agentów zabezpieczających lotnisko do drugiego, gdy służby techniczne mocują się z felernym mikrofonem.

09:58 Zulu, wnętrze samochodu Prezydenta USA
Cadillac One rusza spod lotniska im. Chopina w kierunku Belwederu. Barack Obama prosi swojego asystenta, aby opowiadał mu o Warszawie, o miejscach, które mijają.
- Well - asystent rzuca okiem na nawigację satelitarną - this is Żwirki i Wigury Street.
- Szwir... Dżwir... OK, forget that... - rzuca poirytowany Obama

11:05 Zulu, Belweder, Warszawa
- We don't have a better friend anywhere in the world than Poland - pompatycznie podkreśla Barack Obama podczas konferencji prasowej w Belwederze - Except Israel. And France. And Italy. And United Kingdom. And Germany. And Japan. And Sweden. And The Netherlands. And Switzerland. And St. Kitts & Nevis. And Botofago... What? It's not a country? A soccer team?!... Whatever... They're our friends too!

12:12 Zulu, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Warszawa
Poczęstunek dla Prezydenta USA i jego delegacji, z udziałem Premiera Donalda Tuska. Barack Obama zachwyca się podanymi owocami:
- Wow, these strawberries are delicious! How do you call them in Polish?
- Truskawki - odpowiada tłumacz
- TUSKAFKI? - dziwi się Obama, po czym zwraca się do polskiego Premiera - Is it just your own line of strawberries or did you change the whole name?

12:23 Zulu, plac przed Belwederem, Warszawa
Prezydent Bronisław Komorowski rozmawia z dziennikarzami.
- Panie Prezydencie, czy w tej krótkiej rozmowie z Prezydentem Obamą poruszył pan sprawę zniesienia wiz dla Polaków?
- Proszę państwa, nie ma powodów do obaw - zapewnia Prezydent Komorowski - Oczywiście, poruszyłem ten temat i pan Prezydent Obama zapewnił mnie, że sprawa została już załatwiona! Wizy dla obywateli Polski zostały zniesione w ubiegłym miesiącu. Wcześniej znajdowały się w gabinecie na trzecim piętrze, a teraz są na parterze.

12:47 Zulu, gabinet w budynku Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Warszawa
Dwóch Bardzo Ważnych Urzędników Kancelarii rozmawia na temat planu wizyty Baracka Obamy.
- Ty, a co Obama właściwie robi popołudniu? - pyta jeden z nich, wyraźnie "wczorajszy"
- Po obiedzie ma drugie spotkanie z Komorowskim, nieco dłuższe - wylicza drugi - A w międzyczasie jedzie obejrzeć malarstwo barokowe.
- Barakowe? Nie obrazi się..?
- BAROKOWE, idioto! To taki styl w sztuce. Caravaggio, Esteban Murillo, nie słyszałeś?
- Aaa, jasne, że słyszałem! Czekaj, czekaj... Ten pierwszy to chyba Inter Mediolan, a ten drugi to... eee... już wiem! Reprezentacja Brazylii w siatkówce! Albo Argentyny... Ale na pewno nie gra w Europie! Chyba, że w jakiejś drugiej lidze...

13:01 Zulu, Hotel "Marriott", Warszawa
Craig, szef ochrony Baracka Obamy, przygładza lśniące od potu i brylantyny włosy, po czym poprawia tkwiącą w uchu słuchawkę. W tej samej sekundzie rozlega się w niej głos:
- Boss, we have a situation here! Come to the lobby, now.
Craig zbiega trzynaście pięter po schodach. Pięć lat służby w Blackwater sprawiło, że ma się jednak tę kondycję. Na dole zastaje przedziwny widok. Polscy ochroniarze hotelu nie chcą przepuścić wysokiego mężczyzny w białym stroju, który jest wyraźnie wyprowadzony z równowagi.
- OK, people, calm down! - uspokaja nastroje Craig, po czym zwraca się do faceta w bieli - Excuse me sir, who are you?
- Wojciech Modest Amaro - odpowiada perfekcyjną angielszczyzną zapytany - Chef, restaurateur, television personality. I'm responsible for the dinner for President Obama.
- So where is the problem? - pyta Craig
- They didn't let me in - poirytowany Amaro wskazuje na ochroniarzy
- Why?
- Because of this - kucharz podnosi do góry worek pełen białego proszku
- To jest wąglik! Zaraz wybuchnie! - wrzeszczy jeden z ochroniarzy, a drugi chowa się pod biurko i przykrywa dłońmi głowę
- Żaden wąglik do ku**y nędzy!!! - piekli się Amaro - To jest mąka orkiszowa. Potrzebuję jej do przygotowania obiadu dla Prezydenta.
- To wąglik - spod biurka słychać głos ochroniarza - Widziałem w telewizji taki sam!
- Paul, what the hell they are talking about?! - wkurzony Craig zagaduje swojego polskiego asystenta - Pawła, który przed chwilą również pojawił się na miejscu
- The security guard claims it's anthrax - Paweł wskazuje na torbę z mąką
- Noł, noł anthrax! - protestuje pierwszy z ochroniarzy - Anthrax to jest taka kapela metalowa, mój syn ich słucha. A to jest wąglik! WĄ-GLIK!
- God damn it... - mruczy pod nosem Craig, bierze worek od Amaro, zanurza w niej ośliniony palec i próbuje. - Flour - orzeka po chwili
Sytuacja opanowana, wszyscy się rozchodzą.
- A po mojemu to i tak jest wąglik - mówi pierwszy z ochroniarzy, po czym krzyczy za odchodzącymi agentami - Żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy! Zobaczycie, to będzie piekielna kuchnia!

14:28 Zulu, Hotel "Marriott", Warszawa
Prezydent USA oblizuje się po obiedzie, sięga po serwetkę, po czym gestem przywołuje swojego asystenta.
- Jim, remind me my schedule for tomorrow.
- Yes, Mr President - prostuje się Jim i zaczyna wyliczać - First, there is an appointment with Petro Poroszenko, President of the Ukraine, King of Chocolate...
- King of Chocolate?! - przerywa mu Obama - Are you trying to insult me?
- Of course not, Mr President. This man is the owner of chocolate factory.
- Hmmm, you know what, Jim? - zastanawia się Obama - Those Polish and Russian names are so difficult... Poroshenko, Tymoshenko, Komorovski, Putin...
- What?
- What "what"?!
- You said "Put in", Mr President... So I asked what are you expecting me to put in...
- Jim, for God sake! Are you out of your mind?! There are wires, microphones everywhere... Do you want another sex scandal?!
- No, of course not!
- OK then... So I was wondering if this King of Chocolate guy wouldn't mind when I'll call him "Willy Wonka"? You know, because of the factory...
- Who knows, Mr President... Those people from Eastern Europe have bizarre sense of humor... Do you remember the previous President of Ukraine? Janukovych? He was trying to call you as "The Dark Lord"...
- And that's why he must gone... - uśmiechnął się złowieszczo Barack Obama

18:12 Zulu, Zamek Królewski, Warszawa
Uroczysta kolacja z udziałem Prezydenta USA i wielu znamienitych gości ze świata polityki. Barack Obama trąca się kieliszkami szampana z Lechem Wąłesą.
- Mr Wałęsa, what about your moustache? - zagaja Obama - It's so old fashioned, especially these days. Look at President Komorovski.
Lech Wałęsa prosi asystenta o przetłumaczenie, po czym wyraźnie wzburzony odpowiada:
- O nie, ja się ogolić nie pozwolę! Noszę wąsy od przedwojny...

