niedziela, 14 lipca 2024

ostatni most

Z okresu "chodzenia do przedszkola" każdy ma pewnie nieco inne wspomnienia. Zinfantylizowany ekwiwalent latynoskiej sjesty, czyli obowiązkowe leżakowanie. Podły grysik o konsystencji wcale już nie świeżo wylanego betonu, podlewany syropem malinowym żeby w ogóle dało się ten dań przełknąć bez torsji. Zabawki ukryte na półkach za rozciągającą się od sufitu do podłogi potężną kotarą, która w oczach pięciolatka urastała do skali biblijnej Zasłony Przybytku. Ale ja najbardziej pamiętam spacery. W jednopalczastych rękawiczkach i ze sznurkiem odgradzającym od szosy, ale przede wszystkim kierunki tych spacerów. Przez niekończącą się łąkę przy starych piecach wapienniczych. Wokół szarego ogrodzenia zakładów mechanicznych. Lub na drugą stronę Odry przez Most Kolejowy.

Z wielkich liter, bo był to faktycznie Most. Metalowa drzazga przerzucona przerzucona nad urwiskiem, w niepojęty dla przedszkolaka sposób łącząca dwa światy. Nie rozstrzygnę już, który z aspektów jego istnienia robił na mnie większe wrażenie. Te kilkanaście metrów w dół do lustra wody, chociaż wtedy wydawało mi się, że to kilometry, bo przecież strącony w bezdenną czeluść kamyk leciał całą wieczność zanim zatonął w kipiących odmętach. Czy piekielny łomot, gdy szło się akurat kładką wzdłuż torowiska, a na most wtaczał się kilkudziesięciotonowy potwór (to było w czasach, gdy po lokalnych liniach kolejowych jeszcze jeździły pociągi) i mijał wycieczkę z przedszkola numer 3 w odległości mierzonej szerokością ramienia.

A potem nadszedł lipiec, gdy padało bez przerwy przez cały tydzień (w Czechach nawet dłużej) w ilościach nieznanych nauce, a cała woda tego świata zebrała się w okolicach Bramy Morawskiej i zaczęła płynąć w górę Odry. Przed Krapkowicami rozlała się szeroko na łąki i poniemieckie poldery, a ludzie, którzy spojrzeli w kierunku, gdzie kiedyś była dzielnica Otmęt, ujrzeli Amazonkę na półkuli północnej. Rzekę o szerokości dwóch kilometrów, z kępami drzew i pojedynczymi dachami domów pośrodku. Zaraz jednak rozlewisko to wracało do koryta, przywoływane do porządku przez coraz bardziej strome brzegi, zaganiające spienione wody w wąski przesmyk. Przesmyk, nad którym rozpięty był tylko Most. Cztery tysiące metrów sześciennych wody na sekundę gnało na północ z prędkością wodospadu i napierało na metalową konstrukcję, która przetrwała trzy wojny (w tym dwie światowe), niczym hordy orków na bramy Helmowego Jaru. Tafla rzeki, kiedyś odległa o te kilometry w dół, teraz płynęła równo z przęsłem i wlewała się na chodnik, którym kiedyś zaaferowane przedszkolaki przeprawiały się z jednego brzegu urwiska na drugi.

(To było zresztą dominujące uczucie, każdego kto tę Powódź pamięta, kogo nie dotknęła ona osobiście i kto jednocześnie nie jest psychopatą. Niedowierzanie, że woda zaczyna pojawiać się w tych miejscach, w których nie mieściło się w głowie, że w ogóle może.)

Rzeka zabierała ze sobą drzewa, potężny słup linii energetycznej wygięła jak zapałkę pod kąt 45 stopni, a w końcu złamała także Most. Runął, bo musiał runąć, pod naporem tego, co w przypływie grafomańskiego uniesienia nazywają czasem Siłą Żywiołu. A potem przez kilka dobrych lat poskręcane metalowe kratownice lizały spokojny nurt Odry niczym stworzony ręką egzaltowanego pacykarza symbol Potęgi Natury i słabości człowieka, któremu tak wiele czasu zajęło wyciągnięcie z rzeki kilku kawałków żelaza pamiętających czasy Franciszka Józefa.

Dzisiaj Mostu Kolejowego już nie ma, chociaż nadal stoi, podniesiony z wody i odbudowany. Ze stacji kolejowej dawno temu odjechał ostatni pociąg na wschód. Tory kolejowe zalano asfaltem, w śladzie torowiska poprowadzono ścieżkę rowerową, a Most Kolejowy przebudowano na most drogowy. Zamiast wagonów kolejowych przejeżdżają nim dziś blaszane puszki samochodów osobowych. I przechodzą ludzie, tak jak trzydzieści lat temu. Ale już nie spięte sznurkiem przedszkolaki w jednopalczastych rękawiczkach. Przedszkola numer 3 bowiem też już nie ma.

"Czy to ładnie czy nieładnie...?" - pisała kiedyś Agnieszka Osiecka - "Nie pytajcie, nie wiem tego...".

12. lipca 2024, 18:47 CEST,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Autorzy fotografii (w kolejności od góry):
- zdjęcie nr 1 - Autor bloga
- zdjęcie nr 2 - Autor bloga
- zdjęcie nr 3 - screen kadru z filmu dokumentalnego "Powódź Tysiąclecia" prod. NTO, 2017
- zdjęcie nr 4 - screen z portalu fotopolska.eu
https://fotopolska.eu/Krapkowice/b65638,Most_kolejowy.html

Brak komentarzy: