środa, 24 lutego 2010

zjazd po muldach (4)

Turniej olimpijski w hokeju na lodzie wkracza - jak to się ładnie mówi - w decydującą fazę. Właśnie rozpoczynają się ćwierćfinały, a to oznacza, że żarty się skończyły. Przed rozpoczęciem turnieju bezstronni kibice, a już zwłaszcza dziennikarze, dostawali orgazmu na myśl o finale Rosja - Kanada, dwóch najlepszych obecnie teamów świata, naszpikowanych megagwiazdami ligi NHL. Tymczasem - trzymając się dalej tej terminologii - wszystkie te osoby czeka przedwczesny wytrysk. Kanada z Rosją spotka się bowiem już w ćwierćfinale. Ergo: jedna z tych znakomitych ekip nie tylko nie zagra w finale, ale w ogóle nie zdobędzie medalu. Szczerze mówiąc i jedni, i drudzy sami są sobie winni. Kanadyjczycy pogubili punkty z przeciętną Szwajcarią, a potem jeszcze przegrali hiperprestiżowy mecz z USA i do ćwierćfinału musieli przebijać się przez baraże. W fazie grupowej również Rosjanie się nie popisali, przegrywając z teoretycznie słabszą Słowacją. A że drabinka jest bezlitosna, faworyci wpadają na siebie już na starcie prawdziwych gier.

Mnie to specjalnie nie martwi. Rosja i Kanada to są drużyny "turniejowe", rozkręcają się z każdym meczem. Więc jeśli jeden z nich wyeliminuje się sam, tym lepiej dla Finów. Ci ostatni sennie przeszli przez fazę grupową, ale awans wywalczyli pewnie i teraz na przeszkodzie stoją Czesi. Szczęście sprzyjało Finlandii nawet w rozstawieniu, bo znalazła się w teoretycznie łatwiejszej "połówce" drabinki. Zwycięzca meczu Rosja - Kanada w półfinale trafi prawdopodobnie na broniących olimpijskiego złota Szwedów. A Finowie - zakładając, że wygrają dziś z Czechami - spotkają się następnie z Amerykanami. USA to jest dziwny zespół, grają radosny hokej, strzelają z każdej pozycji, zdobywają mnóstwo bramek, ale zachowują się też dość niefrasobliwie i mogą przegrać z każdym. Na razie w tym turnieju idą jak burza, ale i tak wolę grać z nimi w półfinale, niż z kimś z trójki: Rosja, Kanada, Szwecja.

Ale na razie Czechy. Z nimi są do wyrównania rachunki choćby za półfinał Mistrzostw Świata 2006 (i finał 2001, jakby komuś było mało). Dlatego dzisiaj się specjalnie nie rozpisuję. Nie wiem, jak to zrobię, ale muszę się jutro obudzić o 4.00 nad ranem, bo właśnie o tej porze wyjadą na lodowisko w Vancouver Finowie i Czesi. Myślę, że tak jak w meczu z Niemcami, będzie "relacja" na żywo na moim GG ;)

24. lutego 2010, 22:09 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: