piątek, 27 marca 2009

afterparty

Tydzień temu napisałem prawdopodobnie najbardziej jadowity, cyniczny i prowokacyjny tekst w całej mojej pseudo-literackiej karierze. Tekst, w którym dokopałem zarówno obydwu stronom "krapkowickiej wojny religijnej", lokalnej władzy i przepełnionym hipokryzją mieszkańcom, ale także wielbicielom mydlanych oper, celebrytom i mniejszości niemieckiej. Oczekiwałem, że po tej publikacji świat zadrży w posadach, temperatura dyskusji wywołanych tym tekstem stopi internetowe łącza i klawisze klawiatur, a moja skromna osoba stanie się w lokalnej społeczności persona non grata. Przewidywałem, że posypią się na mnie obelgi i oskarżenia o fakt bycia Żydem, masonem, liberałem, zboczeńcem i małpą w czerwonym, mój profil zostanie demonstracyjnie usunięty z Naszej-Klasy, a za moją głowę (lub inną część ciała) zostanie wyznaczona nagroda i odtąd będę zmuszony przemykać z domu na dworzec PKS w przebraniu, najlepiej kobiety. Minęło 7 dni i nic takiego się nie wydarzyło. W ogóle nic się nie wydarzyło...

Po pierwsze, uprzedzając ewentualne nieporozumienia, tekst ten nie miał za cel obrażenia żadnej ze stron religijno-miejskiego konfliktu. Sprowadzając do absurdu całą sytuację, chciałem jedynie podkreślić bezsensowność całego konfliktu, nadawanej mu rangi i idiotyczności niektórych działań w ramach owego konfliktu podejmowanych. Czyli - po polsku - chciałem unaocznić, że cała ta sprawa to klasyczne "robienie wideł z igły". Chciałem również wyrazić osobisty sprzeciw i niezgodę wobec sytuacji, w której w kościele w moim mieście jestem ostrzeliwany podejrzliwymi spojrzeniami współparafian, czy przypadkiem nie jestem może "jednym z tamtych" (a muszę dodać, że mam awersję do niektórych zasymilowanych przez większość gestów, regułek i praktyk, co ową podejrzliwość jeszcze wzmacnia). Chciałem wreszcie wykrzyczeć, że jeśli ktoś ma ochotę budować gdziekolwiek drugie Betlejem, Jerycho, Fatimę, drugą Japonię czy Kanadę, a nawet drugie Jonestown, to niech robi to w taki sposób, aby nie wpływać na egzystencję pozostałych mieszkańców!

Bardziej interesujące jest jednak to, dlaczego nic się nie wydarzyło po opublikowaniu tego tekstu. Odpowiedź jest nadzwyczaj oczywista - po prostu tego bloga prawie nikt nie czyta. Oczywiście, nie oczekiwałem tutaj takiej statystyki wejść, jaką na swoich blogach mają Janusz Korwin-Mikke, Janusz Palikot czy Atrakcyjny Kazimierz, to jasne. I tak nawet nie mam tutaj licznika wejść. Są jednak inne sposoby, aby sprawdzić czytelnictwo własnego bloga. Pamiętając przy tym także o uwagach, jakie spotykałem na początku jego istnienia - że posty za długie, że trudnym językiem pisane, że niepopularna tematyka (np. polityczna) etc. Zresztą nawet nie chciałbym wiedzieć, jak wiele osób spośród tych, które mówiły: "daj adres, zajrzę w wolnej chwili", faktycznie tego bloga odwiedziły. Może po prostu nie trafiłem w okres prosperity blogów, który - w mojej ocenie - zakończył się jakieś dwa lata temu. Teraz modne są wideoblogi, portale społecznościowe, strony jeszcze bardziej interaktywne, które przemawiają do odbiorcy dźwiękiem, obrazem, tańcem, śpiewem i setką innych doznań, a nie słowem pisanym. I - co najważniejsze chyba - dostarczają temu odbiorcy jedynie taniej, niewyrafinowanej rozrywki, a nie zmuszają go do odrobiny chociaż refleksji, osobistych przemyśleń, zastanowienia się nad kontrowersyjnym tematem.

Zrobiłem prostą, ale wiele mówiącą statystykę. W ciągu 5 miesięcy istnienia tego bloga opublikowałem 32 teksty, do których nadesłano 25 komentarzy (nie licząc moich własnych), spośród których aż 20 (czyli 80%) było autorstwa zaledwie dwóch osób. Czy dla dwójki wiernych Czytelników, jakimi są Zając i Jabol, warto dalej to "ciągnąć"? Oczywiście, że tak. Jeden z moich profesorów, w odpowiedzi na pytanie, czy jest sens prowadzić wykład dla zaledwie dwóch studentów, stwierdził, że on będzie wykładał nawet do ściany, ponieważ mu za to płacą. Mi wprawdzie prowadzenie tego bloga korzyści materialnych nie dostarcza, ale dostarcza mi za to mnóstwo satysfakcji. I jak długo będę czerpać z tego radość, tak długo nowe wpisy powinny się ukazywać. Choćby miały nawet trafiać w próżnię. Ale nie ukrywam, że napisanie przeciętnego tekstu, którego lektura zajmuje Wam zaledwie 5 minut, pochłania około godziny cennego czasu, a im mniej wiernych Czytelników, takich jak Wyżej Wymienieni, tym silniejsza pokusa, żeby - szczególnie w okresach dużego natłoku innych zajęć - dać sobie z tym spokój.

I nie odbiorę tego jako osobistej porażki. Przyzwyczaiłem się już do bycia ignorowanym, lekceważonym, marginalizowanym i zbędnym. I szczerze mówiąc, coraz mniej mnie to dotyka.

A kiedyś ułatwię to Wam, drogie społeczeństwo, jeszcze bardziej...

27. marca 2009, 21:40 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

P.S. Ostatnie doniesienia z frontu religijnej wojny w Krapkowicach: w tym tygodniu odbyło się w kościele specjalne czuwanie z egzorcystą i procesja wraz z nim przez miasto. Czegoś takiego nie było co najmniej odkąd należę do tej parafii, czyli od 19 lat. A zorganizowano to akurat teraz! Mam w swojej naiwności uwierzyć, że to tylko zbieg okoliczności...?

7 komentarzy:

Zając pisze...

mój drogi... moim skromnym zdaniem trochę mylisz pojęcie bloga z np felietonami, które ukazują się regularnie w co lepszych magazynach. albo programami typu 'dzień dobry tvn', który się ogląda czasem z ciekawości a czasem dla zabicia czasu lub zbierając się na zajęcia.

przeciętny blog ma od 2 do 5 stałych czytelników, i już. nie wymagaj od swojego bloga aby dysponował popularnością komercyjnych wywodów jakichś tam sław... ta strona, ten Twój kawałek internetu ma być dla Ciebie! nie słuchaj gdy ktoś mówi, że za długi, że za ciężki, że temat nie ten. nie pisz pod publikę. ten blog ma być dla Ciebie a nie dla czytelników! niech nie będzie dla Ciebie satysfakcją ilość komentarzy pod tekstem bo to to samo co bezmyślne zbieranie znajomych na nk, aby móc się później zachwycać dumną liczbą.

Lila Lis pisze...

Pisałam Ci już wcześniej komentarz do tego postu, ale chyba nie doszedł:/ Cóż spróbuję powtórzyć to, co pisałam.
Otóż drogi Piotrze, tak się składa, że jestem Twoją wierną czytelniczką. Np dziś pochłonięta czytaniem, spaliłam mleko... :P Wiem, to akurat mało istotne:-) Czytam każdy artykuł! Mało tego-angażuję się w część satyryczną. Także nie uważam za słuszne to, iż traktujesz ilość komentarzy jako wytyczną popularności Twojego bloga.
Zgadzam się jednak z Zającem, że przeciętny blog ma kilku stałych czytelników, dlatego nie ma co oskarżać wszystkich 'nieambitnych internautów', którzy nie zaglądają w te strony tylko na 'kolorowe' portale. W swoim pierwszym poście pisałeś, że blog jest po to, byśmy mieli możliwość poznania poglądów, opinii i myśli innych ludzi. I ja właśnie dlatego czytam Twój blog - aby lepiej Cię poznać i po to by spojrzeć na różne problemy z innej (Twojej) perspektywy. Ale jak myślisz-ilu jest takich ludzi - ludzi chłonnych informacji na Twój temat i na temat Twoich poglądów? Mimo wszystko, być może kiedyś ten blog stanie się zasłużenie sławny:) Choć wiem, że nie chodzi Ci teraz o popularność na wielką skalę.
Natomiast co do Twojej wypowiedzi (pozwól, że przytoczę):
"(...)przyzwyczaiłem się już do bycia ignorowanym, lekceważonym, marginalizowanym i zbędnym(...)" Muszę powiedzieć, że osobiście mnie to dotknęło:( Nie będę jednak tego komentować!

Piotrek pisze...

Zajączku i Lilo Lis,
napisałem przecież, że nie zależy mi na takiej statystyce wejść, jaką mają na swoich blogach politycy i inni celebrities. Poza tym, nie miałem zamiaru oskarżać "nieambitnych" czytelników, ten fragment był raczej napisany z rezygnacją niż w oskarżycielskim tonie, ze świadomością, że słowem pisanym nigdy nie wygram z multimedialnym przekazem...

Ogólnie jednak macie rację, Dziewczyny. Może sobie po prostu za dużo obiecywałem po tym blogu. Nie miałem wprawdzie zamiaru chlubić się ilością komentarzy, tak jak liczbą znajomych na NK, potraktowałem tylko tą ilość jako wskaźnik słabego czytelnictwa. Przyznajcie, że miło byłoby mieć grupkę 10-15 czytelników, z którymi można byłoby regularnie wymieniać opinie. Co nie znaczy, oczywiście, że nie cieszę się z Waszej systematycznej tu obecności :) A to, że tak mało jest ludzi chłonnych wiedzy na temat moich poglądów, to można różnie interpretować, najczęściej jednak na moją niekorzyść ;]

Lilo, przepraszam, że nieopatrznie pominąłem Cię wymieniając wiernych Czytelników (może to dlatego, że nie uaktywniałaś się w komentarzach)... W każdym razie teraz wiem, że mam ich co najmniej trzech i każdy z nich to skarb :)

A co do uwagi na końcu tekstu, o którą masz żal - myślę, że doskonale wiesz, że nie jest ona skierowana tak do Ciebie, jak i do nikogo spośród moich Przyjaciółek i Przyjaciół. Jeśli jednak niechcąco uraziłem Cię nią - również przepraszam.

Lila Lis pisze...

Być może masz rację, że słowo pisane jest mniej popularne niż multimedialny przekaz. Ale ja myślę, że ma swoich wiernych zwolenników. Najczęściej (w moim odczuciu) ludzie korzystają z jednego i drugiego. Tylko w zasadzie wielu ludzi nie ma pojęcia o istnieniu Twojego bloga. No i oczywiście nie wszystkich pociąga taki temat jak polityka (czego nie można mieć im za złe), a to bardzo częsty temat, który poruszasz na łamach tej strony. Gwoli ścisłości - wiem, że nie chodzi Ci o popularność 'najwyższego stopnia'-co już pisałam w poprzednim komentarzu. Pisząc wcześniej miałam raczej na myśli popularność znaczoną większą grupą zwolenników, ale nie sięgających do tysiąca osób, czy też nawet do pięćdziesięciu. Nieważne też, co sobie obiecywałeś po tym blogu, ważne, że piszesz o ciekawych sprawach (choć nie ze wszystkim się zgadzam-no ale dziwne gdyby tak było) i, że my mamy możliwość wglądu do tego i do wymiany zdań. Fakt, komentarze są miłe:-) Wobec tego może zacznę zostawiać ich więcej. Zobaczymy!
I nie przepraszaj, że mnie nie wymieniłeś wśród swoich wiernych czytelników-skąd miałeś wiedzieć? :-) Ja chciałam Ciebie tylko uświadomić, że jest jeszcze taka osoba i że zapewne jest takich 'cichych wielbicieli' więcej, bo ilość komentarzy nie daje w pełni odpowiedzi na to, czy blog jest często odwiedzany, czy też nie.
Oczywiście wiem, że ostatni tekst nie jest skierowany do mnie i do Twoich bliskich (mam nadzieję!), choć może to także świtało mi w głowie. Co nie zmienia faktu, że dziwi mnie ona i czuję mały niesmak. Ale to nieważne. POZDRAWIAM i dziękuję za odpowiedź! :-)

P.S Zając uważaj, bo Lis wkracza do akcji:P

jaaabool pisze...

a teraz do akcji wkracza Jabol! tak, tak - nie mylicie się - słychać fanfary i wiwaty tłumów!

a tak poważnie to post "afterparty" pozostawiam bez komentarza. Blog jest po to jak Zając napisała: "ta strona, ten Twój kawałek internetu ma być dla Ciebie!" Faktycznie może zbyt wiele oczekujesz czy coś, ale przecież nie o to w tym chodzi! Przelewasz na te wirtualne stronice swoje myśli i to jest sensem samym w sobie. Nie oczekuj odzewu, komentarzy, popularności, pieniędzy, smażonych świń z nieba itd. Wszystko jeśli będzie miało przyjść to przyjdzie. Najważniejsze, że masz swoje miejsce w WWW gdzie możesz pokazać "kawałek" siebie.

A zupełnie z innej strony: gdzie jest licznik odwiedzin?? To jest miernik popularności!! Wyświetlenia strony, a nie komentarze. Nie raz czytałem jakiś twój post i nie wystawiałem komentarza, bo np. nie miałem w danym momencie czasu lub nie miałem takiej potrzeby. Nie znaczy to oczywiście, że post był słaby czy coś.

Osobiście uważam, że wiele osób odwiedza blog, ale po prostu nie zostawia komentarzy. Czemu?? Ich sprawa, ty jesteś autorem i nie twoja w tym głowa. Yo

Piotrek pisze...

Lilo Lis,
to jest ważne, bo gdyby nie było, to bym tego nie pisał. Właściwie to ten ostatni tekst nie odnosi się do jakiejkolwiek osoby, bardziej do pewnych sytuacji. Ale nie wnikajmy, bo to nie miejsce, ani czas...

Pozdrowienia dla wszystkich "cichych wielbicieli" :) i wielbicielek ;]

Lila LIs pisze...

Mnie przede wszystkim o takie właśnie sytuacje chodzi;) Ale tak jak mówisz, nie miejsce i nie czas. Poza tym, to była moja uwaga, a nie ocena, więc dlatego uznałam, że nie ma o czym mówić. Koniec kropka kurza stopka! :)