piątek, 2 listopada 2012

człowiek kwadratowy

Niedoszły student gdańskiej ASP pozostanie właśnie studentem niedoszłym, ponieważ - po zdaniu, niełatwych zapewne, egzaminów wstępnych - odmówił podpisania treści ślubowania. Studenci z całego kraju, którzy pomyślnie zaliczyli ten ostatni etap dzielący ich od Alma Mater, musieli być w niezłym szoku. Zdał egzaminy, a odmówił ślubowania - to mniej więcej tak, jakby facet pokonał wpław kanał La Manche, a po wyjściu na brzeg utopił się w kałuży na nabrzeżu portu w Dover. Ba, niektórzy studenci musieli być pewnie zdziwieni, że na uczelni w ogóle istnieje coś takiego jak ślubowanie. Rozentuzjazmowani faktem zakwalifikowania w poczet społeczności akademickiej, od momentu gdy zobaczą swoje nazwisko na liście przyjętych, podpisują wszystko jak leci, byle się tylko czcigodna wszechnica nie rozmyśliła. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, aby dla tak zwanych jaj, w tekście ślubowania umieścić przysięgę wierności Makowej Panience, ideom Kasi Cichopek, albo zobowiązanie do przyrządzania dwa razy w miesiącu makaronu z masłem według przepisu Mamy Muminka.

Natomiast niedoszły student z Gdańska nie dość, że treść przysięgi przeczytał, i to ze zrozumieniem, to jeszcze wyłuszczył, co mu się w niej nie podoba i z czym on nie jest się w stanie pogodzić. Trochę może dziwić, że - chociaż deklaruje się jako monarchista - jest w stanie pogodzić monarchizm i demokrację, przeciw której nie ma nic naprzeciwko, ale nie czepiajmy się kazuistyki. Przede wszystkim bowiem sumienie nie pozwala mu ślubować wierności ideałom humanizmu. I ja go rozumiem. Bo co to właściwie jest "humanizm"? Gdyby przeprowadzić mój ulubiony test - czyli zapytać na ulicy sto losowo wybranych osób - odpowiedzi byłyby ko(s)miczne. Kiedyś autorzy programu "Podróże z żartem" wypytywali przechodniów o znaczenie pojęć związanych z Dalekim Wschodem. Dzięki temu dowiedzieliśmy się od ludzi, że Czomolungma to murzyński władca, Katmandu - gatunek papugi, a Bramini to tacy żule, co cały dzień stoją w bramie, pijąc tanie wino. Zgoda, humanizm niby narodził się pod inną, bliższą nam, długością geograficzną, ale odpowiedzi nie oczekiwałbym trafniejszych. A już cytować na ulicach frazy: "Homo sum, humani nihil a me alienum puto" nie polecam tym bardziej, bo zamiast poprawnego tłumaczenia, można dostać w miskę. Wprawdzie sum to tylko ryba, ale homo wciąż dość niepoprawne politycznie, humani może zostać uznane za kryptoreklamę sklepu z butami, a już nie daj Boże, żeby napatoczył się jakiś Hiszpan. Wówczas za ostatnie słowo maksymy Terencjusza, można nawet pójść do kryminału.

Zaraz będzie, że się nabijam z niewiedzy społecznej. Skąd! Sam nie mam kolorowego pojęcia, jak zdefiniować humanizm. Gdyby mnie ktoś zaczepił na tę okoliczność, wydukałbym, że to jest koncepcja w kulturze, która afirmuje (przepraszam za słowo) wszystko, co jest związane z człowiekiem. Ale tak prywatnie humanizm kojarzy mi się bynajmniej nie z człowiekiem, a z małpą (bo jest taki gatunek - hanuman; nic nie poradzę na sugestywność książek Alfreda Szklarskiego). W każdym razie pod tak ogólną definicję humanizmu można podciągnąć niemal wszystko, co się wiąże z rozwojem czy potrzebami człowieka (czyli wszystko, bo ludzie w tej chwili opanowali wszelką przestrzeń, od dna oceanu po - ostatnio - górne warstwy stratosfery). Dlatego rozumiem prawie-studenta ASP, że nie chciał przysięgać na wierność tak niekonkretnej idei. Jeszcze mu potem każą robić coś dziwnego, na przykład tańczyć kozaka w czapce frygijskiej, intonując jednocześnie piosenkę "My jesteśmy krasnoludki" oraz grając na banjo - i sztuka to, i czysty humanizm, i jeszcze przenikanie się kultur. A gdy odmówi, to powiedzą mu: "Przecież ślubowałeś...".

Zuch chłopak. A jeśli już przysięgać, to konkretnie. Jak lekarze. Nie będę kroił, nawet cierpiącego na kamień (i od razu wiadomo w czym rzecz), lecz pozostawię to mężom, którzy rzemiosło to wykonują (a ja sobie popatrzę). Tak mi dopomóż Asklepios, Higiena i Pacanea... pardon... Panacea.

Jaki natomiast płynie wniosek z historii niedoszłego studenta ASP? Żeby czytać, co się podpisuje? Też. Jednak również taki, że nawet jeśli nie wiemy, czym właściwie jest humanizm, to i tak postępujemy na ogół humanitarnie (i na przykład - pomimo medialnych wyjątków - nie ukrywamy uprzednio zamordowanych noworodków w beczkach na kiszoną kapustę albo w tapczanie). Tak jak ten przysłowiowy trzmiel nie musi znać się na aeronautyce, żeby latać, tak nie potrzebujemy humanizmu, żeby być (dla siebie) ludźmi. Ot, taki osobliwy modus vivendi.

2. listopada 2012, 22:40 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: