czwartek, 2 lutego 2012

zbrodnia doskonała

Nigdy nie rozumiałem, dlaczego media tak szeroko i wnikliwie relacjonowały wszelkie fakty dotyczące porwania niejakiego Krzysztofa Olewnika. Owszem, prób porwania dla okupu jest w Polsce relatywnie mało i jest to niewątpliwie atrakcja dla gawiedzi. Owszem, ojciec denata jest dużym przedsiębiorcą (z branży wędliniarskiej zresztą, a co drugi mafioso w tym kraju ma mięsną ksywę - ciekawe, prawda?). Ale nasza kochana czwarta władza podchodziła do sprawy, jak gdyby uprowadzono co najmniej jakiegoś królewicza. Każdy nowy fakt, nieistotne czy znaleziono włos, nowe nagranie telefoniczne czy powiesił się kolejny zamieszany w tą sprawę, natychmiast był na pierwszych stronach gazet i w czołówkach serwisów informacyjnych, pod sensacyjnym nagłówkiem "Przełom w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika". Naprawdę, nic mi facet nie zrobił złego, a dzięki mediom mam go dość o wiele bardziej niż katastrofy smoleńskiej. Może ludzie uwielbiają śledzić kryminalno-sensacyjne story, ale to niech sobie pooglądają jakieś Kryminalne Zagadki CSI. W "Faktach" oczekuję bowiem naprawdę ważnych dla kraju i świata informacji.

Porwanie "Madzi z Sosnowca" to nieco inna sprawa. To epatowanie newsami o jej zaginięciu - zgoda, też było nachalne - jestem jednak w stanie zrozumieć. I domyślać się (wiedzieć nie mogę), co czują rodzice, oraz jak bardzo są zdesperowani, żeby postawić na nogi cały kraj, by odnaleźć dziecko. Zwykle w takich przypadkach szanse na powodzenie są bowiem minimalne. Gdy do roboty biorą się profesjonalni porywacze, mają przygotowany plan działania, w ciągu kilku godzin dziecko może być na drugim końcu Polski, odpowiednio przebrane i ukryte. A wówczas to jest już igła w stogu siana.

Dlatego sprawę z konieczności znał w Polsce chyba każdy, kto ma w domu telewizor. I oto nieoczekiwanie mamy rozwiązanie. Banalne do bólu. Słynny detektyw, co był kiedyś w partii pana Leppera, odnajduje ciało. Matka dziewczynki przyznaje się do "wszystkiego": dziecko wypadło jej z rąk w domu, uderzyło głową o podłogę - matka w szoku, nie wie co robić, nie wzywa pogotowia, zamiast tego ukrywa zwłoki pod drzewem na odludziu, wymyśla historyjkę z porwaniem... Przerażająco proste.

Jeszcze bardziej przerażające jest jednak, że jednej zdesperowanej kobiecie udało się postawić na nogi cały kraj, wodzić za nos tysiące ludzi, profesjonalne służby... Nie oceniam jej zachowania, skądże, nikt z nas nie wie, jak zachowałby się w stanie podobnie silnego szoku. Niesamowite jest jednak, że nikt ze śledczych niczego się nie domyślił. Zgoda - były różne teorie, policja przyjmowała różne wersje wydarzeń. Mi też coś w tej sprawie nie pasowało: brak jakichkolwiek świadków, chociaż miejsce podobno było "uczęszczane", brak motywu (rodzina nie miała wrogów ani długów). Osobiście obstawiałem porwanie na zlecenie dla rodziny (z drugiego końca Polski lub nawet z zagranicy), która nie chce przechodzić przez żmudne procedury adopcyjne. Może ewentualnie porwanie przez osobę z zaburzeniami psychicznymi, przez jakąś kobietę, która sama niedawno straciła własne dziecko i przywłaszczyła sobie cudze, oszukując się, że jest to jej własne, ubierając je identycznie jak własne itd. (był świetny odcinek "Lie To Me" z podobnym przypadkiem). Ale nie przypuszczałem, że rozwiązanie będzie właśnie takie.

Na porwaniu "Madzi" zbudowano gigantyczną akcję. Ulotki, plakaty, nagrody dla świadków, materiały w TV, w gazetach, konferencje prasowe, m.in. ta spektakularna, gdy rodzina apelowała, że w zamian za zwrot dziecka wycofa wszelkie oskarżenia. I mam wrażenie, że wszyscy daliśmy się zrobić w tak zwanego konia. Matkę dziewczynki przesłuchiwały tabuny specjalistów (sam słyszałem w TV, że "psychologowie potwierdzili autentyczność jej wersji zdarzeń"- tej z niezidentyfikowanym mężczyzną, który miał ją tropić i w końcu przyłożyć jej w głowę czymś ciężkim), wokół wypowiadały się najtęższe umysły znające się na wszelkich uprowadzeniach, słynny superbohater profilerów policyjnych Bogdan Lach, skonstruował portret psychologiczny rzekomego sprawcy (mężczyzna, ok. 30-tki...). I co? Nikt nie zwrócił uwagi na nic podejrzanego! Owszem, policja działała zapewne wielotorowo, rozpatrując wszystkie możliwości, ale wciąż głównym wątkiem było porwanie.

Jakie z tej historii płyną refleksje? Może taka, że wszystkie te kryminalne i psychologiczne techniki można potłuc o kant kuli. Nie potrafię sobie ułożyć w głowie tego, że nikt nie zauważył nic zastanawiającego. Już nawet nie specjaliści, ale rodzina, bliscy, znajomi. Jeśli matka dziewczynki była w szoku, to nie mogła - o ile nie była psychopatką - trzymać się ściśle jednej wersji wydarzeń, realizować długo wykuwanego w umyśle planu. Zdarzenie było nagłe, wszystkie reakcje potem - spontaniczne, nie było czasu na ułożenie sobie w głowie spójnej wersji wydarzeń. Osoba w szoku po prostu musi się gdzieś pogubić, musi konfabulować, muszą być dziury w jej zeznaniach i nie wierzę, że nic takiego nie miało miejsca. Ale trzeba było grubo ponad tygodnia, żeby wreszcie dojść do prawdy. Jeśli przeciętna, zszokowana kobieta potrafiła przez tak długi czas mylić tropy najlepszych specjalistów w kraju, to aż strach pomyśleć, co będzie, gdy do dzieła wezmą się profesjonalni przestępcy, inteligentni, wyposażeni w wiedzę, doświadczenie, technikę... Może zbrodnia doskonała jednak jest możliwa?

Ale można też wyciągnąć inny morał z tej bajki. Że jednak warto interesować się psychologią i tym, co dzieje się u człowieka pod czaszką. Sam marzyłem kiedyś, żeby być kimś w rodzaju takiego mindhuntera na wzór amerykański - intelektualnego superhero przygotowującego profile psychologiczne sprawców przestępstw. I nadal uważam, że jest coś w tym ważnego i potrzebnego. Wiedzieć dlaczego ludzie działają właśnie tak, jak matka Magdy z Sosnowca. Dlaczego w stanie silnego szoku konstruują alternatywną wersję wydarzeń i stawiają na nogi pół kraju. Jaki jest mechanizm? Co się wówczas dzieje w ich mózgu? Jak sobie radzą z emocjami? A jak odpierają - na pewno tłukącą im się do świadomości niczym świadkowie Jehowy do drzwi - prawdziwą wersję zdarzenia? A może wypierają ją do freudowskiej nieświadomości?

I nawet jeśli ktoś jest twardym materialistą, to również pragmatyczny powód dla tego rodzaju intelektualnych przedsięwzięć można mu znaleźć. Ile bowiem zaoszczędzono by sił i środków finansowych, gdyby tydzień wcześniej ktoś przyparł matkę dziewczynki do muru, albo bardziej zgłębił inne wyjaśnienia niż najbardziej oczywiste porwanie...

2. lutego 2012, 23:45 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

Bess pisze...

Sprawa Olewnika jest tak nagłaśniana, ponieważ policjanci współpracowali z jego porywaczami. A to już jest sprawa dla mediów, bo tak nie może być.

A jeśli chodzi o matkę Madzi, to mówiłam Ci, że coś mi w niej nie pasuje. Szła po ciemku z małym dzieckiem po niebezpiecznym osiedlu, nie chciała pokazać twarzy, mówiła o jakichś mglistych wspomnieniach śledzącego ją zakapturzonego faceta... A, no i jeszcze to, że jest taka młoda. Gdyby to było porwanie dziecka dla innej rodziny, to byłoby lepiej zorganizowane, przecież porywacz nie marnowałby czasu na śledzenie kobiety i czekanie na dogodną okazję. Kobiety porywające dzieci też najczęściej mają wszystko dobrze zaplanowane.

Mimo tego, że matka się przyznała, dalej mi w tej sprawie coś nie pasuje. Ale nie jestem żadnym specjalistą, więc nie będę tu pisać, co.