środa, 22 sierpnia 2012

po drugiej stronie kuli

Przewidywanie przyszłości jest rzeczą niebywale prostą. Istnieje zresztą taka anegdotka, jak to Jaser Arafat (jeszcze za swojego żywota) przychodzi do wróżki z pytaniem, kiedy opuści on grono żyjących. Na to wróżka tak mu rzecze:
- Umrzesz w żydowskie święto.
- Ale w które żydowskie święto? - docieka Arafat
- Nieważne - mówi wróżka - Dzień w którym umrzesz to będzie odtąd żydowskie święto.

I co, można? Można. Ja też mam zresztą już na koncie jedną trafną przepowiednię. Niecałe dwa tygodnie temu odwiedziłem Warszawę. Podziwiając budowę II linii metra z Mostu Świętokrzyskiego, zastanawiałem się jak technologicznie skomplikowane i niebezpieczne zarazem jest drążenie tunelu pod dnem Wisły. Wystarczy przecież, że ktoś machnie się w obliczeniach, albo coś źle przewiercą i już w tunelach metra będzie wiślanej wody od metra. Jeszcze tej samej nocy przyśniły mi się też sceny jak z filmu katastroficznego, gdzie woda z rzeki zalewa tunele pod Warszawą. I nie minęły dwa dni, a w powstającej stacji metra "Powiśle" można ryby łowić. Wniosek prosty - przewidziałem niewyobrażalną katastrofę nie gorzej niż ten cały Geryl.

Przewidzieć coś jeszcze? Się robi. Za tydzień z groszami rozpoczynają się w Londynie igrzyska paraolimpijskie (czyli takie dla niepełnosprawnych, a nie takie, w których startuje się parami). Polscy paraolimpijczycy - wbrew nazwie - zdobędą w nich nie parę medali, ale znacznie więcej. A już na pewno więcej niż polscy sportowcy na zakończonych niedawno igrzyskach olimpijskich. Natychmiast wówczas będzie się w mediach pisało i mówiło, jakich to dzielnych mamy paraolimpijczyków. Herosów, którzy nie tylko pokonują własne słabości i ułomności, ale jeszcze mężnie spisują się w zawodach, zawstydzając tym samym pełnoprawnych sportowców, którzy opływają w luksusy, zarabiają kokosy i ptasiego mleka podczas przygotowań im nie brakuje, a w godzinie próby zawodzą. Nie chcę się na ten temat autorytarnie produkować, bo z niepełnosprawnością mam niewiele wspólnego (chyba, że umysłową, a i to - zaznaczam - raczej jedynie zawodowo). Natomiast jako domorosły diagnosta opinii społecznej pozwolę sobie zauważyć - już bez żadnej ironii - że świat nie jest biało-czarny, jak próbują wmówić nam media. Nie dzieli się ani na samych złych i samych dobrych, ani tym bardziej na heroicznych paraolimpijczyków i zgnuśniałych olimpijczyków, którzy robią gawiedzi łaskę, że odbiją piłkę ręką tudzież rakietą, albo rzucą sobie czymś ciężkim. Stąd bezcelowe jest takie radosne generalizowanie, podobnie jak sensu nie posiada porównywanie sportu zdrowych i sportu niepełnosprawnych, bo to dwa kompletnie różne światy.

Natomiast gwarantuję, że takie porównywanie w mediach wystąpi. I to w ilościach przyprawiających o mdłości. Będą złote myśli, że sowicie opłacanym sportowcom "się nie chce", a niepełnosprawnym - mimo całego ich życiowego pod górkę - "się chce". Będą melodramatyczne reportaże, wyciskacze łez o sportowcach bez rąk i nóg, ciężko doświadczonych przez życie, którym czasami brakuje środków na bieżącą egzystencję, a mimo to na igrzyskach paraolimpijskich dają z siebie wszystko. Zgoda, należy im się za to uznanie i szacunek przeogromny, nikt nie ma jednak prawa zakładać, że zdrowi tego przysłowiowego wszystkiego z siebie w Londynie nie dali. Takie założenia jednak - choćby i między wierszami - niestety będą, i będą porównania niepełnosprawnych bohaterów do pływających w milionach sportowców z pierwszych stron gazet. Zaręczam całym swoim autorytetem świeżo upieczonego wróża.

Chociaż właściwie tak chyba nie wypada. Żadna szanująca się wróżka i żaden przyzwoity jasnowidz nie dają gwarancji na swoje usługi. Bo i też jakby to wyglądało?! Umowę by spisywali przed spojrzeniem w karty? Klient dostawałby na formularzu z pieczątką wykaz tego, co wróżka ujrzała w szklanej kuli? I potem jeśli się sprawdzi w mniej niż 80% to można reklamować, a jeśli powyżej, to już nie? Na przykład rzecze wieszczka, że życie klientki odmieni wkrótce w Armaniego przyodziany brunet, wieczorową porą na białym koniu wjeżdżający. A rzeczywistość skrzeczy i brunet owszem, ale nie na białym koniu tylko na rowerze, i żaden tam Armani, nawet nie ten tani, tylko "ortalion w łaty, kaszkiet w kwadraty". Ale zaraz zaraz, po co jest wtedy rękojmia? Do wróżki więc w te pędy, z gwarancji na usługę udzielonej skorzystać. Gwarancja zapewniałaby na przykład jedno spojrzenie w karty gratis, albo półroczny abonament za pół ceny, z bonusem w postaci wróżb z dostawą do domu (przekazem channelingowym).

Skoro więc można przepowiadać co ślina na język przyniesie, a klient może sobie nietrafione wróżby co najwyżej potłuc o kant kuli, to hulaj dusza, piekła nie ma! Certyfikatów i uprawnień nie trzeba, odpowiedzialność żadna. Czym prędzej interes wróżbiarski otwierać i zbijać kokosy! Łatwiej teraz w Polsce już chyba tylko gabinet psychoterapeutyczny otworzyć. Bo na wróżkę w taksówce nasze społeczeństwo raczej jeszcze nie jest gotowe. Musi być zaciemnione pomieszczenie, wzorzyste szaty, świece, czarny (albo chociaż jakikolwiek) kot, i te rzeczy.

Zatem poprzepowiadam sobie jeszcze trochę. Coś poważnego teraz? Dobrze. Na przykład, gdzie jest złoto z Amber Gold? Eee, to akurat proste. Jak sama nazwa wskazuje - w Bursztynowej Komnacie. A co, kto bogatemu zabroni?

22. sierpnia 2012, 23:33 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: