piątek, 16 maja 2025

wojna światów

Miarą upadku i jednocześnie największą tragedią współczesnej polityki nie jest ani demagogia i radosny populizm, ani hołdowanie najniższym instynktom, szukanie haków i podkładanie konkurentom najbardziej cuchnących świń, ani nawet "sondażoza", która zamordowała tę dziedzinę nauki jaką była statystyka, która kreuje liczących się uczestników politycznej gry za pomocą robionych na zamówienie sfabrykowanych badań i która sprawiła, że bardziej wiarygodne od pomiarów opinii społecznej są obecnie zakłady bukmacherskie. (Galton w swym grobie wiruje...)

Największą tragedią współczesnej polityki jest to, że zmieniła się ona w archetypiczną walkę Dobra ze Złem o przyszłość ludzkości.
 
Partie polityczne, z ugrupowań, których celem było dążenie do zdobycia, a potem utrzymania władzy przy pomocy określonych narzędzi, zmieniły się we wrogie obozy jak na załączonym poniżej obrazku. Paradoksem jest jedynie to, że literalnie każdy sytuuje siebie i swoją frakcję po tej jasnej stronie mocy. Nieważne czy chodzi o tych od jednego "kaczora", czy od drugiego "kaczora", wszyscy są przekonani, że walczą w słusznej sprawie o uratowanie świata. Przeciw "złym", przeciw wrogom, którymi mogą być albo ci od zaściankowości, średniowiecza, piekła kobiet, ciemnogrodu, anachronizmu, kołtunerii i zacofania, albo ci od cywilizacji śmierci, bożka nowoczesności, tolerancji, wielokulturowości, otwartości, migracji, LGBTQcośtam, zabijania nienarodzonych, sympatycy Żydów, Ukraińców, Niemców etc.
Dwa obozy, z których każdy jest przekonany, że absolutna racja i dziejowa konieczność jest po jego stronie. A polityka jest tylko jednym z narzędzi do osiągnięcia tego celu.
A jak to w filmach o walce Dobra ze Złem, wszystko jest tam możliwe. Ludzie latają w kolorowych pelerynach, albo zmieniają się w jakiejś oślizgłe zielone paskudztwo, żółwie znają wschodnie sztuki walki, drzewa mówią, szop pracz pilotuje statki kosmiczne i pruje z pepeszy aż miło, jakąś bransoletką wysadzaną kamieniami można unicestwić pół Wszechświata, a były zapaśnik pozbawiony jakichkolwiek znamion talentu aktorskiego może zostać najlepiej opłacanym aktorem w Hollywood. A nie, sorry, to ostatnie to akurat jak najbardziej prawda...
 
I na tej samej zasadzie przeniesienie tego schematu na płaszczyznę polityczną skasowało wszystkie dotąd panujące tam reguły. I teraz również na niej wszystko jest już możliwe. Kandydaci w wyborach na Prezydenta państwa, w którym Konstytucja przyznaje mu tak znikome uprawnienia jakie ma malowany król, obiecują, że własnymi siłami obniżą ceny prądu, zmienią niemal każde niezdrowe prawo, wypowiedzą międzynarodowe umowy, których wypowiadać Prezydent ów nie jest władny i w ogóle zaprowadzą ustrój powszechnej szczęśliwości i dobrobytu.
 
Ze starego akademickiego porządku nie pozostał już kamień na kamieniu. Dychotomia lewica-prawica legła w gruzach niczym starożytny Kolos Rodyjski. Partia o programie dość mocno lewicowym jest uznawana za skrajnie prawicową (to ci od starszego "kaczora"), a żeby w ogóle znaleźć kogoś - pytając sto losowych osób na ulicy - kto potrafi podać podstawowe cechy odróżniające partię lewicową od prawicowej, trzeba by mieć szczęście trafić na studenta politologii, i to najlepiej od razu takiego z piątego roku magisterki, pobierającego w dodatku stypendium Rektora. Bo na tych z licencjatu nie postawiłbym złamanej złotówki. Zresztą, zapytajcie o to samo osobę, którą widzicie codziennie w lustrze (bez uprzedniego proszenia o radę wujka Google ani cioci Sztucznej Inteligencji). Zaznaczam jedynie, że odpowiedź iż prawica to ci, którzy dużo mówią o tradycji, patriotyzmie, "narodzie" i religii, a lewica to ci, którzy mówią o tolerancji, nowoczesności, Unii Europejskiej i wolności wyboru, jest z gruntu błędna. No, może przy życzliwym profesorze na tróję "na szynach", ale to wszystko...
 
A jeśli walka Dobra ze Złem, to wszystko jest czarno-białe. Nie jesteś z nami, to jesteś przeciw nam. Tertium non datur. Dlatego w ślad za orszakami ciągnącymi na pole tej odwiecznej bitwy, raźno maszerują przepastne drewniane szufladki zawierające jasny i skończony zestaw poglądów i nie tolerujące wyjątków. Jak ktoś jest od jednego "kaczora", to z definicji jest przeciw panoszeniu się Unii w naszym kraju, wierzy w zamach w Smoleńsku (albo, że przynajmniej nie wszystko tam było jasne i wyjaśnione), w życiu nie przeszedłby na wegetarianizm (przecież "kto je wege, ten ru**a kolegę", a sodomia to grzech śmiertelny), nie życzy sobie tu waluty Euro, migrantów o śniadych twarzach ani Ukraińców "pobierających nasz socjal" itd. A contrario, ci od drugiego "kaczora" to lemingi, wierzące we wszystko co głosi TVN, ta gazeta w której piszą starozakonni, oraz barista z najbliższej kawiarni, w której podają sojowe latte. Pragną pełnego multi-kulti, seksualizacji dzieci, jedzą tylko robaki i zieleninę, bo przecież "planeta płonie", dlatego też podróżują wyłącznie rowerami, nie znoszą myślistwa, a megalomańskie lotnisko wolą w Berlinie niż pod Łodzią.
 
Paradoksem z gatunku schizofrenicznych jest fakt, że dwadzieścia lat temu te dwa "kaczory" wyrosły z jednej siły politycznej (która różnie się nazywała na przestrzeni lat, ale zasadniczo niczym się nie różniła). I nie różni nadal, a to, że postrzegamy ich jako dwa przeciwstawne bieguny, jako emblematyczne ośrodki tej gigantycznej społeczno-politycznej dychotomii, wynika tylko i wyłącznie z akcentowania przez nich tych powierzchowności, które dwa akapity wyżej usłyszałbym (stawiam na to grube dolary do zeszłorocznych kasztanów!) od owych stu napotkanych losowo osób na ulicy. Bieguny te odpłynęły od siebie już tak daleko i w sposób tak bardzo pozbawiony jakiegokolwiek rozumnego podłoża, że można by wystawić w najbliższych wyborach dwa szympansy (albo muła i osła) ubrane w koszulki z logotypami tych dwóch opozycyjnych partii, a i tak oba zebrałyby po jakieś 20% głosów, bo tak zwany twardy elektorat kieruje się tylko tym obrazkiem wrzucając głos do urny i absolutnie niczym innym.
 
Z kolei miarą faktycznego upadku społecznego rozumienia polityki jest to, że ktoś, kto tym szufladkom się wymyka i idzie w poprzek zabetonowanej od dwudziestu lat dychotomii, nie jest uważany za rozsądnego, ale wręcz przeciwnie - za dziwaka o nieskonsolidowanych poglądach. Ot, choćby niżej podpisany, który uważa globalne ocieplenie za realny i groźny dla świata problem, a ograniczenie spożycia mięsa za bardzo trafny kierunek, ale nigdy jeszcze nie głosowałem ani na PO ani na jakąkolwiek postać Lewicy (a głosuję w każdych wyborach, oprócz - sic! - tych do Parlamentu Europejskiego). Wariat, prawda? Odebrać mu prawo głosu, dopóki mu się w głowie nie ułoży!
 
Czasami mam wrażenie, że to szarość codziennego życia, brak ambitnych celów i perspektyw sprawia, że drzemiące w każdym człowieku pokłady pragnienia odegrania jakiejś doniosłej roli w świecie są zagospodarowywane przez te dwie para-polityczne opozycje, reprezentowane przez dwa symboliczne "kaczory" (bo to nie tylko polska specyfika, spójrzmy choćby na ostatnie wybory w USA). Że nuda i kierat dzieci-praca-dom plus telewizja i Tik-tok pchają umysł do zatarcia granic pomiędzy fikcją a rzeczywistością. Który na zasadzie kompensacji niedostatku uniesień produkuje wrażenia, że świat rzeczywisty nie jest faktycznie taki nudny, ale podobnie jak w filmach sensacyjnych jest pełny spisków, tajnych stowarzyszeń nim rządzących i dybiących na jestestwo każdego człowieka. Skąd już tylko krok do zapisania się do jednej z tych armii, które walczyć będą z Żydami, Ukraińcami, Niemcami, katolikami, kołtunami czy ciemnogrodem (niepotrzebne skreślić) o duszę współczesnego Polaka lub Europejczyka.
 
Różnica jest taka, że infantylny film o superbohaterach, gdzie Dobro walczy ze Złem, można wyłączyć i iść spać. Ale tego "filmu" o którym jest powyższy tekst, wyłączyć się nie da. W poniedziałek po ciszy wyborczej obudzimy się i za oknem nadal będą grać requiem dla klasycznej polityki. A potwór tej dualistycznej "post-polityki" pochłaniać będzie kolejne hektary rzeczywistości.
 
16. maja 2025, 18:17 CEST,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

czwartek, 15 maja 2025

debata totalna

W kończącej się już - o, dzięki niebiosom! - kampanii wyborczej przeróżnych debat było o jakieś trzydzieści za dużo, ale tego jeszcze w politycznej historii świata nie grali! W poprzedni poniedziałek Polsat zorganizował naprawdę wiekopomną debatę przedwyborczą. Tym razem bowiem werbalnym gnojem obrzucali się nie kandydaci na Prezydenta RP, ale... ich sztaby. Naprawdę! A głód pseudo-politycznego widowiska dla gawiedzi jest w epoce Tik-Toka tak bardzo niezaspokojony, że na tym się pewnie nie skończy. Wspomnicie moje słowa, gdy przed następnymi wyborami będą kolejne debaty z udziałem:

ŻON KANDYDATÓW
- "Pani mąż kupuje pani arabskie perfumy w Action"
- "A pani mąż kupuje sobie garnitury w Pepco! I co, łyso?"
- "Phi, pani to nawet nie umie jeść bezy!"
- "A pani zakłada stringi do kościoła. I to tyłem do przodu!"

DZIECI KANDYDATÓW (kategoria wiekowa: 6-11 lat)
- "Twój tato myśli, że Tokio Hotel to jest hotel w Japonii!"
- "A twój myśli, że Linkin Park to jest park w Bydgoszczy!"

DZIECI KANDYDATÓW (kategoria wiekowa: 12-16 lat)
- "Ja z moim starym to jestem po imieniu, a ty musisz mówić do swojego: Panie Doktorze Habilitowany!"
- "A twój stary to miesza bigos pachami i pije burbon ze słoika po ogórkach!"

TRENERÓW PERSONALNYCH KANDYDATÓW
- "Twój podopieczny jest tak skąpy, że zamiast sobie kupić bieżnię do domowej siłowni, to poranny jogging robi na taśmie bagażowej na lotnisku"
- "A twój uczy się międzynarodowych stosunków politycznych z książek Paulo Coelho!"

POMOCY DOMOWYCH KANDYDATÓW
- "Ja nie panimaju, jak można podawać swojemu państwu płatki śniadaniowe wieczorem?! I jeszcze serek wiejski, skoro mieszkają w mieście?!"
- "Bladź! A ja sama widziała, jak ty użyła ręcznika kuchennego w salonie! A potem podała pani domu Apap Noc, chociaż był środek dnia!"

SĄSIADÓW KANDYDATÓW
- "Ten kandydat od nich to w ogóle nie segreguje śmieci, a ostatnio wyrzucił nawet kolorową butelkę po piwie do pojemnika na szkło białe!"
- "A ten od nich to pali w piecu prętami paliwowymi do reaktora atomowego!"

NAUCZYCIELI KANDYDATÓW Z CZASÓW LICEUM
- "Mój uczeń był tak zdolny, że umiał nawet dzielić przez zero!"
- "A mój potrafił odpowiedzieć na pytanie retoryczne, o!"

ZWIERZĄT DOMOWYCH KANDYDATÓW
- "Miau! Ja to śpię w legowisku z gęsiego puchu i codziennie jem kabanosy z renifera, a ten twój pan to karmi cię kiełbasą z Biedronki po trzy dziewięćdziesiąt za kilo"
- "Hau! Za to twój podkrada ci kocimiętkę i parzy sobie z niej herbatę, bo myśli że wtedy zlecą się do niego wszystkie kociaki z okolicy. A jak ostatnio wieczorem wrócił naprany z posiedzenia klubu parlamentarnego, to nasikał ci do kuwety, ha!"

6. maja 2025, 18:37 CEST,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

czwartek, 1 maja 2025

Annie Jacobsen - "Wojna nuklearna"

72 minuty. Tylko tyle czasu zajmie ludzkości zniszczenie samej siebie. Jedynie godzinę z kwadransem, krócej niż mecz piłkarski, potrwa światowa wojna nuklearna. Która unicestwi nie tylko 90% ludzkiej populacji, ale też większość życia biologicznego i niemal wszystkie wytwory ludzkiej kultury, sztuki czy architektury.

Planeta Ziemia oczywiście przetrwa. W jej historii doliczono się już pięciu takich wielkich wymierań, gdy z powierzchni znikała większość organizmów żywych. Każde z nich miało jednak za przyczynę "siły natury" - a to rąbnęło jakieś ciało niebieskie, a to wybuchł superwulkan i zmienił klimat na skrajnie niekorzystny...
 
Dopiero szóste wymieranie zapewnimy sobie sami. Według najogólniejszych szacunków wystarczy użycie zaledwie kilkuset głowic atomowych o mocy od 100 do 1000 kiloton równoważnika trotylowego, aby spowodować zniszczenie praktycznie całej ludzkiej cywilizacji w godzinę z hakiem (a rzeczywistość tych, którzy jakimś cudem przeżyją, cofnąć do czasów jakie znamy z odkryć naukowych i to bardziej tych z zakresu paleontologii, a nie archeologii).
 
Tymczasem, obecny arsenał broni jądrowej na całym świecie szacowany jest w przedziale od 9 do 14 tysięcy głowic. Większość z nich utrzymywanych w stanie natychmiastowej gotowości do użycia. Każda z nich o mocy dziesiątki tysięcy razy większej od Little Boya, którego zrzucono na Hiroszimę. Wystarczająco, aby na ludzkości popełnić overkill i to kilkanaście razy. I właśnie o tym opowiada "Wojna nuklearna".
 
To nie tylko książka o tym, że wojny nuklearnej nie da się wygrać.
 
To książka, która jest do skrajności reporterską robotą, a jednocześnie czyta się ją jak nieodkładalną powieść sensacyjną. Z narastającym napięciem i z finałowym wręcz twistem, który zmieni wyobrażenie każdego laika o tym, co jest tak naprawdę gamechangerem w wojnie atomowej.
 
To książka, którą każdy powinien przeczytać, chociaż nie każdy da radę. Dla tych, którzy jednak spróbują, motywacją niech będzie dotarcie do końcowych fragmentów, gdzie jest zamieszczona ramka z opisem znakomitego eksperymentu pt. "Małpy na bieżni", który idealnie ujmuje to, co doprowadziło do sytuacji, że jako ludzkość siedzimy współcześnie na bombie (w przenośni, ale też jak najbardziej dosłownie).
 
Małpich porównań można w tym kontekście przywołać znacznie więcej.
"Szybciej coraz szybciej
Drogą własnej klęski
Biegnie naga małpa
I swój świat wyniszcza
Szybciej coraz szybciej
Opętany zegar
Oszalałej małpie
Sekundy odlicza"
- w te słowa śpiewał kiedyś pan Olejarczyk z zespołu KSU.
 
Z kolei współcześni niejakiemu Darwinowi oburzali się na jego teorie, które miały przypisywać człowiekowi pochodzenie od małpy (co było zresztą bzdurą, ani Darwin niczego takiego nie powiedział, ani teoria ewolucji takiej tezy nie zawiera, głosząc jedynie, że człowiek i małpa mają wspólnego przodka w organizmach o niższej złożoności i mniej przystosowanych). W świetle eksperymentu "małpa na bieżni", to jednak szympans powinien wstydzić się pokrewieństwa z człowiekiem, a nie na odwrót. Właściwie z ironią trafił jedynie Samuel L. Clemens (znany powszechnie pod ksywą "Mark Twain"), który miał stwierdzić kiedyś, że: "Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarował się małpą. Z dalszych eksperymentów zrezygnował".
 
Ta książka to kronika zapowiedzianej śmierci. Skrupulatny, sekunda po sekundzie zapis końca historii (jakże inny od tych bredni spłodzonych przez Fukuyamę). Wiwisekcja niepohamowanego ludzkiego pędu do destrukcji i siłowego udowadniania swoich racji. Złowieszczy refleks freudowskiego Tanatosa na lustrze, w którym przeglądamy się upajając swoją wielkością i dokonaniami.
 
To wreszcie książka, po przeczytaniu której czuje się (a przynajmniej powinno) wstyd, że należy się do gatunku ludzkiego. Gatunku, dla którego początek końca miał miejsce 16 lipca 1945 na pustyni Jornada del Muerto.
 
Co na polski tłumaczy się jako Podróż Martwego Człowieka.
 
Annie Jacobsen "Wojna nuklearna. Możliwy scenariusz"
Kraków, 2024
wydawnictwo Insignis
stron: 500
moja ocena: 8/10

1. maja 2025, 18:23 CEST,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego