czwartek, 6 września 2012

rocket science

"Wiadomości" w TVP 1 już spory czas temu przepoczwarzyły się w program rozrywkowy. Całkiem niezły zresztą. Pretensjonalne grafiki, iście komediowe próby naśladowania stylu "michałkowych" newsów z "Faktów", ale przede wszystkim egzaltowany Piotr Kraśko, natchnionym głosem dzielący się z widzami wstrząsającym: "Aż trudno uwierzyć, że to rzeczywiście mogło się wydarzyć. A jednak!". Dla starszych ode mnie "Wiadomości" mają wartość sentymentalną, pachną arszenikiem, starymi koronkami i PRL-em. Ja jednak pochodzę z pokolenia, dla którego "Dziennik" nie był już jedynym oknem na świat, stąd nie mam pojęcia dlaczego czasami tracę czas na śledzenie tego - z nazwy - serwisu informacyjnego, gdzie materiał o korkach w Warszawie reporter przedstawia jadąc przez zatłoczone miasto na skuterze, w kasku marki "Niemcy na rowerach"...

Czasami jednak warto się pomęczyć, można bowiem dowiedzieć się czegoś ciekawego. Tak jak dziś. Otóż w Gąskach nad morzem, gdzie być może wybuduje się kiedyś atomowa elektrownia, mieszkańcy bronią się przed tą inwestycją myślą, mową, uczynkiem i godnością osobistą. Ostatnio zamówili mszę w tej intencji, własnym sumptem wystawili też kapliczkę, którą zdobi napis: "Broń od atomu". Nie mam nic przeciwko kapliczkom, a w Gąskach nawet kiedyś chyba byłem (ale nie pamiętam, bo miałem lat 5) i mi się podobało. Najbardziej jednak fascynująca jest w tej sprawie atomowa wręcz hipokryzja lokalnej społeczności. Zapytana na okoliczność mieszkanka Gąsek stwierdziła coś w rodzaju, że może ten atom jest i potrzebny, i ekologiczny, ale niech go nie budują u nas, w Gąskach, tylko gdzieś indziej...

Ale skoro ten atom i potrzebny, i ekologiczny, to dlaczego nie u Was, w Gąskach? Bo może się coś zepsuć i będzie problem? Tutaj jest więc pies pogrzebany! Niech budują, pewnie, ale gdzieś tam, na drugim końcu Polski najlepiej, niech tam ludzi zatruje, nasza chata z kraja. Tak jest zresztą nie tylko w kwestii tego typu elektrowni. Cokolwiek w tym pięknym kraju trzeba zbudować - linię kolejową, tramwajową, spalarnię śmieci, kostnicę, krematorium, cmentarz, ośrodek dla narkomanów etc. - protesty są nieuniknione. I tłumaczenie protestujących zawsze to samo: "Niech budują, bo to potrzebne, ale nie u nas". A że gdzieś tam też żyją ludzie i też mogą nie chcieć takiego sąsiedztwa, to już bez znaczenia. Ich zdanie się nie liczy, my jesteśmy najważniejsi. Sarmacka mentalność w rozkwicie.

Wracając jeszcze na moment do atomu - dlaczego w ogóle zakłada się, że coś może się stać złego? Konwencjonalna elektrownia też nie jest nietykalna, ostatnio w Bogatyni jedna przecież obficie płonęła. Mit Czarnobyla, a ostatnio też Fukushimy, pokutuje jednak radośnie. Z tym, że to jedynie dwie poważne awarie w historii (no, OK, jeszcze Three Miles Island...). I obydwie nie mają nic wspólnego z morderczymi rzekomo skłonnościami tego ludożerczego atomu. W Czarnobylu i tak cud, że doszło tylko do jednej awarii, skoro żaden Ruski trzeźwy nigdy nie chodzi, a gdyby nie tsunami w Japonii, to do dziś nikt na świecie nie miałby pojęcia, że istnieje sobie jakaś Fukushima.

Lęk przed atomem - tutaj nie odkryję niczego nadzwyczajnego - bierze się nie tyle z lekcji czarnobylskiej, ile z mizernej wiedzy naukowej w naszym społeczeństwie. Ostatnio zrobiono taki test, na skalę światową zresztą, którego rezultaty były czarujące. Przywołuję z głowy, czyli z niczego, ale ok. 1/3 Polaków była przekonana, że najstarsi przedstawiciele gatunku homo żyli w czasach, gdy po Ziemi biegały dinozaury przeróżne. Tyleż rodaków Kopernika jest również przekonanych, że dźwięk porusza się szybciej od światła, że pomidory nie mają genów (w przeciwieństwie do tych genetycznie modyfikowanych, one ich mają od cholery), a nieco więcej nawet, że z teorią ewolucji pan Darwin trafił kulą w płot, bo przecież człowieka stworzono w dni sześć. Ba, znalazło się nawet trochę "antyglobalistów" - 4 % respondentów było bowiem przekonanych, że Ziemia jest płaska jak stół.

Jasne, nie każdy musi być od razu fizykiem kwantowym, ale pytania w tym projekcie odnosiły się do podstawowej wiedzy naukowej, jakiej posiadaniem szczycić się powinien średnio rozgarnięty uczeń gimnazjum... Powiecie, że może i tak, ale Polska jest krajem humanistów, więc trzeba przymknąć oko. Zgoda, mógłbym przymknąć nawet obydwa, gdyby nie to, że z ortografią elementarne problemy w tym kraju ma niemal każdy - od pierwszaka po Prezydenta, słowa "bynajmniej" w poprawnym kontekście używają tylko tytani intelektu, a od czasu gdy usłyszałem w telewizji (w TVN akurat), że "kondycja czegoś jest w złym stanie", porzuciłem - niczym Dante - wszelką nadzieję. W tym tempie Polska może i będzie liderującym krajem, ale wśród "chumanistów".

Odwiedziłem niedawno słynne Centrum Nauki "Kopernik". Do wejścia czeka się tam w kolejce dłuższej niż po mięso za socjalizmu, ale wbrew pozorom ilość nie przechodzi w jakość. Większość odwiedzających to dzieci w wieku - na oko - 6-11 lat (już widzę pana Piotra Kraśko, który z przejęciem relacjonuje, jak to rośnie nam nowe pokolenie, które aż garnie się do nauki, dzięki takim miejscom, jak to). Dzieci te jednak w nosie mają wartość merytoryczną miejsca, a przychodzą tam jak na nowoczesny plac zabaw. Żeby ponaciskać wszystko, co się da (kto mocniej, ten lepszy), pobiegać i pokrzyczeć, oraz wypróbować każde urządzenie. I do następnego. A jakie zagadnienia każde urządzenie przybliża - a kogo to obchodzi?! Nowoczesna nauka to ma być fun! I z tego fun-u potem wyrastają uczniowie, którzy na lekcje fizyki klną niczym przedwojenny szewc, chociaż w szkolnej pracowni stoją dokładnie takie same urządzenia, jak w "Koperniku". Gdy zapytać ich o wybitnych naukowców, wymienią pewnie Skłodowską-Curie i Einsteina, może nawet przypomną sobie, że ten drugi zasłynął równaniem E = mc2, ale gdyby poprosić o wyjaśnienie, co oznacza każda z tych literek - uciekają, gdzie pieprz rośnie. I rosną sobie spokojnie dalej, aż staną się dorosłymi, którzy na dźwięk słów: "atom" albo "gen" wyciągają wodę święconą i krucyfiks. I stawiają kapliczki w intencji odegnania Złego.

Państwo i społeczeństwo jest silne siłą wykształcenia swoich obywateli i członków. Wbrew temu, co się propaguje, pod tym względem nasze społeczeństwo jest na deskach, a facet w czarnym ubraniu już liczy do dziesięciu (i nie jest to, niestety, pan Tadeusz Sznuk). W kwestiach medycyny, fizyki, nawet biologii, można nam wmówić dosłownie wszystko. Czosnek leczy raka, elektrownie atomowe eksplodują jak fajerwerki, szczepionki powodują autyzm, a spożywanie żywności genetycznie modyfikowanej zamieni nas w transgeniczne mutanty. Statystyczny Polak łyka to jak gęś kluski. Dlatego demokracja powinna się kończyć automatycznie i absolutnie zawsze wtedy, gdy przychodzi do tematów naukowych. Oczyma wyobraźni widzę bowiem wyniki ogólnonarodowego referendum w sprawie budowy elektrowni atomowych albo upraw GMO. Cofnęlibyśmy się wówczas - jak śpiewała Maryla Rodowicz - do trójpolówki, konia i furmanki, a prąd i żywność kupowalibyśmy z Bantustanu. Podejrzewam jednak, że nawet wtedy, gdy bochenek chleba kosztowałby 50 zł., a włączenie światła w kiblu byłoby luksusem, nie wszyscy zrozumieliby, co właściwie poszło nie tak.

6. września 2012, 23:57 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

Bess pisze...

Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate... in Polonia :/