czwartek, 13 września 2012

listy z Julianpola

Ludzie często mówiąc cokolwiek, chcą więcej wyrazić przy pomocy formy niż treści. Dlatego starają się ubarwić swoją wypowiedź, ubierając ją w rozmaite słowne ozdobniki, które pewnie mają sprawić, że rozmówca (przepraszam, teraz się mówi: interlokutor) uzna ich za bardziej wykształconych i obytych niż są w rzeczywistości. Pół tak zwanej biedy z tym, że to często wygląda pretensjonalnie. Przezabawnie robi się dopiero wtedy, gdy delikwent nie ma pojęcia, co właściwie oznaczają słowa, których używa. Jak ten osobnik, który przekonany był, że "apokalipsa to jest to, co misie koala wpieprzają". Cóż, był z niego widocznie taki inteligent, jak z koali niedźwiedź. Albo ta pani z anegdotki, do której mąż się zwrócił słowami:
- Kochanie, fama głosi, że używasz słów, których nie rozumiesz.
- Taaak? To powiedz famie, że jest stara rura i vice versa!

Piszę o tym nie bez kozery, bo o ile prawdą jest, że to ludzie kreują język, którym się posługują, to ostatnio wzięli się do tego zadania wyjątkowo ochoczo. Na przykład dziś przeczytałem w internecie słowo "TRZCIONKA". Do głowy mi nie przyszło, że pisał to ktoś, kto ma elementarne problemy z ortografią. Zamiast tego kombinowałem, czy może jakiś potomek Gutenberga wynalazł czcionkę z trzciny i ją zgrabnie nazwał w ten sposób, a ja o tym nie słyszałem. Ostatecznie, skoro Amerykanie w celach militarnych skonstruowali mechanicznego muła, to dlaczego nie trzcinową czcionkę? (na marginesie - fajne zestawienie słów do ćwiczeń logopedycznych, albo do torturowania obcokrajowców).

A jakiś czas temu w radiu usłyszałem, że po Brukseli jeździ specjalny rower, który mierzy ilość zanieczyszczeń i zawartość metali ciężkich w powietrzu, którym oddychają sobie mieszkańcy stolicy Belgii. I ten rower - jak stwierdziła reporterka - jest "wyposażony w bardzo specjalistyczny sprzęt". Zatkało mnie, bo nie miałem pojęcia, że ten przymiotnik się stopniuje. Prędzej uznałbym, że to już jest jakiś najwyższy stopień, więc dodanie do niego przysłówka "bardzo" brzmieć będzie równie idiotycznie jak "bardzo najszybszy", albo "bardziej zimniejszy". Oczywiście nie jest, bo przymiotnik "specjalistyczny" pochodzi od słowa "specjalista". I wydaje mi się, że używamy go w sytuacjach, gdy właśnie chcemy podkreślić, że coś jest szczególnie przeznaczone do jakiegoś celu, a przymiotnik "specjalny" podkreśla ten fakt w niewystarczający sposób. Nie znalazłem natomiast w mądrych księgach odpowiedzi na nurtującą mnie wątpliwość, czy można "specjalistyczny" stopniować. Moim zdaniem nie, są przecież takie przymiotniki, których się nie stopniuje ("coroczny", "drewniany", "dzisiejszy") i dla mnie "bardzo specjalistyczny" brzmi po prostu głupio i pretensjonalnie. Ale mogę się mylić. Czy jest na sali lingwista?

Zbitka tych słów być może tak bardzo przykuła moją uwagę, bo pamiętam kapitalny mini-serial komediowy pt. "Grzeszni i Bogaci", gdzie w pierwszym odcinku umierał ojciec głównego bohatera. Bohater ów był lekarzem, więc postanowił go ratować. Poprosił o zestaw chirurgicznych rękawiczek, maskę tlenową i tego typu przyrządy. Niestety, zamiast tego otrzymał rękawice kuchenne i maskę karnawałową, więc wykrzyknął: "Ten sprzęt nie jest dość wystarczająco wysoce wyspecjalizowany!". A jeśli chodzi o pleonazmy, to minęły już czasy akwenów wodnych i cofania się do tyłu. Teraz robią takie egzemplarze, że klękajcie narody! Dzisiaj do kamery "Faktów" TVN jakiś poseł, chyba z Platformy Obywatelskiej, powiedział coś w tym stylu: "Trzeba uzgodnić kierunek regulacji, które mają na celu uregulowanie kwestii...". Dwa pleonazmy w jednym zdaniu. Geniusz! Ja bym musiał z pół godziny kombinować, żeby ułożyć coś takiego, a pan poseł, ot tak, z głowy. Prawdę jednak ludzie powiadają, że w parlamencie sama elita się znajduje.

W każdym razie ludzkość kreuje swój język coraz szybciej i powoli się zaczynam w tym gubić. Rewolucja Francuska zmieniała nazwy miesięcy, a na naszych oczach przemianom ulegają nazwy gatunków zwierząt. Rozumiem jeszcze, że na pasiastą pomarańczową rybkę mówi się Nemo, bo "amfiprion okoniowy" to nie jest wyrażenie, którym rzuca się od niechcenia u cioci na imieninach. Ale na lemura też już nikt nie powie inaczej, jak tylko: "król Julian". Gdy pierwszy raz usłyszałem to w ogrodzie zoologicznym, byłem przekonany, że któryś z lemurów się po prostu tak nazywa. Jednak nie, po chwili ktoś powiedział do dziecka: "Popatrz, tam są same króle Juliany". W domu natychmiast poszedłem po rozum do internetu w sprawie tego króla Juliana, ale nie udało mi się dowiedzieć o nim niczego, poza tym, że jest kultowy. Ale tego to akurat mogłem się sam domyślić...

Natomiast fleksja (wbrew pozorom to nie jest imię dla suczki, chociaż byłoby niewątpliwie urocze) "króle Juliany" jest fantastyczna. I stanowi zapewne efekt kolędowej indoktrynacji: "Anieli grają, króle witają". Cóż, kiepski PR ma król Julian, skoro nikt nie wpadł na pomysł, że "królowie Julianowie" brzmiałoby znacznie dostojniej.

A'propos (to z kolei nie jest danie z francuskiej restauracji, chociaż był kiedyś taki delikwent, który zamiast aperitifu poprosił o "apropos") dostojności. W dzieciństwie maniakalnie wczytywałem się w rozkład odjazdów z Dworca Autobusowego PKS w Opolu. Wśród miast i miasteczek, do których autobusy docierały, znalazłem też nazwę "Julianpol". Byłem przekonany, że to gdzieś za granicą, na Węgrzech na przykład, albo na Ukrainie. Bo tak dostojnie, poważnie brzmi. Julianpol. Jak Sewastopol, Mariupol, albo Konstantynopol nawet. Z zabytkami, cerkwiami i trolejbusami. Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się wiele lat później, że Julianpol to licząca 500 mieszkańców wioska obok Olesna.

Pewne rzeczy jednak się nie zmieniają. Gdybym urodził się dwadzieścia lat później, jako dziecko nadal z podziwem czytałbym nazwę "Julianpol". Tylko teraz byłbym pewny, że metropolia ta znajduje się nie na Ukrainie, ale na Madagaskarze.

13. września 2012, 00:07 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

2 komentarze:

Bess pisze...

Nie rób z siebie takiego znawcy, każdy może się pomylić, zwłaszcza kiedy stoi zestresowany przed kamerą. "Trzcionka" to rzeczywiście przesada, ale sam wielokrotnie chciałeś "ubierać sweter", więc się teraz nie wymądrzaj (;

Mike pisze...

hehe dobre z tym swetrem :) w sumie nigdy się nie zastanawiałem nad tym :P a Król Julian akurat całkiem zasłużenie jest kultowy - posterunkowy z Rodziny Zastępczej jako aktor dubbingowy przeszedł sam siebie użyczając głosu tej postaci, a ten co układa teksty dla niego to geniusz! Polecam serial "Pingwiny z Madagaskaru" :P