sobota, 25 kwietnia 2015

coming soon

Wiosenne przedpołudnie. Brzęcząca w uszach cisza. Tylko wiatr przewiewa pyłki kurzu i foliowe worki przez opustoszałe ulice spokojnego, niczym nie wyróżniającego się miasteczka. Jak okiem sięgnąć, w wąskich uliczkach i ciasnych zaułkach panuje kompletna pustka. Znikąd nie widać żadnego ruchu. Zwykle gwarne i tętniące życiem serce tej lokalnej społeczności, nie wydaje teraz najlżejszego odgłosu. Jak gdyby zamarło w oczekiwaniu na niewypowiedzianą katastrofę. Czy jakaś potworna, niezbadana siła unicestwiła wszystkich mieszkańców tej osady? Nie, oni tu są. Skrywają się w pozornie bezpiecznych czterech ścianach swoich mieszkań. Za plastikowymi oknami stuletnich czynszówek. Za podwójną gardą peerelowskich firanek. Są wszyscy, nie brakuje nikogo. Trzęsące się ze strachu dzieci, przytulone do żeliwnych żeberek kaloryferów. Perfekcyjne panie domu zastygłe w niemym przerażeniu, w oczekiwaniu na nieuchronne. Nieustraszeni na co dzień ojcowie rodzin, teraz obawiający się podejść do okna na bliżej niż trzy kroki, a ich nieprzeniknione twarze, ozdobione wypalonym pół godziny temu niedopałkiem wciąż trzymanym w ustach, nie wyrażają żadnej refleksji. Ciocie-dobra-rada, dygoczące pod łóżkami w paroksyzmie spazmów i dreszczy. Wreszcie seniorzy rodu, kulący się w najdalszym kącie przedpokoju, kurczowo ściskający w dłoniach wyciągnięte przed chwilą z pawlacza zardzewiałe pozostałości jakiegoś straszliwego, przedwojennego samopału. Jaka to siła cisnęła tych prawych obywateli w czeluście ich domowych twierdzy? Jaka niezbadana moc kazała im poszukiwać ostatecznego schronienia w ciasnych ścianach ich domostw?

Słońce coraz wyżej nad horyzontem, dziś ogrzewa tylko wyślizgany bruk miejskich traktów. Wiatr nadal przewiewa pyłki kurzu i foliowe worki przez opustoszałe ulice spokojnego, niczym nie wyróżniającego się miasteczka. Jak okiem sięgnąć cisza i pustka. Gdzieś w oddali niewyraźna sylwetka przemyka z bramy do bramy, spotykając się z niewypowiedzianym potępieniem setek nieodgadnionych spojrzeń skrytych, pozbawionych tchu postaci. Jakby na potwierdzenie tego, w górze trzaska okno jakiejś mansardy. A po chwili daje się słyszeć szum. Szum narastający, jednostajnie i metodycznie. Z każdą sekundą zwiększający na sile. Przebijający się przez złowrogi świst wiatru, który pędzi pyłki kurzu po wyludnionych przestrzeniach. Jest coraz bliżej. Bliżej i bliżej. Gdzieś z podwórza, z głębi oficyny daje się słyszeć głuchy jęk, wyrażający bezbrzeżną trwogę. Bo czymkolwiek jest ten szum, cokolwiek jest jego źródłem, zbliża się nieuchronnie. Zmieniając się w warkot, w nabierający na mocy hałas. Złowieszczy cień przesuwa się po oświetlonych kwietniowym słońcem fasadach. Jest coraz większy i większy. Majestatycznie wypełza zza zakrętu, wjeżdżając na główną arterię miasta, pomiędzy sparaliżowane strachem i grozą ogniska domowe. Powoli sunie przed siebie, wbija się klinem w strwożoną tkankę lokalnej społeczności, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, czym jest i co ze sobą przynosi.

BRONKOBUS. Już wkrótce w Twoim mieście. Zawsze w 3D.


24. kwietnia 2015, 22:53 DST,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Aż ciarki po plecach przechodzą ze strachu.