sobota, 28 stycznia 2023

apokalipsa według świętego Wita

Bracia,

Wiele wody w Kaczawie upłynęło odkąd ostatni raz słowa me do Was spisałem. Zwlekać dłużej jednak nie mogę. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że kres jest już bliski. I zaprawdę powiadam Wam, że oto nadchodzić muszą czasy ostateczne, jako że rok miniony naznaczony został okrutnie piętnem śmierci.

Zaledwie bowiem kresu swego, z łaski Pana, dobiegła zaraza morowa, którą myszy latające na człeka prostego sprowadziły, a już kolejne nieszczęścia padół ten ziemski nawiedziły. Nie był to wszakże jedyny pomór w ostatnich latach, jako że wcześniej i ptactwo powietrzne, i świń gospodarski, a w czarnej Afryce takowoż małpy nadrzewne przypadłości bolesne w ludziach powodowały, a jeszcze wcześniej bydło rogate bakcyle infernalne wzbudziło, od których mózg człowieka na podobieństwo galarety się stawał i szaleństwo nieujarzmione biedaka ogarniało. Poślednia zaraza była jednak z nich wszystkich najpotężniejsza i dziesiątą część ludzkości palcem swym spróchniałym dotknęła, a pozostałych do zasłaniania tkaniną oblicza swego zmusiła, jako też do moczenia rąk swych w okowity roztworach, co by się przed zarażeniem wirusem owym strasznym ustrzec.

A gdy tylko zaraza ustąpiła, car ruski Putinin wojnę okrutną sąsiadowi swemu z Kijowskiej Rusi wydał. I oto morza ludności nieprzebrane ze stepów Zaporoża i żyznych pól kozackich, najsampierw kobiet, pacholąt i starców niedołężnych, na zachód ruszyły, przez granice Lechistanu, co by się ustrzec wojennej pożogi. Zaraz też radzić poczęli możni świata tego, jakie czyny powziąć, aby się szaleńczej żądzy cara Putinina przeciwstawić. Jedni radzili, co by tylko kupiectwa z carem zaprzestać i nie pozyskiwać już od niego węgla czarnego, gazu srebrzystych oparów i płynu tego drogocennego, co maszyny parowe i pojazdy samobieżne w ruch wprawiać potrafi. Inni trzosy złota w zamorskich bankach przez cara i popleczników jego zgromadzone, na własność swą przejęli. A jeszcze inni zgodzić się nie mogli, czy kozackich wojaków wspomóc potężnymi Leopardami, dzikimi Krabami czy dzielnymi Rosomakami, a może zwierzami jeszcze inkszymi.

Dumny hrabia niemiecki Olaf, spadkobierca poprzedniczki swej długowiecznej Anieli, najbardziej niechętny temu był, same jeno szyszaki pancerne, i to bez przyłbicy, zamiarował żołdakom z Ukrainy przekazać. Inaczej niźli władca Lechistanu, Andrzej od Dud, mąż o pucołowatym obliczu, maślanym spojrzeniu i manierach wytwornych. Rządca to doświadczony, na Rusina od lat okiem podejrzliwym patrzący. Jego to wszak stronnictwo, za namową Jarosława herbu Kaczor i lichwiarza Mateusza, trzosem obficie potrząsając, mur potężny na rubieżach Lechistanu roku zeszłego wystawiło, co by się ustrzec, gdy tłumy bezbrzeżne Saracenów, Bisurmanów i Mameluków, a nawet i Maurów o cerze hebanowej, od Białej Rusi na kraj nasz nastawały. I tenże to Andrzej sąsiadom swem wszelkiego oręża gotów był teraz użyczyć. Pomnym jednak być należy, że choć w sztukach prawniczych on biegły, ale w mowie obcej za grosz nie okrzepły i do omyłki jakiejś dość mogło podczas dysput pomiędzy nim a możnymi świata tego.

Natenczas wejrzał na to wszystko Sędziwy Władca zza Oceanu. On to nie dalej jak trzy wiosny temu, po niegodnym poprzedniku swym Donaldzie tron amerykański przejął, przez co radość wielka w całym wolnym świecie zapanowała. Rychło jednak okazać się miało, że ów sprawiedliwy z pozoru władca, uwiądem starczym dotknięty, dokumenta sekretne z zamku wynosił i w stajni swej prywatnej, pomiędzy końmi mechanicznymi, ukrywał. Co jednak się tyczy pomocy walczącym Kozakom, grosza Sędziwy Władca nie szczędzi od zarania wojny. On też pancerne pojazdy przekazać im przyobiecał, a za przykładem jego inni, co jeszcze rozterki jakiekolwiek mieli, jak gęsi pójść musieli, z samym hrabią Olafem na czele. I ludy nordyckie, z Rusią blisko sąsiadujące, do aliansu wojskowego z Zachodem wstąpić zechciały, ale na to zgodę turecki sułtan Czerep wyrazić musi jeszcze, a nie jest mu to w smak, bo sam knowania potajemne z carem Putininem prowadzi. Podobnie jak kalifowie perscy, którzy do Rusi metalowe owady latające ekspediują, a szarańcza ta pancerna uczucia trwogi na polu bitwy nie zna i straszliwe sieje zniszczenie pośród wojaków zaporoskich i kijowskich.

Nic to jednakowoż nie zmienia w chwili, gdy piszę Wam te słowa. Na Wschodzie bez zmian - jako rzecze poeta. Na Rusi ludzi mnogość wielka, a car Putinin z życiem człeka prostego nie licząc się za rubla złamanego, do bitwy rzuca sołdatów kompanie wielkie na stracenie. I wojnę tę daremną toczyć będzie po kres czasu swego na tronie kremlowym, jako że przyznać się do błędu i porażki nie leży w naturze jego. I wróżbici ze świata całego wywieszczyć nie są władni, jak wiele czasu jeszcze zawierucha ta szaleć będzie, cieniem swym na Wschodzie się kładąc i zamęt w całym wolnym świecie wywołując.

Oto bowiem bieda i głód w oczy ludzkości zajrzały, która do tej pory chleb swój powszedni ze zboża kozackiego wypiekała. Odkąd jednak żyzne pola orężem Rusina splugawione zostały, nie uświadczysz na Zachodzie ani chleba z Ukrainy, ani węgla czarnego, ani gazu szlachetnego oparów srebrzystych. A taksy na dobra wszelkie kramarze podnieść musieli, najsrożej zaś na krowie przetwory, na mięsiwo i pieczyste oraz na sacharyd i frukta pozyskiwane przy pomocy jego. Głębiej trzeba takowoż do sakwy sięgnąć, jeśli chce się pojazdem samobieżnym po duktach utwardzonych poruszać oraz gdy ciepłotę w chałupie pragnie się utrzymać. I w nędzę popadło obywateli Lechistanu wielu, i jak muchy padać poczęły kolejne oberże, szynki, tancbudy jak i wszelkie inne handlowe interesa.

I w sytuacji tej lud prosty we władzy nadziei upatrywać począł, ale nie każdy ratunku doczekał. Oto bowiem rzekli ludzie małej wiary, że kasa królestwa nad Wisłą pusta jest jako ten bęben murzyński, odkąd wiosen temu siedem Jarosław herbu Kaczor pospólstwo przekupywać zamyślił, co by przy wyborach powszechnych stronnictwo jego już po wsze czasy obierano. Takim to konceptem, władza najpierw ludowi użyczyła po 500 talarów na każde pacholę (chyba że kto majętny, to tylko na drugie i trzecie). Co się jeszcze dziatwy tyczy, to zrządzenie wydano, iż o rok później nauki w szkole powszechnej pobierać się będzie. Podatki niższe władza też poczęła ściągać, mikstury lecznicze starcom niedołężnym darmo wydawać, wreszcie od znoju pracy w polu o lat kilka wcześniej lud prosty uwalniać. Zaś gdy grosza zasoby przetrzebiono, kupców zagranicznych, co na wielkich targowiskach handlują, podatkiem dodatkowym obłożono, a im kto bogatszy, tym większy domiar mu przydzielono. Wreszcie, tym co w Dzień Pański kramarzyć czelność mają, czynić tego zakazano, przez co jeszcze mniej grosza w królewskiej kasie z owego tytułu zebrano.