20:41 Zulu, Hotel "Marriott", Warszawa
Prezydent Obama z ciężkim westchnieniem opada na łóżko w swoim apartamencie. Zdejmuje buty, rozmasowuje stopy i przywołuje swojego asystenta.
- What a day, Jim, what a day... - wzdycha - So, tell me, what they have planned for us for the evening? I'm hoping for a great fun.
- Well, Mr President, there is a Light and Sound Show. Then the fireworks...
- Fireworks? Come on... It's boring... - krzywi się Obama - I'd rather watch a basketball game. What have you got?
- Hmmm, there are men's finals currently...
- Fantastic! Which teams are playing?
- Emmm... Stelmet Zielona Góra and PGE Turów Zgorzelec - Jim recytuje z podręcznego tabletu - Third game between them starts right now.
- Żelona... what? Zgoszelec...?
- Zielona Góra. It means "Green Mountain" - wyjaśnia asystent
- Green Mountain?! - dziwi się Barack Obama - No, sounds like narcotics... And the other team?
- Turów. From "tur", such animal, similar to bull...
- Bull? Awesome! Like Chicago Bulls, my favourite team. I like this... Tooruff! - uśmiecha się Prezydent - Do they have a TV here?
- Yes, Mr President.
- Great. Bring it on!

21:30 Zulu, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Warszawa
Na korytarzach budynku wielkie poruszenie. Wszyscy biegają bez celu, a atmosfera jest nerwowa i napięta. Do budynku wchodzi Radek Sikorski, Minister Spraw Zagranicznych.
- A co tu u was tak gwarno o tej porze? - zaczepia pierwszego z brzegu urzędnika
- Panie ministrze, niedobrze - zeznaje krawaciarz, trzęsąc się jak osika - Prezydent Obama obiecał nam dzisiaj miliard dolarów na zbrojenia, prawda?
- No tak, i co z tego? - dziwi się Sikorski
- Ale przecież Amerykanie nie mają takiej liczby jak miliard! U nich jest milion, a potem od razu bilion... Więc jak będzie mógł dać nam coś, czego nie ma...?
- Cholera... faktycznie - zasępia się minister, który oczami wyobraźni jeszcze przed chwilą widział siebie podpisującego jako przedstawiciel Rządu kontrakt z firmą Sikorsky na dostawę śmigłowców bojowych - Czyli Amerykanie znowu nas wycyckali?
- Na to wygląda... A co będzie jak się premier dowie? O Boże... - urzędnik niemal płacze
- Nie, spokojnie, Donalda biorę na siebie... - myśli głośno Sikorski - Ale nie mówcie Kaczyńskiemu! Te jego dwa miliardy złotych na inwestycje zupełnie zbledły przy miliardzie dolarów od Obamy. Więc ten miliard musi się znaleźć. Hmm... Wiem! Podniesiemy wiek emerytalny do 89 lat. Ta liczba się ostatnio tak dobrze kojarzy, wolne wybory 1989 roku... Powiemy ludziom, że to w nagrodę za wywalczoną wolność ćwierć wieku temu i takie tam... Łykną to jak gęś kluski! No, to cześć pracy.

22:21 Zulu, ostatnie piętro Hotelu Marriott, Warszawa
Prezydent Obama krząta się w swoim apartamencie. Przy okazji, korzystając z pomocy asystenta i polskiego tłumacza, próbuje napisać przemówienie na jutro. Nagle do pokoju wchodzi, w asyście szefa ochrony, hotelowa pokojówka (P). Zadaje pytanie, które tłumacz (T) natychmiast przekłada Prezydentowi (O).
(T): - Mr President, she wants to know if you have your evening slippers or not.
(O): - I've got.
(T): - Mówi, że ma.
(P): - Jeden czy dwa?
(T): - One or both?
(O): - Both
(T): - Oba ma.


4. czerwca 2014, 01:11 DST, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

PS. 
22:31 DST, Hala MOSiR, Zielona Góra  
Turów Zgorzelec przegrywa po dogrywce ze Stelmetem Zielona Góra 92:93. W rywalizacji do czterech zwycięstw, Turów prowadzi jednak 2-1.

http://blogroku.pl/2014/kategorie/trzynal-cie-mgniel-wiosny,axh,tekst.html