wtorek, 5 czerwca 2012

wrakiem na Euro

I co? I nie mówiłem? Nie mówiłem miesiąc temu, że na piłkarskim papierze toaletowym się nie skończy? Gdyby ktoś chciał bojkotować zbliżające się Mistrzostwa Europy (pod kryptonimem "EURO 2012") w każdym wymiarze, umarłby z głodu niechybnie. Bo nie ma już żadnego produktu żywnościowego bez futbolowego akcentu. Piłkarska zupa, kefir kibica, piłkarski łosoś. Zresztą, to akurat mnie nie zaskoczyło. Ale już "kibicowskie" akcesoria dla zwierząt domowych - jak najbardziej. "Koszulka" dla psa w barwach narodowych, z wycięciami na przednie łapki i z nadrukiem "Pies Kibica". I piwo dla psa-kibica o smaku wołowiny. Niemieckie. Pod nazwą "Merdający ogon" ("Schwanzwedler"). Nie wiem, co palił ten, kto to wymyślił, ale towar musi mieć prima sort. A jakoś czuję, że to jeszcze nie koniec. Chociaż czasu na zbicie biało-czerwonego biznesu pozostało niewiele.

Właśnie - niewiele, bo za niecałe dwa tygodnie już będzie po wszystkim. Polacy nie wyjdą z grupy i wszystko to, co się wokół dzieje, pęknie i oklapnie jak gigantyczny ogórek przegryziony przez mysz w bajce Wacława Solskiego. A dzieje się sporo. Do dowolnego sklepu wejść się suchą stopą nie da. Każde wydanie "Wiadomości" rozpoczyna się od informacji jak głośno rośnie trawa na Narodowym i którą nogą wstał dzisiaj Robert Lewandowski. Rekrutacja na zwierzęta "typujące" wyniki meczów odbywa się już wśród gatunków, o których istnieniu nawet zoolodzy do niedawna nie mieli pojęcia (a ja, głupi, myślałem, że ta ośmiornica to przebój jednego sezonu...). Wreszcie, po ulicach jeżdżą wehikuły wyposażone w husarskie skrzydła (w barwach - rzecz jasna - narodowych).

I to ostatnie zdumiewa mnie najbardziej. Skąd się bierze ta niesamowita mobilizacja, ten nierealistyczny optymizm? Przecież to już czwarty duży turniej piłkarski w tym wieku, na którym gramy. Trzy razy było gigantyczne pompowanie balona i trzy razy równie wielkie rozczarowanie. Do dziś pamiętam obrazy z 2008 roku - blokowiska, gdzie w co drugim oknie wisiała polska flaga z "Tyskiego", w ramach akcji "Wywieś flagę - pomóż naszym", czy jakoś tak. Polski kibic to jest naprawdę twarda sztuka, jego się chyba nie da zabić. Nieważne, jak bardzo mu dołożą, on i tak wstaje. Rozumiem miłość i przywiązanie do drużyny, która walczy, zostawia serce na boisku, a mimo to przegrywa. Bo miała pecha, albo przeciwnik był lepszy, tak czasem bywa. Ale przecież nasza reprezentacja te trzy poprzednie turnieje oddała bez walki (na "Euro 2008" nie strzeliła nawet bramki - gol wbity Austrii był ze spalonego), skompromitowała się, od przeciwników dzieliły ją lata świetlne. Ponadto okazała brak szacunku swoim fanom, bo zamiast przykładać się do treningów, piłkarze bardziej dbali o własne fryzury, kontrakty reklamowe i inne pozaboiskowe sprawy. Kibice Drodzy, wytłumaczcie mi, dlaczego - mimo to - po raz kolejny uważacie, że tym razem wreszcie, że tym razem się uda, że właśnie teraz?

Nie życzę źle naszym piłkarzom, wręcz przeciwnie. Ale założę się o rzeczy wszelakie, że znowu nie tym razem. Na boisku nie będzie dobrze, pięknie i wspaniale. I nie jest to malkontenctwo, tylko trzeźwa ocena sytuacji. Której Wam, Kochani, brakuje, bo w grę wchodzi Polska. Owszem, nic w tym złego, tylko czasami to psychologicznie niezdrowe. Jednak pamiętajcie, błagam, że te trzy mecze, jakie na tym turnieju zagramy, to i tak za dużo, bo gdyby nie fakt bycia gospodarzem, w ogóle by nas na Mistrzostwach Europy nie było (w aktualnym rankingu FIFA kisimy się na 65. miejscu, za Hondurasem i Gabonem, o Zambii i Sierra Leone nie wspominając).

W telewizyjnym spocie "Biedronki" kolorowo ubrani kibice jadą upakowani w tramwaju, który ma numer "44". Może to i jest znak potwierdzający to wszystko, o czym mówiłem. W naszej historii zawsze było tak, że jak trwoga - to do Mickiewicza. A znowu mamy szlachecko-sarmackie pospolite ruszenie. Cóż, w to że na boisku będą "Dziady" nie wątpię.

Czesi do Wrocławia przyjechali pociągiem, w ramach akcji "Vlakiem na Euro" ("vlak" to po czesku "pociąg" wbrew pozorom). Nasza reprezentacja raczej buja w obłokach, więc mogłaby na turniej udać się Wrakiem, bo ta metafora nieźle opisuje stan naszej floty powietrznej. Niestety, w tym kraju jest od dwóch lat tylko jeden słuszny Wrak, więc zostawmy temat, bo w czasie Mistrzostw miało nie być politycznie.

Ale wbrew refrenowi "Koko, koko, kij wam w oko, Euro w du*ie mam głęboko", zmagania piłkarskie będę - w miarę możliwości - śledzić. Lubię Mistrzostwa Europy, nawet bardziej niż Świata, bo choć krótsze, to nie ma zbędnej egzotyki w postaci Togo czy Korei Północnej. Ale chciałbym zapamiętać z nich inne obrazki. Ten rysunek satyryczny, na którym wściekła biedronka wygraża pięścią (pięścią! biedronka!) stojącej obok kobiecie: "Adamiakowa - jeszcze raz mnie kopniesz, to pożałujesz!". I nieoficjalne maskotki turnieju. Żadne tam Slavek i Slavko. Ani też trafniejsze Pivko i Vódko. Te nazywają się: WŁEB i WNOGI!


5. czerwca 2012, 00:15 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego 

4 komentarze:

jabol pisze...

kiedyś się musi udać:) a trzeźwa ocena sytuacja jest taka, że z 20 lat nie mieliśmy lepszej ekipy w reprezentacji, co z tego wyjdzie - zobaczymy

Piotrek pisze...

Czyżby? Przecież tak się mówi przed każdym turniejem ;) Że właśnie teraz mamy najlepszą ekipę od lat. Dudek, Olisadebe, Żurawski, Krzynówek, Boruc, Smolarek, ten Roger o którym nikt już nie pamięta. Oni wszyscy też mieli być for real.

I teraz jest identycznie z tą "trójką z Dortmundu". Robi się wokół nich niepotrzebny hype i tyle. Jasne, grają dobrze, wygrali wszystko w Niemczech, ale co z tego? Liga niemiecka jest teraz słaba jak piwo z "Biedronki", liczy się tam tylko Bayern, który z lekceważeniem traktuje Bundesligę, bo zawsze bardziej skupia się na Lidze Mistrzów. Inni giganci sprzed lat: Stuttgart, HSV Hamburg, Werder Brema to teraz średniaki, a Hertha Berlin jest w drugiej lidze. Miejsce premiowane udziałem w kwalifikacjach LM wywalczyła w tym roku Borussia M-gladbach, która w poprzednim sezonie dopiero po barażach uratowała się przed spadkiem. To najdobitniej świadczy o przebrzmiałej sławie Bundesligi.

Tymczasem w Europie, poza Bayernem, niemieckie kluby się nie liczą. Nawet ta wychwalana przez Polaków pod niebiosa Borussia Dortmund. O tym nikt nie przypomina, ale w tegorocznej Lidze Mistrzów nawet nie wyszła z grupy, zajmując ostatnie miejsce. Przegrywając nawet z Marsylią, która przeżywa największy kryzys od 20 lat.

Tak samo młody Szczęsny. Ma charakter, ale jest kompletnie niedoświadczony. Co z tego, że przez cały sezon stał w bramce Arsenalu? Arsenal w tym sezonie stracił 50 bramek, podczas gdy mistrz - Man.City - 29. W jednym tylko meczu z Man.United, który też jest najsłabszy od lat, nasz Szczęsny wpuścił osiem bramek. A bramkarz naszych grupowych rywali - Czechów - wygrał z Chelsea Ligę Mistrzów.

I to jest właśnie trzeźwa ocena sytuacji. Jak napisałem, życzę naszym piłkarzom jak najlepiej, ale zejdźmy na ziemię. Im to też dobrze zrobi.

jabol pisze...

hehe a ja mimo wszystko uważam że mamy najlepszą ekipę, bo oprócz trójki z Dortmundu są także inni dobrzy. Do tego atmosfera w drużynie jest ok z tego co wiadomo, a przed laty różnie z tym bywało

Anonimowy pisze...

Wyszło jak zwykle