A gdy grosza dla potrzebujących zabrakło, oto jeno mądrość swą całą miast złota rządzący tłuszczy rozgniewanej przekazywać poczęli. Gdy ziąb się zbliżał, oto lichwiarz Mateusz guano i błoto po polach zbierać radził, aby chałupy swe na potęgę ocieplać. Z kolei Jarosław herbu Kaczor w piecu palić nakazał wszystkim, za wyjątkiem gumowych okładzin, które pojazdy samobieżne na kołach stosują. Jadła mniej do garnka wkładać polecił przełożony uczycieli i bakałarzy, zaś niewiasta ze stronnictwa jego rzekła, by miast się na wybrzeżach mórz południowych wylegiwać, z brezentu barak zakupić i do pobliskiego boru na wypoczynek udać się.

Nie dziwota zatem, że do władzy takiej ludność przestała mieć upodobanie. A oto powrócił z zagranicznej poniewierki imć Tusk, cały w akselbantach i brokatach, na koniu maści białej jak śnieg. I przystąpili do niego w gazetach piszący, a imć Tusk oświadczył podówczas Jarosławowi herbu Kaczor, że zbliża się już jego ostatnia wieczerza. I że skarbnika skarbca królewskiego, który raz na miesiąc androny okrutne w telewizyji opowiada, pochwycić należy czym prędzej i wybatożyć. 

Nie sam jeden imć Tusk na władzę w Lechistanie ma jednak oskomę. Moc wielką namiestnik Warszawy o imieniu Rafał swego czasu reprezentował, ale gdy władzę w stronnictwie imć Tuska przejąć zapragnął, otrzymał rekuzę od popleczników jego. A gdy jeszcze gnój obmierzły z jego przyczyny stolicę zalał i Wisłę całą, polską pradawną rzekę aż do jej ujścia, tak i jego pozycja spadła niczym z drzewa ulęgałka. Jest jeszcze młody znachor nazwisk obojga, starą rolniczą koterią zawiadujący. Jest Szymon Przystojny, niegdysiejszy kronikarz, a wcześniej nauki kościelne w zakonach świątobliwych pobierający. Jest Adrian Brodaty, biegły w Marksa i Engelsa naukach. Jest rewolucjonista Włodzimierz w kamizelce się prowadzać lubujący, który jednak charyzmy nie ma poprzednika swego Leszka, co to mężów wielkość mierzył po tym, jak bardzo w stosunkach z białogłowymi są zapamiętali. Jest wreszcie były kasztelan z grodu nadmorskiego, z tego znany, że miłować woli męża swojego zamiast niewiasty, jak to odwieczne prawo natury stanowi.

Mężowie ci jednak nie są frasunkiem jedynym Jarosława herbu Kaczor. Oto bowiem kark coraz częściej podnosi w buntu geście były zausznik jego - okrutny sędzia Zet. Który to ani myśli złota gór niezmierzonych przyjmować, jakie z Unii Brukselskiej dla kraju nad Wisłą wytargował lichwiarz Mateusz.

I wszyscy oni swary prowadzą krzykliwe w telewizyjach i przy użyciu wróblego wynalazku, co słów pozwala wykaligrafować zaledwie kilkanaście, a potem puścić to w świata cztery strony szybciej niźli telegramem. A rejwach jest przy tym donośniejszy niż w żydowskiej herbaciarni, a co rusz draka większa niźli w chińskiej dzielnicy. I lud prosty coraz bardziej zniechęcony do tego, zarazą dodatkowo i wzrostem taks ciężko ostatnio doświadczony, ku uciechom innym wzrok swój kieruje.

Oto coraz więcej znaków na niebie i ziemi wskazuje, że dla telewizyji ostatnia wybiła już godzina. Pospólstwo grodów przeogromnych wysoko kształcone, na ekranie już ani myśli oglądać co dlań zaplanowano, a miast tego samo woli program ustalić sobie. I cyrograf z kompaniją podpisać, co ruchome obrazy prosto do domu wysyłać będzie po internetowej sieci, takie na jakie każdemu przyjdzie ochota. Kompanii takowych wielka mnogość się oto narodziła. Jedną zawiaduje Wielka Zachłanna Mysz o uszach czarnych i okrągłych jako ten staw tatrzański, na inną Królik Cwany ma oskomę, jeszcze inną Jeff Największy Kupiec posiada, a z nich wszystkich najpotężniejszą Gal Okrutny (i spaślejszy niż sam Obeliks) prowadzi, który się Netfliks zowie.

Inkszą bezwstydną rozrywką ludu prostego jest coś, co Tinder ma na imię, a co pozwala we własnym chytrym telefonie, w kieszeni sukmany skrywanym, w chwil parę znaleźć niewiastę urodziwą lub junaka jurnego, chętnych na chędożenie jedyne lub i na znajomość dłuższą, co w dzieci owocna będzie.

I nic zatem dziwnego, że lud w stronę nowocześniejszych rozrywek się zwraca, odkąd w atletycznych zawodach bezkrwawych, wybrańcy Lechistanu od klęski do klęski ostatnim czasem kroczą. Wszak nawet wojsko nasze zaciężne - junacy, co skórzaną kulę nad taśmą bawełnianą z wielką mocą przerzucają, werwę ostatnimi czasy utracili i nie wygrywają już bitew największych. Tak i też młodzian butny, co pojazdy mechaniczne do gorącości wielkiej rozpędzał, odkąd poturbował się okrutnie, rezon i śmiałość porzucił, a i ciało słuchać nie chce go, jako drzewiej bywało, tak też karierę swą zakończył bezpowrotnie. Zestarzał się i dzielny Kamil, terminator mistrza swego Adama o którym pieśni pisano, w powietrzu mroźnym fruwający jak ptak, choć bez skrzydeł, a z dwiema jeno deskami do nóg swoich przysposobionymi. A że kamraci jego, ze Złotowłosym Dawidem i z Piotrem Bez Piątej Klepki, czy to na małej czy dużej konstrukcji niczym kurczaki opasłe spadali, zebrali się tedy uczeni w skokach i radzić poczęli, co by tu uczynić, aby śmiałków tych na zatracenie dalsze nie posyłać. Uradzili jeno, pod radą światłego Apoloniusza Spod Gór, iż knedlikowy trener niegodny jest mistrza dalej radą wspomagać, a w miejsce jego Austryjaka młodego osadzili. Zimy nowej początek obiecujące rezultaty przynosił, wszakże poczekajmy jeszcze do zawodów najprzedniejszych.

Od wiek wieków jednakże, dla Lachów najpierwsze konkury to te, gdzie skórzaną kulę po zielonej łące się kopie. I oto właśnie pod koniec roku pańskiego minionego, w zimowym miesiącu, a nie jak dotąd w środku letniej kanikuły, na arabskiej ziemi w szranki światowe stanęli Lechistanu reprezentanci i gańby okrutnej narodowi przynieśli. W potyczce ze śniadymi Metysami jeno bramki swojej bronili, a sami zaatakować ani myśleli. A że i rywalom biegać się nie radziło, nudne widowisko zerowym wynikiem koniec swój obwieściło. Zaraz i z brodatymi Saracenami z Saudyjskiego Kalifatu nieporadność wielką pokazali, ale szczęście na swoją korzyść przeciągnęli, dzięki gibkiemu Wojciechowi - Maciejowemu synowi, który dostęp do bramki własnej zatrzymał. Szybkonogich Argentyńczyków wszak już powstrzymać nie poradził, a reszta graczy naszych bojaźliwych trwożnie błagała rywali, co by im więcej niż dwóch ciosów nie wymierzyli, co zaś sprawić miało, że jednak Metysów w tabeli przeskoczymy. I gdy faktycznie stało się tak, jak się stać miało, zamiast do boju z Franków synami sposobić się, gracze Lechistanu o podział mamony pośród siebie, przyobiecanej przez lichwiarza Mateusza, swarzyć się poczęli. A gdy grać im przyszło o zaszczyty większe, zupełnie głowy i siły do tego nie zachowali, gdyż wcześniej dysputy jałowe po nocach prowadzili i sam diabeł wie, czy może nie okowitą zakrapiane... Wyszli przeto na łąkę zieloną, pośrodku pustyni posadowioną, a naprzeciw nich jedenastu wojowników stanęło, dumnych Franków z dziada-pradziada. A lico u każdego czarne jak smoła! Zlękli się tedy gracze nasi, jako dzieci we mgle nogami powłócząc, trzy bramki wbić sobie pozwolili bez kłopotu większego i do domu jak niepyszni powrócili.

Stąd aby jedno dziewczę młode, co za kulą niepozorną po klepisku z pałką płaską goni, sromoty we świecie nie przynosi. I tylko nadzieję pokładać należy w bóstwach pól uprawnych i borów nieprzeniknionych, że nie poweźmie ona przykładu ze starszej koleżanki swojej, która u szczytu sławy będąc, wdzięki swoje kobiece odsłoniła ku uciesze gawiedzi, a gdy tylko rzyć nagą ukazała, zaraz potem zwyciężać na kortach przestała.

I gdy już rok stary oczekiwał na przesilenie swoje, w ostatnich jego godzinach Wielki Biały Ojciec z Watykanu na łono Abrahama był się przeniósł. Tenże sam to Wielki Biały Ojciec, który dziesięć wiosen temu z Tronu Piotrowego ustąpić raczył, niedołężnością swoją zlęknięty. I zły to znak, orzekli faryzeusze w spiskowych teoryjach uczeni. Przepowiednię straszliwą przywołał niejeden, głoszącą, że po papieżu Karolusie, który wywodził się z ziemi, tej ziemi, Niemiec na watykańskich włościach osiędzie, i tak też się wypełniło to prorocze słowo. Po germańskim zaś panowaniu jeden tylko jeszcze namiestnik watykański się ostanie (wieszczyli poniektórzy, że sam Maur miał się nim okazać), a później kres nastąpi ostateczny i Sąd takowoż ostateczny.

Co by oznaczało, że żyjemy właśnie w ostatniej świata godzinie. I wiele znaków potwierdza wizje te szkaradne. Oto wojna okrutna, którą car moskiewski na wschodzie prowadzi. Oto i powietrze zatrute, i wody niespokojne. Lody polarne znikają, po oceanach tajfuny i wichry nigdy nie widziane szaleją, na lądy się wdzierając, domostwa ludzkie w perzynę obracając. Skwar czerwcowy w zimy środku na ziemię zstępuje. Zwierzyna dzika przeciw człowieczej przewadze łeb swój kosmaty podnosi. W sobotnie wieczory lud prosty wodą ognistą gardło swoje na umór zalewa, taniec świętego Wita przy tym uskuteczniając. Mordobicia dzikie ku gawiedzi uciesze urządza się w klatkach o wychodka wielkości, sztuką walki szlachetną to nazywając. Morowe zarazy krążą niczym widmo mroczne, jak plagi egipskie narody wszelkie doświadczając. A na to wszystko lud prosty medyków jeszcze nie chce słuchać i mikstur leczniczych przyjmować, w zadufaniu i zarozumialstwie swoim wyznając, iż leczyć się wolą cukrem zwykłem we wodzie najpospolitszej rozpuszczonym, zielem niezwykłem, którego dym palony długowłosi odmieńcy w nozdrza swoje wdychają, co by wizje przedziwne na nich zstąpiły i wesołość wielka, albo też tańcem z drzewami i medytacją jako te Indianery.

I ostatnia już chyba ludzkości nadzieja w Królestwie Brytyjskim pozostała. Wszak roku tego koszmarnego nie przeżyła Królowa jego niezłomna, którą już wielu za nieśmiertelną poczytywało, jako że przetrwała pięciu Białych Ojców z Watykanu, piętnastu swych Kanclerzy na Brytyjskim Urzędzie, oraz psów rasy Corgi sztuk trzysta osiemnaście. Nadzieja ta jednak w innych rękach spoczywa. Oto bowiem królewicz rudy Henryk, Harrym przez pospólstwo zwany, ze skrybą swoim pakt na czterech ksiąg wydanie podpisał. I zaledwie jedna z nich się drukiem czarnym ukazała, a już zatrzęsło się w posadach Królestwo Brytyjskie całe. Zanim jednak królewicz cyrograf swój wypełni, wiele jeszcze wody wszawej w Tamizie upłynie. I zaprawdę, powiadam Wam, że nie może się wcześniej skończyć świat ten, zanim nie ujrzymy jak tysiącletnią monarchię bękart królewski, niczym lis szczwany, piórem swoim ryżym obali. Od wieków bowiem lud prosty tęże regułę zna i z ojca na syna przekazuje, że pióro o wiele potężniejsze jest od miecza.
Amen.

a spisał dla potomnych prawdy te objawione
Lawrence z Besarabii

28. stycznia 2023, 12:19 CET,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

czwartek, 26 stycznia 2023

przysługi niedźwiedzie

Zaryzykuję tezę, że nikt nie zrobił tak wiele złego dla społecznego postrzegania chorób i problemów psychicznych, jak tak zwani celebryci.
 
Pionierem za czasów nowych mediów był chyba śp. Kamil Durczok, który po samobójstwie Robina Williamsa, w rozmowie z psychologiem Jackiem Santorskim pytał tonem naiwnego dziecięcia: "Ale jak może na depresję zachorować ktoś, kto ma prawie wszystko?!" (w domyśle: sławę, uznanie, pieniądze).
Subtelności zabrakło również Marii Peszek, która opowiadała z hamaka na jakichś Wyspach Kokosowych o swoich zmaganiach z depresją. Zapominając, że w społeczną przestrzeń w pierwszej kolejności trafią poboczne (właśnie te kokosowe) elementy owego wywodu, a nie istota sprawy.
 
Naprawdę przesadził jednak dopiero niejaki Rafał Kamiński (znany lepiej pod ksywą: Ralph Kaminski). Wykorzystując pięć minut, w których jego twarz wyskakuje z każdego ekranu i z każdej restauracji fast-food, postanowił opowiedzieć w piśmie poniżej zaprezentowanym o swoich przejściach z depresją. I nie wiem jak bardzo trzeba być lekkomyślnym, żeby wierzyć, iż przy tej okazji internet nie przypomni wypowiedzi pana artysty sprzed dwóch lat dla CGM ("... Też chodzę na terapię i uważam, że to powinien być obowiązek, jeżeli jest się w biznesie artystycznym. Wtedy, kiedy ma się jakieś ciężkie, skrajne emocje. Co innego, jak pracujesz w jakimś sklepie...").
 

Czytam sporo i sporo widziałem w mediach, ale nie przypominam sobie wypowiedzi tak ociekającej "klasową" wyższością, idiolatrią, przekonaniem o własnej wyjątkowości i niemal pogardą dla "pospólstwa". Sama Maria Antonina zakrzyknęłaby z zachwytu i przytuliła chłopaka do swej bujnej piersi.
 
Co ciekawe, niemal identyczny tekst dwie dekady temu włożył śp. Robert Brutter w usta Alutki - jednej z bohaterek znakomitego serialu "Rodzina Zastępcza". Szło to tak: "Żeby mieć depresję, to najpierw trzeba jakąś osobowość mieć, jakieś życie wewnętrzne, emocjonalne (...) A Jadzia? [sprzątaczka] Jadzia to może mieć co najwyżej chandrę".
 
To jednak był serial komediowy, a ta kwestia miała zilustrować oderwanie od rzeczywistości zblazowanej poetki, która traktowała gosposię francuskim pudrem, gdy ta obijała się o wystający kawałek okapu i nabijała sobie sińce, żeby "znajomi nie pomyśleli, że ja kogoś z marginesu zatrudniam". Natomiast wydaje się, że pan Ralph naprawdę uważa tak, jak powiedział (albo jest na tyle nierozgarniętą osobą, że w wywiadach plecie co mu ślina na język przyniesie; i w sumie nie wiem, co gorsze...). Najbardziej zastanawiające jest jednak, że medialny szum zrobił się dopiero teraz, gdy artysta postanowił zostać samozwańczym "rzecznikiem" osób z depresją na pierwszych stronach kolorowej prasy, a nie wówczas, gdy autorytarnie zaliczył się do kasty mogącej cierpieć na choroby nie przystające plebsowi. Gdyby podobną opinię wyraził w odniesieniu nie do "pracowników jakichś sklepów", ale do osób o odmiennej orientacji seksualnej albo o wyraźnie ciemniejszym kolorze skóry, to już wtedy spotkałby się z takim ostracyzmem, że skisłby mu ten upiorny grzybek, który nosi na głowie w charakterze fryzury.
 
Od lat psychologowie walczą ze stereotypami dotyczącymi depresji, w tym z naczelnym, głoszącym, że to fanaberia bogatych, znanych i znudzonych celebrytów. Na wszelkie sposoby przekonują, że depresja to choroba taka jak inne i jest niezależna od tego, ile ktoś posiada, kim jest i co w życiu uzyskał. A jedna nieprzemyślana wypowiedź medialnej efemerydy potrafi zburzyć efekty ciężkiej, długoletniej pracy. Polska transplantologia długo podnosiła się po nonszalanckiej konferencji prasowej ministra Ziobry ("już nikt przez tego pana życia pozbawiony nie będzie") sprzed piętnastu lat. O panu Kaminskim jutro też wszyscy zapomną, ale szkody dla psychologii i psychiatrii, które sprowokował bezmyślnym paplaniem, jeszcze długo pozostaną w miejscach, których nie widać na pierwszy rzut oka.

A że nieszczęścia chodzą przysłowiowymi parami, to nie opadł jeszcze kurz po aferze wokół wynurzeń na ten temat wyżej wzmiankowanego piosenkarza, który swoją fryzurą robi to samo, co diabeł u Mickiewicza w "Pani Twardowskiej" (czyli śmieszy, tumani i przestrasza), a już pojawiła się nowa draka, nie tylko w mediach pudlopodobnych, ale też tych poważniejszych. Beata Pawlikowska wypuściła film, w którym przekonuje, że leki antydepresyjne nie działają, szkodzą i w ogóle są natchnionym dziełem Szatana. I chociaż podróżniczka nie powiedziała niczego ponad to, czego można się było spodziewać, znając jej dotychczasową twórczość w kwestiach nie-podróżniczych i nie-językowych, afera mimo to jest na "cały internet". Nie warto się zresztą na ten temat specjalnie produkować.

Ciekawszym jest zwrócenie na uwagi fakt, że ta sytuacja doskonale wpisuje się w to, co kiedyś zgrabnie nazwano "nonkonformistycznym konformizmem". Ci, którzy wypowiadają brednie w dziedzinach o których nie mają kolorowego pojęcia, potęgują teorie spiskowe, "włączają myślenie" i szczycą się w ten sposób swoją opozycją do "głównego nurtu" i nonkonformizmem właśnie, gdy tylko znajdą się w środowisku osób podobnie do nich myślących, wówczas ich poglądy fascynująco zbliżają się do siebie, różniąc się tylko detalami i konkretnymi przejawami. 
 
Światem rządzą konspiracyjne układy wielkich koncernów, potężnych indywiduów i tajnych stowarzyszeń, manipulujących ludzkością głównie za pomocą mediów (TV i internetu). Wszelka chemia jest zła (a zwłaszcza szczepienia ochronne!) i ma za zadanie albo nas uśmiercić, albo podtrzymywać przy życiu, abyśmy mogli nabijać im kabzę kupując leki (czyli też uśmiercać, tylko na raty). Zagrożenie to dostrzega jedynie niewielka grupka tych, którzy wyzwolili się spod manipulacji. Ratunkiem przed tym, do czego zmierza świat, jest powrót do natury (różnorako rozumianej). Wszelka prawda i poznanie jest wewnątrz nas, mamy immanentne zasoby aby poradzić sobie ze wszystkim i dokonać wszystkiego, trzeba je tylko odblokować (i tu padają różne sposoby jak to zrobić). Każdy problem i każdą chorobę (z tymi najpoważniejszymi włącznie, jak depresja czy rak) można zwalczyć czy to pozytywnym myśleniem, czy wsłuchaniem się w potrzeby swojego serca (inne niż te kardiologiczne, jak należy się domyślać), czy przytulaniem się do drzew, czy połączeniem się z Energią Kosmosu, czy odstawieniem pszenicy i przejściem na full vege, czy wreszcie witaminą C w proszku lub w płynie (ważne, żeby była "lewoskrętna").
 
Pani Pawlikowska ze swoimi tezami o tym, że leki antydepresyjne nie działają (i zmieniają osobowość!), że chemia szkodzi, że depresję można pokonać wewnętrzną siłą i motywacją, "wzięciem się w garść", posprzątaniem w ogródku swojej duszy (czy jakoś tak), doskonale wpisuje się w ten schemat. Podobnie jak jaśnie oświecony inżynier maszyn górniczych PanJerzy czy znakomita skądinąd wokalistka spod Opola (okej, może repertuar ma ostatnio nie najlepiej dobrany, ale śpiewać naprawdę potrafi, a jej polska wersja piosenki do "Pocahontas" to jest bomba atomowa!), która gdy akurat nie śpiewa, to opowiada takie dyrdymały, że kora mózgowa zwija się w kłębek.
 
I coś w tym jest, że wszelkie bzdury wypisywane przez ludzi w przestrzeni publicznej wpadają nam jednym okiem a wypadają drugim do momentu, gdy zaczynają dotyczyć czegoś, na czym odrobinę lepiej się znamy. Wtedy zamiast nieszkodliwej ciekawostki do przeczytania na przykład w przerwie pracy, stają się ogniskiem zapalnym złości, frustracji i zbulwersowania, czasami nawet zbyt dużym w stosunku do zainteresowania na jakie zasługuje ten, kto ów stan wywołał.
 
Dlatego wku***a ta nieszczęsna pani Beata, bo uzurpuje sobie prawo do autorytarnego wypowiadania się na tematy naukowe na równi z fachowcami, nie mając ku temu żadnych formalnych podstaw. Nigdzie nie precyzując, że to jej prywatne przemyślenia, opinie laika. A nawet przeciwnie, podkreślając, że ta "alternatywna wiedza" i to "holistyczne podejście" powinny funkcjonować na równych prawach. Wku***a zwłaszcza tych, którzy na naukę pokrewnych tematów poświęcili lat trzy, pięć (jak niżej podpisany), dziesięć, albo jeszcze więcej, podczas gdy kobita nie ma żadnego przygotowania medycznego (choćby nawet technikum pielęgniarskiego) czy naukowego (zaczęła studia lingwistyczne, ale nie ukończyła).
 
Gdy zrobił się burdel w cyberprzestrzeni, pani Pawlikowska przeprosiła, tak jak wcześniej pan Kaminski. Czy przeprosiła szczerze, czy tylko po to, aby wygasić medialny kryzys wokół siebie a nadal wie i twierdzi swoje, to już odrębna historia. Załóżmy jednak z dobrego serca, że szczerze. W związku z tym należałoby teraz życzyć jej kolejnego kroku na drodze do pełni samoświadomości. Żeby publicznie wypowiadała się raczej tylko o tym, na czym się zna i co jej dobrze wychodzi. A interpretowanie nowych badań naukowych zostawiła specjalistom.
 
Wygląda jednak na to, że będzie wręcz przeciwnie. Kilkanaście dni po aferze Beata Pawlikowska zabrała kolejny głos i oświadczyła, że oprócz nienawistnych komentarzy, otrzymała również mnóstwo wsparcia od sympatyków, co z kolei pchnęło ją do decyzji, żeby nadal się tym tematem zajmować i promować holistyczne podejście do zdrowia, aby "nieść wiedzę i nadzieję osobom z depresją i schizofrenią".  
W tej sytuacji można spokojnie udać się po popcorn i wygodnie rozsiąść w fotelu. Jeśli ktoś nie chce się dalej denerwować i frustrować przez celebrycką ignorancję i dorównującą jej chęć do naprawiania świata na własnych warunkach (będąc jednocześnie dogłębnie przekonanym o swojej racji), nic innego nie pozostaje.

26. stycznia 2023, 12:08 CET,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego