środa, 28 września 2011

nic nikomu

W jednym z najnowszych spotów wyborczych Platformy Obywatelskiej, posłanka Joanna Mucha przekonuje: "Pomożemy młodym, tworząc nowe miejsca pracy". Jeśli ktoś jeszcze miał jakiekolwiek wątpliwości co do lewicowości PO, to po tej wypowiedzi powinien już ich się wyzbyć. I absolutnie nie marnować głosu na tych socjalistów w przyszłą niedzielę.

Praktycznie każdy polityk (z chlubnym wyjątkiem Korwina-Mikke i przedstawicieli środowisk prawdziwie prawicowych; z PiS jest taka prawica jak z koziej trąby walec drogowy) obiecuje przed wyborami TWORZENIE NOWYCH MIEJSC PRACY. Gdy jednak włączyć trochę myślenia, natychmiast dojdziemy do wniosku, że hasło to jest brednią niebywałą.

W Polakach tkwi wciąż nostalgia za szczęśliwie minionym ustrojem, w którym "państwo dbało, aby wszyscy mieli pracę". I owszem, każdy młody człowiek wchodzący wówczas na rynek pracy miał stuprocentową pewność, że zatrudnienie dostanie. Ile jednak w tym celu państwo stworzyło niepotrzebnych stanowisk pracy (jak ta przysłowiowa pani-urzędniczka, do której obowiązków należało jedynie przewracanie kartek w kalendarzu albo parzenie kawy)? A pensje dla nich nie spadały z księżyca, ale były finansowane z podatków. Dlaczego zatem nikt nie krzyczał, że to marnowanie publicznych pieniędzy?

Rewolucja technologiczna i informatyczna sprawia, że rynek pracy dynamicznie się zmienia. Wiele czynności, które kiedyś wykonywali ludzie, dziś wykonują maszyny, automaty i przede wszystkim komputery. Dlatego struktura zatrudnienia musi ewoluować, ludzie powinni "migrować" w te dziedziny aktywności, w których nie potrafią człowieka zastępować komputery - w tworzenie wiedzy, innowacyjność, w sektor usług etc. Populistyczny postulat "tworzenia nowych miejsc pracy" tkwi jednak w poprzedniej epoce. I trafia do ludzi, którzy oczekują, że obiecująca to partia otworzy na powrót gigantyczne socjalistyczne kombinaty, że zmartwychwstaną przemysłowe molochy, w których przy produkcji nie będą pracować samodzielne automaty, a przy każdej maszynie zatrudnieni będą ludzie. I dzięki temu wszyscy będą mieć pracę.

No bo w jaki inny sposób państwo miałoby "tworzyć nowe miejsca pracy"? Przywrócić instytucję "pani od przewracania kartek w kalendarzu"? Przykładać prywatnym przedsiębiorcom flintę do głowy i nakazywać im zwiększyć zatrudnienie o 200% ? Powiększać armię urzędników (no, to akurat państwo robi...) ? Tworzenie przez państwo miejsc pracy jest fikcją, sloganem, socjalistycznym reliktem. Jedyne, co państwo powinno zrobić dla rynku pracy, to się od niego całkowicie odczepić. Dlaczego bowiem "prywaciarzom" nie opłaca się zatrudniać nowych pracowników? Ano dlatego, że od każdego zatrudnionego muszą płacić multum składek, ubezpieczenia społeczne, wypełniać stosy papierów, formalności... Oczywiste zatem jest, że taniej męczyć się w jak najmniejszym składzie osobowym, albo zatrudnić Ukraińca czy Wietnamczyka "na czarno" i obydwie strony będą zadowolone. A wielkim przedsiębiorcom bardziej opłaca się przenieść produkcję do Chin, a siedzibę na Kajmany, bo w Rzeczpospolitej Obojga Kaczorów im większy dochód uzyska, tym większy mu podatek przyłożą. W myśl socjalistycznej zasady sprawiedliwości społecznej, która głosi, że bogaty ma się tym, co uczciwie zarobił, podzielić z biednym tylko dlatego, że ma więcej niż ten biedny.

Dlatego państwo w ramach "tworzenia miejsc pracy" powinno jedynie: zlikwidować podatki dochodowe (PIT i CIT), zlikwidować przymusowe składki emerytalne i przymus jakichkolwiek ubezpieczeń, oraz - już przy okazji - sprywatyzować służbę zdrowia. I w ten sposób pozwolić działać wolnemu rynkowi. Jak prywatnym przedsiębiorcom państwo nie będzie kazało wypełniać stosów formularzy i płacić tysięcy składek od każdego pracownika, to zaczną zatrudniać na potęgę i nikt ich nie będzie musiał do tego zachęcać. Dlaczego? Bo im się to będzie OPŁACAĆ.

Dlatego gdy któraś partia stanie do wyborów z hasłem: "nie będziemy wam niczego dawać, a już zwłaszcza nie będziemy tworzyć nowych miejsc pracy", to ja pobiegnę na nią zagłosować ze śpiewem na ustach (Nowa Prawica ma podobne postulaty, ale nie startują w moim okręgu...). Oraz z nadzieją, że pójdzie za ciosem i sprawi, że państwo odczepi się nie tylko od rynku pracy, ale też od edukacji, wspomnianej służby zdrowia, pomocy społecznej, polityki prorodzinnej, związków partnerskich, "wyrównywania szans" i tak dalej. I zajmie się tym (owo państwo), czym powinno, czyli gwarantowaniem nienaruszalności fundamentalnych praw jednostki - wolności, własności i sprawiedliwości. I niczym więcej. No, w ostateczności jeszcze niech buduje drogi publiczne.

Wiecie, gdzie w Europie najwięcej ludzi w młodym wieku (absolwentów szkół i uczelni) ma pracę? W Szwajcarii. Gdzie nie ma tej "wspaniałej" Unii Europejskiej, nie ma waluty euro, nie ma nawet Ministerstwa Edukacji (!), a o tym gdzie, czego i jak długo uczą się dzieci i młodzież nie decyduje państwo, ale rodzice danego osobnika. Amen.

28. września 2011, 18:57 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: