niedziela, 2 marca 2014

wydanie trzecie, niezmienione

Ilja Erenburg wrócił swego czasu z USA, niżej podpisany był ostatnio - duchem i piórem - w Soczi, ale również powrócił. A świat też nie stoi w miejscu.
  • W dniu tak zwanych "Walentynek" miała miejsce premiera drugiego sezonu znakomicie ocenianego amerykańskiego serialu "House of Cards", w którym Kevin Spacey odgrywa rolę cynicznego kongresmena. Szarą eminencją w tym sezonie jest niejaki Tusk (wprawdzie Raymond, a nie Donald), a jedna z drugoplanowych negatywnych postaci to polityk nazwiskiem Howard Webb. Wszystko to każe podejrzewać, że w ekipie scenarzystów za sznurki pociąga jakiś Polak.
  • Targana wewnętrznymi i zewnętrznymi konfliktami Ukraina dąży do zacieśnienia współpracy z Unią Europejską. Trudno powiedzieć, czy nasi wschodni sąsiedzi rozważyli wszystkie za i przeciw takiego kroku. O panoszącej się w Unii politycznej poprawności nie trzeba nikomu przypominać. Należy się zatem spodziewać, że już wkrótce Morze Czarne zmieni nazwę na Morze Afroamerykańskie.
  • Wydarzenia na Ukrainie zupełnie zepchnęły ze sfery publicznego zainteresowania sprawę Człowieka zwanego Szatanem, czyli Mariusza T. Facet ukrył się, a o jego miejscu pobytu krążą jedynie niczym nie potwierdzone plotki. Temat jednak nadal interesuje opinię publiczną, o czym świadczyć może zasłyszana rozmowa dwóch pań w wieku emerytalnym:
    • A słyszała pani, że ten Trynkiewicz to on podobno zaszył się w leśnej głuszy?
    • W Leśnej Górze?! O mój Boże, mam nadzieję, że doktor Zosi nic nie grozi...
  • Jeszcze o Mariuszu T. - parę tygodni temu Kuba Wojewódzki i jego kolega z radia tak skołowali przez telefon naczelnego "Super Ekspresu", że wyszło na to, iż tabloid chętnie wydałby pamiętniki Człowieka zwanego Szatanem. I w sumie czemu nie? Katarzyna W. (znana też jako "matka Madzi") i jej rodzina ledwie rok z hakiem obecni byli w publicznej świadomości, a wydali więcej egzemplarzy przeróżnej literatury niż przeciętny laureat nagrody Nike. Książki te zresztą zalegają teraz po punktach sprzedaży prasy i niedługo zaczną być dodawane jako gratis do chleba, podobnie jak kiedyś prorokował Kuba Wojewódzki o płytach Michała Wiśniewskiego. W każdym razie, skoro były mąż matki Madzi szarpnął się na pamiętniki, to Mariusz T. dopiero miałby materiału na książkę. Nawet na - nomen omen - TRYlogię. A później to już jak w pollywood - kontynuacja, wielki powrót i ekranizacja. Pod roboczym tytułem: "Szatan z siódmej celi".
  • Nie opuszczając politycznych skojarzeń, nasuwa się jeszcze jedna refleksja. Kiedyś pytało się gdzie jest Nemo, albo gdzie jest Wally. Ostatnio pytamy raczej gdzie jest krzyż, gdzie jest Trynkiewicz, a przez pewien czas nawet: gdzie jest Janukowycz. Dodając do tego likwidację "Wieczorynki" i przeniesienie najmłodszej widowni do nowego kanału TVP ABC, który trafił na cyfrowy multipleks ramię w ramię z Telewizją Trwam, trzeba przyznać, że dzieci nie mają współcześnie łatwego życia...
  • Wspomniany Michał Wiśniewski również zanotował wielki powrót. Ostatnio reklamuje pewną kasę zapomogowo-pożyczkową, śpiewając, że "nie zawsze czerwone jest złe". Cóż, wybory zbliżają się wielkimi krokami i kto żyw chce kandydować. Michał - jak widać - pewnie z list lewicy.
  • Europoseł Platformy Obywatelskiej chciał wziąć przykład z Jana Rokity i zostać pobitym przez Niemców. Niestety, usłyszał jedynie od lotniskowego strażnika: "Raus!". Korzystając z okazji, pouczył więc ochroniarza, że powinno się raczej mówić grzeczniej, na przykład: "Gej bite raus!" (pisownia fonetyczna). Po tych słowach z samolotu wyprowadzono Roberta Biedronia.
  • Na odcinku powrotów - Polska wraca w tym roku na festiwal piosenki Eurowizji. Reprezentować nas będzie niejaki Donatan, z utworem o nie mniej enigmatycznym tytule. Decyzja zapadła w okolicach "Tłustego Czwartku", co rzuca nieco światła na sprawę. Donatan to ten, który robi donaty (takie jakby pączki). Ale nadal nie wiadomo, kim są ci Mysłowianie, o których opowiada piosenka.
  • Na ekrany kin wszedł niedawno film Władysława Pasikowskiego pt. "Jack Strong", a opowiadający o życiu i twórczości pułkownika Kuklińskiego. Kilku obywateli w średnim wieku, siedzących na ławce nieopodal kina, a zapytanych o opinię na temat "Jacka Stronga" odpowiedziało, że może być, aczkolwiek preferują raczej Komandos Strong, Argus Strong, a jak ktoś postawi, to zdarza się i Żubr.
  • Wbito pierwszą łopatę pod największy bodaj projekt inżynieryjny III RP, czyli rozbudowę Elektrowni Opole. Szacowana wartość inwestycji - niemal 12 miliardów złotych. Dla porównania - koszt budowy wszystkich czterech stadionów na piłkarskie Mistrzostwa Europy 2012 wyniósł około 3 miliardy. Dobrze, że obecny na inauguracji premier Tusk jest miłośnikiem wyłącznie piłki kopanej. Gdyby miał szerzej ustawione horyzonty sportowe, jak - nie przymierzając - Władimir Putin, to za te 12 miliardów przesuniętych z Elektrowni Opole mógłby nam zorganizować regaty pełnomorskie w Białce Tatrzańskiej, albo narciarstwo alpejskie na Żuławach. A może i wręcz całe letnie igrzyska olimpijskie. Na przykład w Wólce Kosowskiej.
  • Po niezbyt długiej nieobecności, do świadomości społecznej powrócił kapitan Francesco Schettino. Wziął udział w wizji lokalnej na pokładzie wraku swojego statku Costa Concordia. Krążą domysły, czym teraz zajmie się kapitan. Jeśli ma jakieś prawa do nazwy luksusowego liniowca, mógłby na przykład reklamować napoje owocowe. Jest nawet na podorędziu kilka haseł promocyjnych: "Sok Costa (Concordia) przewróci ci w głowie!", "Obal go w minutę!", "Zatopisz się w jego smaku!"
  • Niesłychane, jakich akrobacji intelektualnych dokonują ludzie, którzy chcą uwiarygodnić i uzasadnić zmianę swojej diety, najczęściej na zdrowszą, bardziej naturalną i ekologiczną. Ostatnio jednak obserwuje się to zjawisko nie tylko w odniesieniu stricte do diety. Podobno na tak zwanym Zachodzie modne staje się, nie tylko wśród celebrytek, ale i pozostałych świeżo upieczonych matek, zjadanie swojego łożyska niedługo po porodzie (specjalne firmy poddają łożysko procesowi sproszkowania i przekazują klientce w formie proszku w kapsułkach, do łykania po śniadaniu). Zwolenniczki argumentują to tym, że w naturze wiele gatunków zwierząt zjada swoje łożysko po porodzie i wychodzi im to na zdrowie, a człowiek to też właściwie zwierzę, więc będą z tego same korzyści. Miałem ochotę przypomnieć tym paniom, że w naturze wiele gatunków zwierząt zjada również inne rzeczy własnego pochodzenia, ale niedawno zrobiłem sobie kolację i mogłoby się to źle skończyć...
  • Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu odnalazło w swoich przepastnych archiwach prawykonanie znanej onegdaj piosenki: "Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój!". Jakość nagrania jest kiepska, ale politycy z różnych opcji, posiłkując się warstwą tekstową, spierają się do dziś, czy jego autorem jest Bronisław Komorowski czy raczej Włodzimierz Lenin.
2. marca 2014, 22:51 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego 

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

O kapitanie przewróconego statku i jego przyszłej pracy to rewelacyjny pomysł