poniedziałek, 29 lipca 2013

tajemnice Wszechświata

Ulubioną anegdotkę mojego Wujka słyszałem z jego ust wiele razy, ale nigdy nie udało mi się dokładnie zapamiętać treści. W każdym razie chodziło w niej mniej więcej o to, że gdzieś na polskiej prowincji rozbił się latający spodek nie z tej ziemi. Pilotujący go Kosmita przeżył w całkiem dobrej kondycji. Wieść ta natychmiast dotarła do wielkomiejskich dziennikarzy. Pędzą oni na złamanie karku, aby jak najprędzej przekazać sensacyjną informację w swoich mediach. Gdy docierają na miejsce, wszędzie ani żywego ducha. Żadnych śladów pozaziemskiego przybysza, żadnych tubylców. W końcu skonsternowani dziennikarze dostrzegają chłopa, leniwie prowadzącego krowy drogą. Podbiegają i pytają go, gdzie jest ten ufoludek, który się tu podobno rozbił. Rolnik leniwie wskazując kierunek mówi, jakby od niechcenia: "A tam, w tamtej stodole, nasi go tłuką, żeby im zdradził te tajemnice Wszechświata".

W przeciwieństwie do anegdotycznych rolników, rolnicy realni nie mieli zamiaru czekać, aż im z nieba spadnie jakiś Kosmita. Sami postanowili wybrać się w przestworza i zgłębić tajemnice Wszechświata. A konkretnie nie tyle rolnicy na własną rękę, co Polskie Stronnictwo Ludowe (zwane dalej PSL), które zaproponowało utworzenie polskiej agencji zajmującej się sektorem kosmicznym.

No i nie rozumiem, co w tym takiego śmiesznego. Kto jak kto, ale właśnie PSL ma wszelkie dane ku temu, aby się w podbój Kosmosu zaangażować. Po pierwsze, kolorem-symbolem Stronnictwa jest zielony, a nie od dziś wiadomo, że w przestrzeni kosmicznej żyją ludziki nie innej barwy, jak właśnie zielonej. W dodatku są to zielone ludziki z antenkami, a w temacie transmisji wszelkich danych PSL ma doświadczenie wręcz nieziemskie (od pasjonata nowinek technologii komunikacyjnej - ex-prezesa Pawlaka, po szefa Kółek Rolniczych, który na nagrywaniu właśnie wybił się niczym na orbitę). Po drugie, w logo PSL znajduje się czterolistna koniczynka, a roślina ta - podobnie jak naczelne hasło Ludowców ("Człowiek jest najważniejszy", że tak przypomnę) - w przyrodzie jest spotykana równie często jak Kosmita w dobrym zdrowiu. I wreszcie, powód czysto przyziemny, gospodarze zrzeszeni w PSL mają największe moralne prawo, aby ufoludkom dobrać się do skóry, za te wszystkie kręgi w zbożu, którymi złośliwi przybysze utrudniają żniwa spracowanemu polskiemu rolnikowi.

Abstrahując od tego, jakie owoce przyniesie ta odyseja kosmiczna PSL-u, i czy nie będą to przypadkiem kosmiczne jaja, zastanawiam się, jak powinien nazywać się polski odpowiednik Gagarina czy Armstronga (Neila rzecz jasna, bo polskich odpowiedników Lance'a Armstronga znalazłoby się na tak zwane pęczki). A to jest istotne, bo to potem idzie w świat. Amerykanie wysyłali w Kosmos astronautów, Związek Radziecki wystrzeliwał (mam nadzieję, że tylko w Kosmos, a nie bardziej dosłownie...) kosmonautów. Gdy do gry weszli Chińczycy, ich podróżników na orbitę nazwano tajkonautami. A nasz rodak jakie miano nosił będzie? Polonauta za bardzo kojarzy się z właścicielem poczciwego Poloneza (który pierwszej prędkości kosmicznej nie osiągał, ale trzeba mu jednak oddać, że jak dodał gazu, to można się było znaleźć na orbicie). Psychonauta, jakkolwiek by pasowało, jest już zajęte (i to bynajmniej nie dlatego, że Carl McCoy nagrał kiedyś taki kawałek z Fields Of The Nephilim). To może pojechać symbolami naszej Ojczyzny? Orłonauta, żubronauta, wierzbonauta? Zęby bolą...

Mimo tej całej czarnej dziury (która też jest niezłą metaforą kondycji naszego państwa) w potencjalnym nazewnictwie dla następców generała Hermaszewskiego, jest jednak światełko w tunelu. Polacy mają odwieczne predyspozycje i niezgłębione zdolności do wchodzenia w stan nieważkości. Nawet nie potrzebują do tego całej tej PSL-owskiej agencji kosmicznej. Dlatego kolejny nasz rodak, dumnie podbijający zakamarki Wszechświata, nosił będzie nie mniej dumne miano: alkonauta.

29. lipca 2013, 20:23 DST, 52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: