wtorek, 20 marca 2012

psychologia czajniczka

W jednym ze swoich ostatnich kazań, niezastąpiony ksiądz Natanek dobrał się do psychologów. Filmik hitem internetu wprawdzie jeszcze nie jest, może dlatego, że lobby psychologiczne ma inne rzeczy na głowie (coś słyszałem o jakiejś ustawie...). Gdyby bowiem suspendowany prezbiter wypowiedział się na temat internautów w takim tonie, jak swego czasu Jarosław Kaczyński, zostałby zjedzony na surowo, a gdyby zdarzyło mu się powiedzieć coś niepochlebnego o gejach - nie pomogłyby mu nawet zastępy niebieskie.

Co jednak konkretnie powiedział ksiądz Natanek o psychologii? No właśnie, nic zaskakującego. Bo że psychologia to kolejne z natchnionych dzieł Szatana, to przecież żadna niespodzianka. A poza tym nadmienił tylko, iż psychologowie to szczwane lisy, co to uzurpują sobie prawo do bycia suwerenami w dziedzinie, którą przecież każdy (kapłan) z odpowiednim doświadczeniem i zmysłem obserwacji opanować potrafi. Mogliby go przechwycić w swoje szeregi ci przeciwnicy testów projekcyjnych, którzy ostatnio demonstrują. Ale wówczas pewnie rorschachiści wezwaliby na pomoc samą Twórczynię akmeologii duchowości i dopiero by się porobiło.

Trzeba jednak księdzu przyznać, że potrafił mnie zmusić do refleksji nad przedziwnymi relacjami pomiędzy psychologią a zinstytucjonalizowaną religią. Niby wszystko jest pomiędzy nimi w porządku jak w najlepszej koalicji rządowej; na mojej Alma Mater jest nawet kilku księży, którzy są jednocześnie co najmniej doktorami psychologii, a warto wspomnieć, że psychologię studiował również najsłynniejszy w tym kraju człowiek, który nie został papieżem... tfu!... kapłanem, czyli Szymon Hołownia. Gdyby jednak spojrzeć na sprawę z innej strony, to psychologia z religią powinny się szczerze nienawidzić. Powinny konkurować o to, która z nich będzie wyjaśniać psychiczne przeżycia człowieka i pomagać mu w duchowych rozterkach. Zgodnie z zasadą, według której kiedyś człek z problemami spieszył do konfesjonału, dzisiaj kładzie się na przysłowiowej kozetce psychologa. Jak wiadomo, nie jest to jednak takie proste. Kogoś z zaburzeniami psychicznymi, zwłaszcza o organicznym podłożu, nie wyleczy na pewno żaden ksiądz. I odwrotnie - jeśli ktoś odczuwa silną potrzebę pojednania z Bogiem (bo nie każdy ją przecież odczuwa!) i głęboko w owego Boga wierzy (bo nie każdy wierzy), to nie pomoże mu najlepszy psychoanalityk.

Zatem jeśli ktoś chce pogodzić w swojej wizji świata osiągnięcia psychologii i doktrynę wyznawanej religii, to zrobi to bez trudu, tak jak intelektualnych akrobacji dokonują posoborowi hierarchowie Kościoła próbując włączyć w katolicką teologię teorię ewolucji. "Umysł jest dziwną maszyną, która potrafi łączyć ze sobą oferowane jej materiały na najbardziej zaskakujące sposoby" - miał kiedyś powiedzieć sam Bertrand Russell, do którego zresztą wrócimy jeszcze w dzisiejszym odcinku. Natomiast tym, co mnie teraz najbardziej fascynuje są wzajemne relacje pomiędzy nie tyle psychologią, ale nauką w ogóle, a religią, zwłaszcza katolicką.

Przecież one się powinny zwalczać na każdym kroku! Człowiek potrafi uczynić sobie wroga z każdego, zrobić awanturę z najmniejszej różnicy poglądów. Dość powiedzieć, że dwie centrolewicowe partie, które miały kiedyś (i nadal w dużej mierze mają) wręcz identyczny program i które pospołu miały budować nową Polskę, czyli PO i PiS, dziś są w opozycji większej niż kibice Wisły i Cracovii, lub mieszkańcy Zielonej Góry i Gorzowa Wlkp. Instytucjonalna religia miałaby dość powodów, by nie znosić nauki, nauka - by religią gardzić, by wykazywać jej ignorancję, gdzie popadnie. A tak - poza skrajnymi przypadkami - jednak nie jest. Metafory wzajemnych relacji nauki i religii są raczej zoologiczne: albo te dwie dziedziny podchodzą do siebie jak przysłowiowy pies do jeża, albo odwracają kota ogonem.

"Tego świata, w którym teraz żyjemy, zrozumieć się nie da" - powiedział w jednym z ostatnich odcinków "Rancza" jeden z jego bohaterów, człowiek życiem niewątpliwie doświadczony. Tego, jak religia i nauka mają problemy z odnalezieniem swojego miejsca w światopoglądowym galimatiasie, też zrozumieć niełatwo. Niby odmienne w każdym calu, a czasami potrafią stanąć ramię w ramię. Na poziomie akademickim religia i psychologia idą pod rękę, gdy ta sama psychologia ze strony ortodoksyjnej nauki bywa czasem atakowana, jako nadmiernie subiektywna. Ale gdy spojrzymy na przykład na alternatywne metody leczenia, homeopatię, akupunkturę etc., Kościół i ścisła nauka mówią jednym głosem, mając naprzeciwko siebie ezoteryczne środowisko spod znaku "Nieznanego Świata". A wydawałoby się przecież, że to nauka ma monopol na "szkiełko i oko", a religia na to, co pozazmysłowe, niepoznawalne, duchowe i eteryczne. Bo już gdy chodzi o duchy - nauka swoje, a religia - ostrożnie - swoje.

W Opolu ma miejsce właśnie seria "Wielkopostnych Wykładów Otwartych", które prowadzą księża-wykładowcy akademiccy, a które traktują m.in. o takich zagadnieniach: "Zjawiska paranormalne - zagrożenie czy wyzwanie dla wiary?", "Medycyna alternatywna - alternatywa dla medycyny, okultyzm czy wiara zdesperowanych?", "Niekonwencjonalne metody leczenia - medyczna zagadka czy zagrożenie?".

Czy chodzi tylko o zwalczanie konkurencji i pozyskiwanie zwolenników? Też, ale mam nieodparte wrażenie, że również o coś więcej. I to sprawia, że stanowisko - zwłaszcza oficjalnej nauki Kościoła - w niektórych kwestiach przewidzieć jest naprawdę niełatwo. Wydaje mi się, że zwłaszcza w kwestiach medycznych poglądy przedstawicieli Kościoła wybitnie zależą od sytuacji. Jak atakują nas jacyś zwolennicy leczenia kadzidełkami, to wraz z akademicką medycyną stajemy pod bronią, ale jak owa medycyna stwierdza coś nie po naszej myśli, to też stajemy, tyle że okoniem. A życie pozaziemskie? Nauka ścisła nie mówi "nie", chociaż dla wielu ludzi UFO to większe przesądy niż czary, homeopatia i wywoływanie duchów razem wzięte. A religia w ogóle nie wie, jak się zabrać do sprawy. Ani to duchowe, bo może zielone ludziki są jednak z krwi (też zielonej?) i kości, ale jednak Pismo o nich słowem nie wspomina... A że zabrać do sprawy by się chciała, przekonuje choćby fakt, że powstają takie pozycje bibliograficzne jak "UFO w perspektywie chrześcijańskiej". Natomiast psychologia stawia wiarę w życie pozaziemskie na równi z tradycyjnymi przesądami w rodzaju tych o pechowości czarnego kota. W każdym razie chaos jest tak potężny, że gdyby tu wylądował - nomen omen - ktoś z Kosmosu, zwłaszcza przyzwyczajony do dychotomicznych podziałów, natychmiast zwariowałby, próbując nas zrozumieć.

I tylko czajniczek Russela orbituje sobie gdzieś tam wysoko nad naszymi głowami, gwiżdżąc na to wszystko...

20. marca 2012, 22:44 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

jabol pisze...

No i właśnie dlatego chciałbym żeby wylądowało UFO jak w "Dniu Niepodległości" (tyle, że w pokojowych zamiarach) i wszystkie teorie, spory i inne bzdury wzięłyby w łeb.

Chociaż jak śpiewa SDM: "Bóg gdyby nawet w krzaku ognistym, Pojawił się między nami, Mówilibyśmy że to magik, Kolejną sztuczką nas mami"