Każda tajemnicza dla postronnych nazwa, którą przywołuje Autor, dla mnie ma setki sentymentalnych asocjacji. Każdy obraz, który kreśli przy pomocy zestawu liter, ja mam przed oczami tak wyraźnie, jakbym go widział ostatnio zaledwie wczoraj.
Umysł ludzki nigdy nie jest doskonale obiektywny, a zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodzą emocje i wspomnienia. To, co dla krytyków jest tylko i aż "doskonałą prozą", dla mnie jest biopsją jednego z najważniejszych kawałków życiorysu. Mam jednak sporo argumentów na potwierdzenie tezy, że "Złodzieje żarówek" nawet po odwirowaniu z sentymentu to piekielnie dobra książka, być może najlepsza jaką czytałem od wielu lat. Z tą niezwykłą konstrukcją (jak wygląda aspekt niedokonany do potęgi absolutnej przekonacie się czytając). Z tą fantazją, z jaką Tomasz Różycki przydzielił sąsiadom i mieszkańcom osiedla nazwiska (nie zdradzę tu ani jednego). Z obrazem PRL-u równie atrakcyjnym jak u Barei, ale skrzętnie odsączonym z tych najbardziej absurdalnych "bareizmów". Z osiedlowymi opowieściami, blokowymi legendami, mieszkaniowymi miniaturami. Które nawet odfiltrowane z sentymentalnych przeżyć, wciąż ociekają wspomnieniami. Pachnącymi nadal tak intensywnie jak ta kawa, którą Tadeusz niósł do zmielenia u sąsiada i gęstymi jak ten zacier, który "wyglądał przerażająco, jak wszystko co już żyje, lecz wciąż stara się uzyskać swą dojrzałą formę".
Tomasz Różycki "Złodzieje żarówek"
Wołowiec, 2023
wydawnictwo Czarne
stron: 256
moja ocena: 9/10
28. grudnia 2023, 18:46 CET, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz