piątek, 19 listopada 2010

d***kracja w działaniu

Wybory samorządowe nie bez kozery można nazwać najdobitniejszą egzemplifikacją demokracji... przepraszam - d***kracji (zapomniałem, że wyjątkowo ordynarne wyrazy się wykropkowuje). Gdy bowiem słówko to tłumaczymy dosłownie z greki ("władza ludu" - jeśli ktoś nie pamięta ze szkoły), właśnie przy okazji wyborów samorządowych wszelkie absurdy kompromitujące tą formę ustroju politycznego wyłażą na wierzch niczym robactwo po deszczu.

Otóż to - władza ludu. W tych dniach przekonujemy się, że to nie jest tylko slogan, którym faszeruje się mózgowia uczniów na lekcjach historii i wiedzy o społeczeństwie. Przeglądając już tylko pobieżnie listy kandydatów, których będziemy - tfu! - wybierać pojutrze, okazuje się, że rządzić nami może praktycznie każdy. Tylko w moim rodzinnym mieście - oprócz zawsze najliczniej reprezentowanych środowisk nauczycieli i lekarzy - do rady miejskiej tudzież powiatowej kandydują m.in.: cukiernik, rolnik, trener piłkarski, muzyk metalowy, kobieta-ochroniarz, guru lokalnej sekty religijnej, dziennikarz miejskiej gazety, strażak, czy "Lider Zespołu w Tesco" (cokolwiek to znaczy).

A w Opolu to dopiero są jaja. Jest na przykład taki szerzej nieznany pan, który kandyduje na prezydenta miasta jako kandydat niezależny. Wyróżnia go to, że ma identyczne imię i nazwisko jak powszechnie szanowany poseł Mniejszości Niemieckiej. Myślicie, że robi wszystko, żeby się od owego posła zdystansować? Bynajmniej! On właśnie liczy na to, że przy urnach (wyborczych) sporo osób go z tym posłem pomyli. Szczególnie oczekuje tego od wyborców, którzy na co dzień z polityką nie mają nic wspólnego, co najwyżej słyszeli, że w niedzielę są jakieś wybory, pójdą na nie z przyzwyczajenia, na karcie zobaczą znane nazwisko i zadziała u nich reakcja bezwarunkowa. Dlatego ten sprytny pan wychodzi ze skóry, żeby ludzie nie połapali się, iż na prezydenta Opola kandyduje nie znany poseł, ale szary, nikomu nieznany urzędas. Nie ma własnych plakatów wyborczych (poważnie!), nie organizuje konferencji i spotkań z wyborcami, właściwie nikt nie wie nawet, jak on wygląda. Gdy raz dziennikarze lokalnej gazety chcieli mu zrobić zdjęcie na ulicy, to zasłaniając się aktówką uciekał przed nimi jak w dobrym filmie akcji, aż skrył się w swoim biurze. To prawdopodobnie jedyny taki przypadek na świecie, gdy polityk kandydujący w wyborach unika rozgłosu i chowa się przed elektoratem. Na miejscu tego całego Peryklesa - jeśli on to widzi z zaświatów - ze wstydu utopiłbym się w Styksie.

Poprzeczka jest zatem zawieszona dość wysoko, ale wyzwanie podjął aktualny (i ubiegający się o reelekcję) Prezydent Opola z ramienia jedynie słusznej partii. Otóż zadeklarował on, że w razie zwycięstwa w wyborach, na bazie powstającego Narodowego Centrum Polskiej Piosenki w Opolu utworzona zostanie także Akademia Piosenki. I - uwaga, bo rzadko można oglądać tak spektakularny strzał we własną stopę - pan prezydent chce doprowadzić do tego, że w owej Akademii "zaliczenie ze śpiewu będzie musiał zdobyć każdy młody człowiek studiujący w Opolu". Naprawdę, trudno mi wyobrazić sobie większy akt desperacji niż ogłoszenie czegoś takiego na pięć dni przed wyborami. Cóż, jedyna pociecha w tym, że nie będę już człowiekiem studiującym w momencie następnych lokalnych wyborów, kiedy to zestaw obowiązkowych umiejętności studenta rozszerzy się o klejenie kotylionów w narodowych barwach, rzut jajkiem w narodowca oraz recytowanie z pamięci życiorysu "profesora" Bartoszewskiego.

A moje orędzie na te trudne dla naszego narodu dni jest następujące: jeśli już pójdziecie głosować, zastanówcie się, czy chcecie oddać prawo decydowania o Was ludziom, których często można oskarżyć o wszystko, poza nadmiarem inteligencji...

Howgh!

19. listopada 2010, 22:01 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

4 komentarze:

Bess pisze...

O nie! Zmniejszy mi się wybór miast do studiowania :(

Piotrek pisze...

Nie martw się :) Nie sądzę, aby temu kandydatowi udało się wprowadzić coś takiego w życie. To byłoby podcinanie gałęzi na której się siedzi. Pół świata śmiałoby się z Opola, które z jednej strony reklamuje się jako "miasto akademickie, przyjazne studentom", podczas gdy prezydent odstrasza potencjalnych studentów, produkując takie idiotyzmy. Raz dwa któryś z bardziej przytomnych doradców wybiłby mu ten pomysł z głowy ;)

Anonimowy pisze...

Popieram w całej rozciągłości, ale jak spowodować, aby ludzie zaangażowani, inteligentni z dobrymi programami i pomysłami chcieli kandydować !

Piotrek pisze...

To jest kolejny paradoks tego jedynie słusznego, "wspaniałego" ustroju, jakim jest d***kracja - promuje (z nielicznymi wyjątkami) miernoty, politykierów i chorych na władzę, a nie prawdziwych społeczników. Jak to zmienić? Nie mam pojęcia, ja najchętniej zastosowałbym terapię szokową, czyli całą tą d***krację wysłał na Księżyc. A w obecnych warunkach? Hmm, może po prostu konsekwentnie, przy każdych kolejnych wyborach odrzucać trzy w/w kategorie kandydatów, aż im się odechce rządzić i zostaną faktycznie ludzie zaangażowani i zaradni. Ale to chyba utopia. Co prowadzi z powrotem do terapii szokowej.