sobota, 21 maja 2016

house of cats (część 1.)

Akt 1.
Wewnętrzny telefon zadzwonił krótko po tym, jak Franciszek Poddrzewny po raz pierwszy wszedł do swojego nowego gabinetu w siedzibie partii Plandeka Obywatelska.
- Szefie, przyszedł pan Piotr Rusek - w słuchawce rozbrzmiał głos asystentki - Mówi, że pan go wzywał.
- Tak, niech wejdzie - rzucił Poddrzewny
Zanim rozległo się pukanie do drzwi, zdążył jeszcze tylko krótko omieść wzrokiem pokój, szczególnie pogardliwym spojrzeniem obdarzając wiszący na ścianie landszaft oraz stojące na biurku zdjęcie rodzinne, którego najwyraźniej nie zdążył zabrać odchodzący w pośpiechu poprzednik. Gdy jednak drzwi otworzyły się, Franciszek natychmiast przywołał na twarz sztuczny uśmiech i szerokim gestem zaprosił gościa do środka.
- Witaj i rozgość się - wskazał przybyłemu wygodne fotele a'la Król Słońce, stojące przy ścianie z nieszczęsnym landszaftem
- Dziękuję - trochę niepewnym głosem powiedział Piotr Rusek, a zauważając dzieło na ścianie dodał - Piękny obraz!
- W rzeczy samej, w rzeczy samej - Franciszek Poddrzewny był mistrzem kłamstwa - Siadaj, siadaj, przyjacielu. I pozwól, że się oficjalnie przedstawię. Nie wiem czy wiesz, ale zostałem właśnie mianowany...
- ... nowym szefem dyscypliny partyjnej w naszej partii - dokończył Piotr Rusek korzystając z tego, że Poddrzewny zawiesił na moment głos (celowo rzecz jasna, ale skąd biedny Rusek mógł to wiedzieć)
- Ha, młodość! W lot chwyta wszystkie nowości. Uwielbiam takich ludzi! - zakrzyknął Poddrzewny - Tak, to prawda. Przedwczoraj wróciłem ze Stanów i istotnie, zgodziłem się przyjąć tę funkcję. Greg Scheda i Ewa Piłkarz prosili mnie o to osobiście. Ale powiem ci, przyjacielu, w zaufaniu, że to jest tylko wersja oficjalna, ściema - jak to mówią młodzi. Przykrywka dla mediów. W największym sekrecie zdradzę ci, że tak naprawdę moja najważniejsza funkcja to szef kampanii wyborczej naszej partii. Oczywiście dopóki nie ma kampanii wyborczej, trudno by było oficjalnie ogłaszać jej szefa. Dlatego na razie ta zmyłka z dyscypliną partyjną. Ale ja już teraz, mimo że wybory dopiero za trzy lata, zaczynam w tajemnicy opracowywać strategię. Musimy wygrać te wybory. I wygramy! Prawda?
- Tak... wygramy! - potaknął zaskoczony Rusek, ale w jego głosie pewność siebie istniała jedynie w ilościach homeopatycznych
- Tak jest! To mi się podoba! - nie przestawał "urabiać" gościa Poddrzewny, udając akceptację dla jego nikłego entuzjazmu - I właśnie dlatego zaprosiłem dziś ciebie. Wczoraj przeglądałem biogramy wszystkich członków naszej partii i od razu zwróciłem uwagę na ciebie. Spodobało mi się twoje zaangażowanie w młodzieżówce i postanowiłem, że zostaniesz kluczowym elementem mojej strategii, jej kamieniem węgielnym można by rzec. Musimy bowiem już dziś zacząć niwelować społeczne poparcie dla obecnego rządu. Musimy już dziś nastawić społeczeństwo przeciw partii Brawo Niesprawiedliwość!
- Tak, i ja właśnie mam kilka pomysłów jak to zro... - zaczął niepewnie Piotr Rusek, aczkolwiek ośmielony trochę komplementami szefa
- Musimy to zrobić, bo do tej pory każde ich działanie, nawet ewidentne błędy i wpadki, nie powodują tego, na czym nam zależy, czyli spadku ich społecznego poparcia - Franciszek Poddrzewny "nie usłyszał" tego, co mówi Rusek, gdyż w tym samym momencie zerwał się gwałtownie z fotela i zaczął chodzić po całym gabinecie, wymachując zamaszyście rękoma - Na pewno to dostrzegasz, prawda?
- Eee... tak, faktycznie - Rusek był kompletnie zbity z tropu - Na przykład sprawa Trybunału...
- Właśnie! - klasnął dłońmi Poddrzewny - Wydawało by się, że ludzie powinni zaprotestować, wyjść setkami tysięcy. A tu nie, protestuje jakaś garstka prowadzonych przez tego hippisa Mateusza Ukraińskiego i naszego kumpla Ryśka. Ale my sami wiemy, że jest ich nawet mniej niż twierdzą "Wiadromości". Dlaczego tak jest...?
- Bo...
- Bo ludzi nie obchodzą żadne Trybunały - sam sobie odpowiedział Poddrzewny - Bo uważają sędziów i te trybunały za oderwaną od społeczeństwa władzę, za panów magnatów co to mają gdzieś społeczeństwo i nie mają pojęcia o problemach zwykłych ludzi. I tak samo jest ze wszystkim. Brawo Niesprawiedliwość gra tą kartą - problemami zwykłych ludzi. Dlatego nawet ta opłata audiowizualna nie zniweluje poparcia dla nich. Bo owszem, doliczy ludziom do rachunku za prąd kilkanaście złotych, ale znacznie więcej, dziesięciokrotnie więcej, zapłacą właściciele firm, przedsiębiorcy, którzy mają wiele liczników elektrycznych. A szarym ludziom się to podoba - że ktoś się wreszcie bogaczom, wyzyskiwaczom do dupy dobierze! Tu jest pies pogrzebany! A jak z początkiem kwietnia wejdzie ten ich sztandarowy program, 500 wiadomo czego, to już nigdy ich nie dogonimy, tak im poparcie wystrzeli. Dlatego musimy zrobić coś, co ludzi otrzeźwi, co zwróci większość społeczeństwa przeciw Rządowi!
- No więc ja mam właśnie kilka...
- I ja coś takiego wymyśliłem! Uderzymy w nich całkowitym zakazem aborcji! - Franciszek Poddrzewny powiedział to takim tonem, jakby zdradzał właśnie komuś lokalizację Bursztynowej Komnaty.
- Ale oni wcale nie mają zamiaru wprowadzać całkowitego zakazu aborcji... - zdziwił się Rusek - Mój kumpel z liceum jest u nich w strukturach lokalnych i podobno od samego Prezesa ma takie informacje, że w pierwszym roku rządów w ogóle nie będą ruszać kontrowersyjnych tematów. A aborcją jeśli w ogóle się zajmą, to ewentualnie dopiero jak wygrają kolejne wybory, ale na pewno nie przed końcem tej kadencji...
- Oczywiście że nie mają zamiaru, myślisz że tego nie wiem? - Poddrzewny spojrzał mu prosto w oczy - Ale my musimy zrobić tak, żeby LUDZIE MYŚLELI, że oni chcą już teraz ten zakaz wprowadzić. Rozumiesz? To jest polityka, tu fakty nie mają żadnego znaczenia.
- Aha... no tak... rozumiem - wydukał Rusek - Ale jak...?
- Już wszystko obmyśliłem. Posłuchaj, trzeba uruchomić grupy nacisku, które zrobią wokół tej sprawy szum. Są dwie takie grupy: biskupi oraz te jakieś ruchy pro-life. Do biskupów nie mamy dojścia, przynajmniej do tych co trzeba, dlatego zostają te ruchy. I tu się pojawia twoja rola. Ty masz kilku znajomych ze szkolnych czasów, którzy działają w tych grupach - w tym momencie Poddrzewny wyjął z teczki kilka fotografii i położył je przed Ruskiem
- Ale skąd wy...?! Poza tym ja te znajomości już dawno zerwałem.
- To je odnowisz. A skąd wiemy? Proszę cię... Mówiłem, że sprawdzałem wczoraj każdego członka partii? Mówiłem. Myślisz, że sprawdzałem to jaką kto kuchnię lubi, jakiej drużynie kibicuje, albo jakie miał oceny na studiach? Przecież takie informacje nie mają w polityce żadnej przydatności. Zatem słuchaj. Pójdziesz do tych ludzi i powiesz im dokładne przeciwieństwo tego, co tu przed chwilą mówiliśmy. Powiesz im, że właśnie TERAZ jest dobry moment, ostatni moment, żeby naciskać na rząd w sprawie zakazu aborcji, bo im bliżej wyborów tym mniejsza szansa, że będzie się chciał zająć trudnymi tematami. To są łatwowierni ludzie, powinni od razu złapać haczyk. A jak oni to ruszą, to jeszcze uruchomimy media, zadzwonimy do kogo trzeba, i zrobi się taki kocioł, że Brawu Niesprawiedliwości od razu zacznie spadać w sondażach.
- Ale przecież ci moi znajomi na pewno wiedzą, że ja jestem w Plandece Obywatelskiej!
- To im powiesz, że po klęsce w wyborach atmosfera w partii jest fatalna, że zaczyna się szukanie winnych, polowanie na czarownice i takie tam... I że po cichu szukasz sobie miejsca wśród zwycięzców, a żeby się wkupić w łaski partii rządzącej, potrzebujesz jakiejś głośnej inicjatywy. I prosisz ich żeby ci pomogli, żeby cię pociągnęli. Jak mówiłem, to są naiwniacy, oni są święcie przekonani, że Brawo Niesprawiedliwość ma podobne poglądy, że tylko czeka na ich oddolny sygnał i natychmiast poprze ich głos. Nie mają pojęcia, że Prezes jest sprytnym politykiem i nie będzie się bawił w takie kontrowersyjne rzeczy.
- Może to i prawda, ale...
- Przyjacielu, nie ma żadnego "ale". Musimy teraz zwrócić społeczeństwo przeciw Rządowi, bo za chwilę już będzie za późno. To jest ostatnia szansa! - perorował Poddrzewny - Poza tym, opłaci ci się to.
- A jak?
- Miejsce biorące na listach w stolicy w następnych wyborach. Stuprocentowo biorące. U nas, albo u Ryśka, zależy która partia będzie przed wyborami wyżej w sondażach.
- I on się zgodzi?
- Mi nie odmówi - powiedział stanowczo Poddrzewny - A do tego może nawet teka wiceministra, jak będzie fajny wynik w wyborach.
- To wszystko jest bardzo kuszące, ale... - wzbraniał się Rusek - Nie wiem czy jestem na to gotowy. Może jednak zastanowić się nad którymś z moich pomysłów...?
- KAŻDY z twoich pomysłów mi najniżej zwisa! - Poddrzewny dopiero teraz zaczynał pokazywać swoją prawdziwą, bezwzględną twarz - Zrealizujesz mój plan, czy ci się to podoba czy nie.
- Przecież mogę odmówić. Nawet... nawet gdyby ceną była utrata członkostwa w partii.
- Oczywiście, że możesz. Ale wtedy... Cóż, sądziłem, że jednak do tego nie dojdzie, ale skoro nalegasz... - rzekł jadowicie Poddrzewny, po czym wyciągnął z torby laptop, kilka razy przejechał palcami po touchpadzie i odwrócił ekran w kierunku Ruska - Wtedy do mediów, do wielu mediów, "przypadkiem" wycieknie nagranie tego, co robiłeś z córką prezydenta Kobzy w motelu "Jaśminowy Sen", dnia 11.listopada 2015 roku.

Twarz Piotra Ruska w okamgnieniu stała się bielsza niż ściana na której wisiał niesławny landszaft.
- Ale... ale... skąd...? Jak to...? - dukał tylko
- Cóż, żyjemy w czasach powszechnej inwigilacji, kamery są wszędzie, te ukryte również... - rozbawiony Poddrzewny zaplótł dłonie i położył je na brzuchu, rozsiadając się wygodnie - Szef recepcji tego motelu, niejaki pan Puchacz, oraz jego przyjaciele na takich nagraniach dorobili się paru willi w Konstancinie.
- Ale to jest kryminał! - krzyknął Rusek
- Może i tak, ale sprawy w sądach, apelacje, kasacje, będą się ciągnąć latami, nam i tak nikt nie udowodni że to my byliśmy źródłem "wycieku", za to ty będziesz skończony w jednej chwili.
- Córka prezydenta jest pełnoletnia i może robić co chce i kiedy... - bronił się jeszcze desperacko Rusek
- Ależ oczywiście, że tak! Tylko wytłumacz to szarym zjadaczom chleba. Ach, już widzę te tytuły w brukowcu "News" albo na portalu "Chihuahua". "Młody działacz partii opozycyjnej i córka prezydenta przyłapani na... Zobacz pikantne zdjęcia!", albo coś w tym stylu: "W dzień udawani wrogowie, a nocami spółkują - tak się brata klasa polityczna!". Ależ ci się dostanie, przyjacielu. Takie bezeceństwa i to w dniu święta narodowego, mój Boże... Prawie ci zazdroszczę, przez jakiś czas będziesz słynniejszy niż Clinton! - Poddrzewny bawił się doskonale
- To jest... to jest... - kompletnie skołowany Rusek chyba powoli tracił kontakt z rzeczywistością
- To jest polityka, mój drogi. W miłości, na wojnie i w polityce wszystko jest dozwolone. Ale nie martw się. Z tego filmu wynika, że masz jeszcze inne zdolności niż polityczne. I może nawet zrobisz karierę w zupełnie innej branży. Wiesz co, pokażę ci moje ulubione fragmenty! - polityk pochylił się gwałtownie do laptopa i przesunął suwak pliku wideo, a na ekranie zaczęły przeskakiwać klatki filmu.
- Nie! - wrzasnął Rusek jak oparzony - Zrobię to! Zrealizuję pana plan...
- Nigdy w to nie zwątpiłem - uśmiechnął się sardonicznie Poddrzewny, zamykając komputer


Akt 2.
Atmosfera w willi na Żoliborzu była czarna jak smoła, którą uszczelniano dach pobliskiego garażu, w związku z czym nieznośny zapach niósł się ponad dachami niewysokiej zabudowy i zmusił mieszkańców do pozamykania okien. Tylko w rzeczonej willi okno pozostawało otwarte. A po drugiej jego stronie, sam Prezes chodził po pokoju tam i z powrotem, wciąż trzymając się za głowę i tarmosząc resztki posiwiałych włosów.
- Taka klęska! Taka katastrofa! - biadolił - I to akurat teraz, gdy właśnie ruszył nasz sztandarowy program...
- MÓJ sztandarowy program - odezwał się lodowaty głos z wysokiego fotela, stojącego przy drzwiach wejściowych - Nie zapominaj, kto ten program wymyślił od pierwszej do ostatniej literki.
- Tak tak, oczywiście, twój program - zmitygował się Prezes - Miałem tylko na myśli, że nasz rząd...
- A co do klęski - przerwał mu ten sam głos - To kto ci kazał kłapać dziobem po telewizjach, że jesteś katolikiem i masz obowiązek słuchać biskupów? Myślałby kto, że ty kiedykolwiek posłuchałeś zdania tych pasibrzuchów...
- No prawda, prawda, człowiek jest głupi na stare lata... - topił się w samokrytyce Prezes - Zaskoczyli mnie ci dziennikarze, a ja zamiast się zastanowić, odesłać ich do rzecznika, to o ojcu Podgrzybku pomyślałem i tak mi się jakoś samo powiedziało...
- Tobie się powiedziało, a ja teraz będę musiał myśleć za was wszystkich, jak to odkręcić!
- Mój Boże, taka klęska, taka katastrofa...
- Już przestań się mazać! - zażądał właściciel zimnego, przenikliwego głosu - Coś się wymyśli. Od jutra wszyscy podobno najważniejsi, od premier Ptaszydło i ciebie począwszy, na każde pytanie do tego tematu macie odpowiadać, że to jest kwestia sumienia, a w kwestiach sumienia w Brawie Niesprawiedliwości nie ma dyscypliny głosowania i takie tam. Zamieciemy to pod dywan i za jakiś czas sprawa ucichnie.
- Ale piorunujący start naszego... przepraszam... twojego sztandarowego programu został bezpowrotnie zaprzepaszczony - smutno skonstatował Prezes - Przez pierwszy tydzień wszyscy mieli mówić tylko o tym, wszystkie media, że pięćset...
- Zgadza się, tego już nie cofniemy - ponownie przerwał mu lodowaty głos - I ktoś musi ponieść za to odpowiedzialność. Trzeba znaleźć i ukarać winnego. Tego, kto puścił tę plotkę.
- Ale kto to mógł być? - podrapał się w głowę Prezes - Na pewno nikt z naszej partii, ręczę za tych ludzi. To na pewno ktoś z Plandeki, albo od Ryszarda Trupe.
- Szukanie winnego zostaw mi - powiedział tajemniczy osobnik siedzący w fotelu - Wy zajmijcie się odkręcaniem tego burdelu, coście go zmajstrowali...
- Tak jest - zapewnił Prezes - A czy... czy mogę zamknąć okno? Ta smoła...
- Nie możesz. Piękny aromat... - rozmarzył się głos

Akt 3.
Wysoki, szczupły mężczyzna w czarnym kapeluszu i długim płaszczu z postawionym kołnierzem, szedł pospiesznie przez spowite ciemnością zaułki warszawskiej Sadyby, co rusz oglądając się za siebie. Dotarł wreszcie do celu swojej wędrówki, zatrzymując się przed furtką płotu, za którym w oddali majaczył kontur piętrowego "bliźniaka". Przez chwilę jakby się zastanawiał, rozejrzał się jeszcze raz dookoła, ostatecznie jednak otworzył furtkę i ruszył naprzód. Drzwi otworzyły się dopiero po trzecim dzwonku. Franciszek Poddrzewny wyjrzał ostrożnie przez uchylone skrzydło i przez dłuższy moment lustrował wzrokiem dziwnego gościa. Dopiero gdy poznał przybysza, wyszedł poza próg, ale i tak niepewnie rozglądał się na boki.
- Rusek?! Co ty tu, do cholery, robisz?! I to w dodatku ubrany jak szpieg z taniego filmu...
- Zakazał mi pan telefonować, a to nie może czekać do jutra. Mam problem - powiedział konspiracyjnym szeptem Piotr Rusek
- Wszyscy mamy, i to od paru miesięcy - syknął Poddrzewny - Ale to nie powód, żebyś tu przyłaził osobiście. Zrobiłeś dobrą rzecz, ruszyłeś lawinę i właśnie teraz nikt nie powinien zobaczyć nas razem.
- Właśnie, zrobiłem dobrą rzecz i to przez to mam teraz problem - zdenerwował się Rusek
- Jaki problem, do diabła, gadaj szybko, bo nas naprawdę ktoś zobaczy!
- Od wczoraj mam wrażenie, że ktoś za mną chodzi, jakby mnie śledził. Cały czas czuję czyjś wzrok na sobie, nigdy tak nie miałem, już mam tego dość!
- Odkąd podjąłeś się tego zadania, działasz w silnym stresie, jesteś przewrażliwiony i pewnie ci się wydaje - Poddrzewny położył mu rękę na ramieniu, ale Rusek natychmiast ją strącił
- Nic mi się nie wydaje! - warknął - Mówię panu, ktoś za mną łazi, oni coś wiedzą, wiedzą że to ja...
- Ale kto? - zdziwił się Poddrzewny
- Nie wiem! Agenci jacyś z Brawa Niesprawiedliwości. Albo od prezydenta Kobzy. Przecież to ja doprowadziłem do tego, że ich sztandarowy program nie wypalił medialnie i w ogóle... Będą się mścić!
- Mścić? Niby jak? Za dużo się naoglądałeś "Gry o Trąd" - prychnął Poddrzewny - Albo tego serialu o bezwzględnym prezydencie USA.
- Ja wiem swoje - przerwał mu Rusek - Podobno Prezes, aby wreszcie wygrać wybory, nawiązał współpracę z jakimiś potężnymi sprzymierzeńcami. Pana nie było w kraju, ale ludzie różne rzeczy mówią. Nawet takie, że to wcale nie Prezes pociąga za wszystkie sznurki. A w związku z tym boję się o swoje bezpieczeństwo. I żądam ochrony!
- Ochrony?! Na mózg ci pad...
- A tak! Oddałem ogromną przysługę partii i oczekuję, że partia teraz o mnie zadba. W dupie mam te wszystkie miejsca biorące i wiceministry. Ja chcę żyć! A jak pan mi odmówi, to opowiem w mediach skąd się wzięła ta cała historia z zakazem aborcji!
- Nikt ci nie... - zaczął Poddrzewny, ale zaraz ugryzł się w język - Dobrze, nie potrzebujemy teraz więcej kwasu niż mamy. Dostaniesz ochronę. Zajmie się tym mój najbliższy współpracownik. Jest najlepszy w branży. Zgłosi się do ciebie jutro, o 6:00 rano. Przedstawi się jako Stempel, tak się będziesz do niego zwracać i to wszystko co musisz o nim wiedzieć. Pasuje?
- Tak, dziękuję szefie - ucieszył się Rusek - To ja... To ja już pójdę.

Poddrzewny zamknął drzwi jeszcze zanim Rusek odwrócił się na pięcie. Młody polityk postawił ponownie kołnierz, zsunął niżej kapelusz i ruszył w powrotną drogę przez słabo oświetloną boczną drogę. Chciał jak najszybciej znaleźć się na głównej ulicy, gdzie czuł się znacznie bezpieczniej, w zgiełku ruchu samochodowego, który w stolicy nie ustawał nawet tak późnym wieczorem. Przez chwilę zastanawiał się wręcz, czy nie skrócić sobie drogi przez zapuszczony park, ale uznał, że jednak bezpieczniej będzie poruszać się po asfalcie, gdzie od czasu do czasu minie go jakiś samochód czy wracający z drugiej zmiany pracownik. Był już mniej więcej w połowie drogi, gdy za sobą usłyszał warkot silnika. Zza zakrętu z piskiem opon wyłonił się czarny samochód. Rusek w ostatniej chwili uskoczył z asfaltu na wąski chodnik, gdy auto, z wnętrza którego dobiegały potężne basy muzyki techno, przemknęło obok niego i zniknęło za kolejnym zakrętem. Polityk złapał się za serce, zatoczył i oparł plecami o ścianę najbliższego budynku - jakiejś zrujnowanej, opuszczonej kamienicy. "Uff, a już myślałem, że jadą po mnie...". Odetchnął i chciał ruszyć w dalszą drogę, gdy w tej samej chwili z góry spadło mu coś na głowę. Wszystko wydarzyło się tak błyskawicznie, że Rusek zanotował tylko, iż to coś było ciężkie, ale nie twarde. Nie ogłuszyło go, ale ścięło z nóg tak, że upadając uderzył potylicą w krawężnik. Trochę oszołomiony próbował się pozbierać, ale uderzenie o chodnik jednak zamroczyło go na tyle, że nie był w stanie się podnieść, a kołyszący się w oczach obraz nie ułatwiał zadania. I wtedy dobiegł go zimny, lodowaty wręcz głos. Cichy, ale tak wyraźny, że Rusek słyszał dokładnie każde słowo.
- Popełniłeś wczoraj wielki błąd. Nie powinieneś ruszać tej sprawy. Ale już za późno - głos cedził poszczególne zdania
Ktokolwiek to mówił, musiał być bardzo blisko, ale polityk nie potrafił go dostrzec, bo okolicę oświetlała tylko jedna latarnia, a róg kamienicy zasłaniał przed światłem ten fragment chodnika, gdzie musiał stać teraz tajemniczy napastnik. Znikąd nie można było też spodziewać się pomocy - ulica była opustoszała, okoliczne domy-rudery zapewne niezamieszkane, a jeśli nawet zamieszkane, to od ich lokatorów prędzej należało się spodziewać dodatkowych kłopotów niż pomocy. Oszołomiony i zapewne nie myślący trzeźwo Rusek, zdołał jednak wydobyć z siebie dość odważne pytanie:
- Kim ty jesteś?
- Ja? - odezwał się ów lodowaty głos, po czym zamilkł na chwilę - Jam częścią jest tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni.

I zanim polityk zdołał pomyśleć, czy gdzieś już słyszał te słowa, dostrzegł tuż przed sobą jakieś poruszenie. Z mrocznego cienia, w nikłe światło latarni w którym leżał, zbliżał się napastnik. Gdy zbliżył się na odległość może półtora metra, Rusek wreszcie go zobaczył. Widok, który ujrzał, miał zapamiętać do końca swojego życia. Czyli zaledwie przez kolejne trzy sekundy. Coś błysnęło i dla Piotra Ruska, młodego działacza Plandeki Obywatelskiej, zapadła wieczna ciemność.

CDN

21. maja 2016, 00:22 DST,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego