sobota, 7 stycznia 2017

sekretne życie gwiazd i kwazarów (2)

Berlin, styczeń 2017 roku, apartament przy jednej z najdroższych berlińskich ulic.

Szpakowaty mężczyzna leży na sofie, co chwilę sięgając po butelkę z ciemnego szkła i pociągając z niej spory łyk. Nagle w dźwięki jakiegoś talk-show w telewizji RTL, którą mężczyzna śledzi nieobecnym wzrokiem, wdziera się ostry odgłos dzwonka. Niemiec machinalnie naciska przycisk panelu leżącego w zasięgu jego ręki. Sztuczny głos natychmiast recytuje: "Tu berlińska rezydencja Thomasa A. W tej chwili nie ma mnie w domu. Jeśli chcesz umówić się na spotkanie, skontaktuj się z moim impresario. Każde kolejne naciśnięcie dzwonka będzie traktowane jako natarczywość i automatycznie powiadomi najbliższą jednostkę policji".
Mimo takiego komunikatu, przybysz jednak nie rezygnuje:
- Thomas, to ja, braciszek Louie, wpuść mnie, wiem że tam jesteś!
Mężczyzna na sofie prostuje się nerwowo, po czym niechętnie naciska inny przycisk. Zgrzyt zamka i gdzieś w głębi korytarza drzwi stają otworem. Po chwili do salonu wpada ekstrawagancko ubrany blondyn, w kowbojkach, czerwonych spodniach-rurkach i z futrzanym lisem owiniętym wokół szyi, którą zdobią również dwa złote łańcuchy.

- Thomas, Thomas, co się z tobą dzieje?! - gość omiata wzrokiem pomieszczenie, na dłuższą chwilę zatrzymując spojrzenie na turlających się po podłodze butelkach, które gospodarz niechlujnym ruchem usiłował właśnie wkopnąć pod sofę - Jaegermeister? Thomas, co ty sobie wyobrażasz?
- Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? - mruknął Thomas
- Wiem o tobie wszystko. Przecież to ja jestem twoim impresario! - krzyknął radośnie Louie
- Byłeś. Zwolniłem cię piętnaście lat temu. Więc skąd?
- No, no... dobrze... Powiedziała mi ta Chinka z restauracji na dole, gdzie zamawiasz sajgonki. Jak ona ma na imię?
- Gulgun Sertap. I to nie jest Chinka.
- Oj tam. She has China in her eyes, can't you see it? I robi najlepsze chińskie żarcie w Berlinie.
- A ty skąd ją niby tak dobrze znasz?
- Bo jadłem u niej wiele razy. I nie tylko. Sexy sexy lover, braciszku! Jeśli wiesz co mam na myśli...
- You're no good, can't you see, brother Louie Louie Louie?! - wyrzuca gościowi Thomas
- Proza życia agentów gwiazd, braciszku, światła wielkiego miasta - słyszy jednak filuterną odpowiedź
- Dobra, dobra - Thomas zrezygnowany macha ręką - Tylko na drugi raz się tak nie wydzieraj jak mówisz do domofonu. Ludzie pomyślą, że naprawdę jesteśmy braćmi...
- Thomas, don't take away my heart! Ranisz moje uczucia...
- To prawdziwy lis? - zmienia temat gospodarz, wskazując na szyję przybysza
- Najprawdziwszy! Jak włosy tego tam... no... Donalda Trumpa, braciszku. Ale dajmy spokój z lisem. Ready for victory?
- Której części o nie nazywaniu mnie bracisz...
- Słuchaj braciszku, przychodzę z propozycją - Louie nawet nie zwrócił uwagi na ostatnie zdanie rozmówcy - Z mega propozycją!
- Nie jestem zainteresowany - Thomas siada na sofie, pociąga kolejny łyk z butelki i pogłaśnia telewizor
- Thomas, ogarnij się! You're not alone. Jestem tu po to, aby ci pomóc - gość nadal żywo gestykuluje, siadając na sofie obok gospodarza.
- Nie potrzebuję pomocy.
- Tak? A to wszystko dookoła? Te butelki, bajzel w mieszkaniu, tłuste włosy, codziennie chińskie żarcie z dostawą do domu? - irytuje się Louie - A tam czeka wielki świat, scena, kariera, sukcesy, życie, człowieku! Kluby Moskwy, kasyna Las Vegas, walking in the rain of Paris...
- To już nie dla mnie.
- Braciszku, uwierz w siebie. Jesteś megagwiazdą, fly to the moon! Taki na przykład Dieter teraz jest...
- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia! I właściwie dlaczego tak ci na tym zależy, co? - Thomas podejrzliwie patrzy w oczy rozmówcy
- Bo mi zależy na tobie, braciszku. You're my heart, you're my soul. A... a te marne 35% ze stu tysięcy to tylko skromna danina... a właściwie wręcz jałmużna... zwrot kosztów za moje starania... Czym to jest wobec szansy przywrócenia cię na najwyższy top, na miejsce które ci się należy!
- Stu tysięcy? Euro? - oczy Thomasa nagle rozbłyskują
- Eee, nie euro... Tego, no... zło... GOLD! Taka silna waluta, ze złotem w nazwie, wschodnio... eee... środkowoeuropejska. Kraju rosnącego w siłę, coraz lepszy kurs wymiany, gospodarka na plusie.
- Dobrze już, dobrze. Mów co mam zrobić, a potem pogadamy o pieniądzach.
- No więc, Thomas, słuchaj. Za dwa miesiące wchodzi do kin nowy film, megahollywoodzki superprzebój! "Ciemniejsza strona", sequel hitu z zeszłego roku, "50 twarzy", pewnie widziałeś?
- Nie. O czym to?
- Eee... mniejsza o to. I słuchaj, braciszku, trzeba nagrać do niego piosenkę. Właściwie do jego wersji językowej w pewnym kraju, wiesz, do promocji w mediach społecznościowych i w ogóle. Poprzednio jakaś piosenkarka się przy tym produkowała, low low low ju lajkaj du, smęty jakby czkawki dostała... Ludzie mieli tego dość, ludzie chcą hitu! I ty, braciszku, im go dostarczysz!
- Znaczy że mam zaśpiewać po jakiemu?
- Eee, to ma być piosenka do polskiej wersji tego filmu...
- Co?! Wykluczone! - oburza się Thomas - Nie będę śpiewać po polsku! Za trudny język... i w ogóle... nie i już!
- Thomas, you can win if you want! Język ogarniesz, tekst jest prosty. A poza tym lubisz Polskę. Przecież występowałeś tam parę dni temu, na imprezie Sylwestrowej w Kattowitz!
- I ukradli mi tam auto!
- Z tego co wiem, sam przekazałeś złodziejom kluczyki...
- Skąd mogłem wiedzieć, że ci panowie w błyszczących dresach to złodzieje?! Myślałem, że to pracownicy myjni samochodowej!
- No widzisz, a za honorarium za ten hit który razem zrobimy, kupisz sobie nowy samochód. Na przykład Geronimo's Cadillac!
- Okej, w porządku, zastanowię się. Jest już gotowy tekst?
- Tak, naturalnie, braciszku!
- Kto go napisał?
- Ja! - uśmiecha się szeroko Louie
- Cudownie... - wzdycha Thomas - Pokaż.

Wokalista dłuższą chwilę wodzi wzrokiem po kartce zapisanej rzędami słów.
- Co to znaczy "Szary"? - pyta w końcu
- To jest eee... nazwisko głównego bohatera przetłumaczone na polski - wyjaśnia Louie - Wytwórnia wymaga. Żeby dotarło nawet do tych, co nie znają angielskiego. No dalej, spróbuj. Włączę muzykę,

Thomas przepłukuje gardło resztką z butelki w kolorowym szkle, odchrząkuje dwa razy, a gdy z głośnika zaczynają lecieć pierwsze takty znanej mu dobrze melodii, nie odrywając wzroku od kartki, niepewnie zaczyna śpiewać:

Szary, Szary wlej mi
użyj swego pasa
masz tak silne ręce
zwiąż mnie wnet i zbij

Szary, Szary, wlej mi
przetrzep moją pupę

kochasz mnie nad życie?
więc to okaż mi


7. stycznia 2017, 00:34 CET,  52.245 °N, 16.546 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

PS. Wszystkie pogrubione frazy to oczywiście fragmenty z tekstów zespołu, do którego podobieństwo opisanej sceny jest rzecz jasna wyłącznie przypadkowe.

Brak komentarzy: