poniedziałek, 29 listopada 2010

Leslie Nielsen (1926-2010)













Większość spośród filmów, w których grał, było tak głupich, że po prostu musiały śmieszyć i rozbawiać do łez. Ale - w przeciwieństwie do dzieł typu "Zabójcze Ryjówki" - właśnie o to w nich chodziło. Z tego też powodu był pewnie jednym z najlepiej rozpoznawanych aktorów. Owszem, łatwość przywołania sobie twarzy i nazwiska w masowej wyobraźni nie jest kryterium decydującym o klasie aktora. Ale nie jest nim również typ filmów, w jakich brało się udział. To kamyczek do ogródka tych, którzy uważają, że wybitnym aktorem można zostać jedynie grając wielkie role w hollywoodzkich superprodukcjach do mdłości naładowanych patosem, niczym te wszystkie "Waleczne Serca" i "Gladiatory". Gdyby faktycznie tak było, myślę, że nie tylko ja nie chciałbym mieć z takim kinem nic wspólnego.

1966 - Buster Keaton. 1977 - Charlie Chaplin. 1983 - Louis de Funes. 1992 - Benny Hill. 2010 - Leslie Nielsen - ostatni z Wielkich.

29. listopada 2010, 11:21 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

(fotografia ze strony: http://www.flickriver.com/photos/blinkofaneye/tags/blackandwhite/)

Brak komentarzy: