środa, 26 listopada 2014

duża czerwona książeczka

Nad "Wiadomościami" TVP pastwiłem się tutaj wielokrotnie. Trzeba jednak przyznać, że powodów do takiej czynności dostarczają one aż nadto. Dla pokolenia moich rodziców i dziadków - jedyny serwis informacyjny, dla wielu - rzecz niemal sentymentalna, ostatnio zmienia się w program iście rozrywkowy, staczając się z prędkością, której nie przewidzieli najwięksi teoretycy równi pochyłej. Z pretensjonalnych grafik, które przyprawiały o płacz i zgrzytanie zębów jeszcze kilkanaście miesięcy temu, na szczęście w pewnym stopniu zrezygnowano. Ale w przyrodzie nic nie ginie! Klasyczną czołówkę zastąpiono krótkim materiałem filmowym, zapowiadającym jedną z wiadomości. Dopiero potem jest sygnał główny, prowadzący wita się z telewidzami i... zapowiada pozostałe newsy. Czemu służyć ma ten zabieg, wie pewnie wyłącznie sam jego pomysłodawca. Dalsza zawartość "Wiadomości" jest równie przewidywalna jak scenariusz polskiej komedii romantycznej. Trochę o polityce, coś z Polski jeśli akurat się dnia tego coś ważnego nad Wisłą zadziało, obowiązkowo coś zgryźliwego o Rosji albo pochlebnego o Ukrainie (z egzaltowanym komentarzem redaktor Marii Stepan) i równie obowiązkowo (niemal w każdym wydaniu!) "wyciskacz łez", czyli minireportaż o jakiejś życiowej tragedii, najczęściej rozbitej rodziny, ubogich ludzi, tudzież ciężko chorych dzieci. A potem już tylko "michałek" (pomysł zerżnięty żywcem z "Faktów" TVN, gdzie wprowadził to swego czasu Tomasz Sianecki, a obecnie znakomicie kontynuuje Maciej Mazur). "Michałek" to news błahy, z przymrużeniem oka, na zakończenie programu. W "Wiadomościach" robi to redaktor Adam Feder, i robi to z taką swadą, że człowiek zaczyna doceniać żarty Karola Strasburgera. Bo więcej powodów do śmiechu znalazłoby się w dowolnie wybranej książce telefonicznej. Warto zauważyć wreszcie, że szef tego całego przedsięwzięcia, czyli Piotr Kraśko, ociera się już o granice autoparodii. Wiernie sekunduje mu w tym najnowszy transfer TVP - Beata Tadla. A całość okrasza muzyka polskiego króla kiczu i patosu, czyli Piotra Rubika. Po prostu cyrk na kółkach.

Cyrku jednak nigdy za wiele. Oto jest bowiem sobie pani Magdalena Wolińska-Riedi, znana również jako jedyna Polka z obywatelstwem Watykanu (przez fakt posiadania za męża członka Gwardii Szwajcarskiej). Nie mam wiedzy, czy to tej pani zamarzyło się zostać dziennikarką, czy odnalazła ją wesoła trupa Piotra Kraśko. Pewne jest natomiast, że etat w TVP pani Wolińska-Riedi otrzymała. W związku z czym od jakiegoś czasu mamy w "Wiadomościach" newsy zza murów Watykanu. Poważnie! W 20-minutowym serwisie informacyjnym co kilka dni znajduje się miejsce na fakty z życia najmniejszego państwa świata. I materiały te nie dotyczą spotkań na najwyższym szczeblu, decydujących o losach świata, które papież Franciszek z kimś być może odbywa. Bynajmniej. One zwykle przedstawiają Watykan "kulinarnie". Czyli Gwardię Szwajcarską od kuchni, letnią rezydencję w Castel Gandolfo od kuchni, papieską kuchnię od kuchni etc. No telewizja dla pensjonarek jak się patrzy!

Owszem, może to i są interesujące reportaże, ale nie powinny pojawiać się w głównym wydaniu klasycznego polskiego serwisu informacyjnego, tylko w "National Geographic TV". Podobnie jak niewątpliwie potrzebne społecznie materiały o ludzkich dramatach - miejsce większości z nich jest w "Sprawie dla Reportera" i tym podobnych audycjach, których jest na pęczki, a nie w programie, który w skondensowanej formie ma objaśniać ludziom świat.

Bo że tego nie robi, widzimy choćby po wynikach ostatnich wyborów samorządowych. Prawie 20% nieważnych głosów to nie jest raczej - jak tłumaczą "gadające głowy" - wyraz buntu elektoratu wobec klasy politycznej. Mamy uwierzyć, że wyborcom tak bardzo nie spodobali się kandydaci, że jedna piąta z nich jak jeden mąż postanowiła oddać nieważne głosy, najczęściej poprzez zakreślenie krzyżyka na każdej stronie osławionej "książeczki" wyborczej?

Bzdura. Choćby nie wiem jak niepoprawne politycznie to było, wydaje się, że przyczyną tak wielkiej ilości nieważnych głosów jest po prostu ignorancja (po polsku: niewiedza) tych 20% głosujących. Z alfabetyzmem funkcjonalnym (czyli rozumieniem tego, co się czyta) nigdy nie było u nas kolorowo, co potwierdzają rozliczne badania OECD. Poza tym wiedza na temat struktur państwowych i samorządowych również nie jest w naszym społeczeństwie kosmiczna. Nawet studenci wyższych uczelni nie odróżniają często Sejmu od Rządu, nie potrafią rozgraniczyć kompetencji Premiera i Prezydenta, o wymienieniu fundamentalnych różnic pomiędzy lewicą a prawicą już nie wspominając. W tej sytuacji 20% nieważnych głosów nie jest wynikiem wprowadzenia w błąd wyborców za pomocą podstępnej książeczki do głosowania, zamiast której powinna być rzekomo płachta wielkości prześcieradła. Te 20% nieważnych głosów jest całkiem trafną diagnozą wiedzy naszego społeczeństwa o strukturach państwa, a może również i diagnozą tego społeczeństwa inteligencji.

Bo z całym szacunkiem - jeśli ktoś w lokalu wyborczym wziął do ręki tę nieszczęsną książeczkę, na przykład do Rady Powiatu, jeśli przeczytał na górze każdej stronicy nazwę innego komitetu (czyli de facto partii politycznej), jeśli wydedukował z tego, że ma postawić krzyżyk na każdej stronie (bo w TV powiedzieli: "jeden krzyżyk na każdej karcie"), i jeśli wreszcie nie zauważył niczego dziwnego w tym, że każe mu się w ten oto sposób poprzeć jednocześnie jakiegoś kandydata z Platformy, i również jakiegoś z PiS, i zarazem z SLD, i z PSL, i kogoś od Korwina, i od Palikota, i z Nowej Lewicy, i co tam jeszcze w tej książeczce było, to całe szczęście że jego głos jest uznany za nieważny. Bo komuś takiemu strach powierzyć odpowiedzialność za dokonanie wyborów w piaskownicy, a co dopiero w gminie, powiecie czy województwie...

Ale może ktoś taki dowiedziałby się o głosowaniu, o samorządzie lokalnym, o strukturach państwa czegoś więcej. Może gdyby mówili mu to na okrągło, tłukli do głowy i nawijali na uszy, to by coś zrozumiał, zapamiętał i oddał ważny głos. Nie ma złudzeń - większość osób nie kupuje książek, nie czyta "Polityki" (a nawet jeśli czyta, to niewiele rozumie), lecz co najwyżej "Tele Tydzień", a w internecie nie przegląda stron PKW ani Fundacji Civitas, tylko "Pudelka" i "Fejsbuk". Za to mnóstwo ludzi ogląda "Wiadomości". Telewizja! Świetne medium, znakomita okazja, aby dotrzeć do milionów widzów i jak krowie na pastwisku wyłożyć na czym polega głosowanie w wyborach samorządowych. Okazja - jak dziś już wiemy - zmarnowana, bo zamiast materiału o niuansach głosowania, o tym po co właściwie te wybory, albo o tym czym się różni Rada Gminy od Rady Powiatu, owe 20% wyborców obejrzało w "Wiadomościach" "wyciskacz łez" o kolejnym ciężko chorym dziecku, oraz reportaż ukazujący, jak funkcjonuje papieska pralnia. Od kuchni.

25. listopada 2014, 01:14 CET, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: