piątek, 20 marca 2009

Agencie Mulder, przybywaj !!!

Dawniej moje miasto było zacisznym i spokojnym miejscem. Nawet pociągi już tu nie dojeżdżały, odkąd w 1997 roku powódź zburzyła potężny most kolejowy. Owszem, Krapkowice były kiedyś znane z dwóch dużych fabryk, a ostatnio bardziej z faktu, że mieszka tutaj jeden z przywódców Mniejszości Niemieckiej (co złośliwi wykorzystali do określenia Krapkowic mianem "centrum Rzeszy"), z kina w którym częściej odbywają się kiermasze używanej bielizny niż seanse filmowe, oraz z największej w tej części Europy liczby niemieckich supermarketów w przeliczeniu na głowę mieszkańca. A jednak żyło się tutaj jak u Pana Boga za piecem.

Ostatnio jednak wszystko się zmieniło. Moja okolica trafiła na łamy ogólnopolskich mediów i na pierwsze strony internetowych portali. Zrobiło się niezwykle światowo. Teraz Krapkowice to tak naprawdę Sycylia, Belfast (szczególnie podczas przemarszu oranżystów), Twin Peaks i afrykańskie safari w jednym. Właściwie to już strach wychodzić z domu, nie mając przy sobie zestawu obronnego, na który składa się woda święcona i zbiór przydatnych zwrotów, np. "nicht schuessen!", "odmawiam komentarza dla Gazety Wyborczej i TVN", albo "ja nic nie wiem, ja tu tylko sprzątam". Po zmroku natomiast dobrze jest ten zestaw uzupełnić o trochę czosnku i niezłą strzelbę. Co się takiego wydarzyło, zapytacie. W zasadzie niewiele. Gmina jest owładnięta religijną wojną, członkowie tajemniczego ruchu, którzy za bardzo odnowili swoją wiarę, próbują opanować lokalne urzędy i instytucje, ksiądz wyświetla horrory podczas niedzielnego kazania, a w okolicy grasuje krwiożercza bestia. Ale po kolei...

Zaczęło się od tego, że blisko ćwierć wieku temu zainstalowała się przy krapkowickiej parafii grupa modlitewna związana z ruchem Odnowy w Duchu Świętym (zwana dalej "Odnową"). Z początku była to jedna z wielu przykościelnych grup i nic ciekawego się nie działo. Jednak z czasem, pod wpływem charyzmatycznego lidera grupy, który bardzo specyficznie interpretuje katolickie dogmaty i tradycje, zaczęły narastać konflikty pomiędzy Odnową a parafią i tradycyjnymi katolikami z Krapkowic (zwanymi dalej "parafianami"). A więc w skrócie: członkowie Odnowy twierdzą, że to oni są bliżej Prawdy niż inni, parafianie natomiast widzą w Odnowie zalążek niebezpiecznej sekty.

I już? Oczywiście, że nie. Teraz się dopiero zaczną pikantne szczegóły ;> Otóż parafianie są zbulwersowani nietypowym przebiegiem spotkań Odnowy, odmawiają im prawa nazywania się "katolikami" i bacznie obserwują, w jaki sposób "ci z Odnowy" uczestniczą w tradycyjnych praktykach, np. czy przyklękają w odpowiednim miejscu i czasie, albo czy dyskretnie nie wypluwają hostii po komunii św., którą rzekomo przyjmują jedynie dla zmyłki. Z kolei członkowie Odnowy trzymają się razem, pomagają sobie wzajemnie w różnych sprawach (chociaż są dla siebie teoretycznie obcy), a także powtarzają różne dziwne zwroty, inaczej wychowują dzieci i generalnie trudno się z nimi dogadać. Zauważono też, że wciągani do Odnowy nowi członkowie zaczynają zmieniać swój styl życia, stosunek do parafian i religii. Gdy proboszcz stracił cierpliwość i zagroził z ambony członkom Odnowy ekskomuniką, a po mszy rozdawał gazetkę o wiele mówiącym tytule "Sekty i fakty", niewidzialna ręka rozwiesiła po mieście plakaty szkalujące krapkowickich duszpasterzy. Jednak proboszcz, zobligowany przez opolskiego Arcybiskupa, który jest wielkim ekumenistą, musi nadal zapewniać Odnowie miejsce spotkań. Na początku była to salka katechetyczna, a gdy tam grupa przestała się mieścić, udostępniono jej nieużytkowany kościół p.w. Miłosierdzia Bożego. A tam to się dopiero działo! Odnowa organizowała między innymi seanse (uwaga!) wylewania Ducha Świętego, podczas których - jak wróble ćwierkają - dochodzi wśród uczestników do przypadków transu, omdleń, konwulsji i mówienia w obcych, starożytnych językach (np. po aramejsku!). Gdy zatem życzliwi donieśli gdzie trzeba, że w kościele odbywają się takie rzeczy, potajemnie wyniesiono stamtąd Najświętszy Sakrament, a żeby to się nie wydało, zostawiono dla zmyłki czerwoną lampkę! No intryga taka, że książki Agathy Christie, to przy tym apoteoza prostoty i nieskomplikowania.

Parafianie boją się też czegoś innego. Otóż Odnowa ma "swoich ludzi" we wszystkich krapkowickich urzędach i instytucjach publicznych, a także w szkołach i lokalnych mediach, i to na najwyższych stanowiskach. Podobno mają nawet zamiar wystawić swojego kandydata na burmistrza. Wtedy to już w ogóle będzie Sodoma i Apokalipsa - założą nam tu jakąś komunę i zrobi się niefajnie. Z drugiej strony w parafii też jakaś dziwna mobilizacja nastąpiła. Właściwie to za małe słowo. Tam się dzieją cuda na kiju! Najpierw jeden z wikarych wyklął podczas kazania astrologię, karty Tarota i leki homeopatyczne, jako natchnione dzieło Szatana. Nie minęło kilka miesięcy, gdy drugi wikary wyświetlił podczas kazania fragmenty filmu. I to nie byle jakiego! Od razu "Egzorcyzmy Emily Rose", najbardziej pikantne sceny. Chodzą plotki, że ów ksiądz zajmie się teraz organizacją w Krapkowicach koncertu zespołu Behemoth, zapuści włosy i zacznie się ubierać na czarno... (a nie, to akurat kiepska puenta). Bardziej jednak prawdopodobne, że duszpasterze zabiorą się teraz za sformowanie parafialnych patroli i katechetycznych bojówek. Ochotników z pewnością nie zabraknie.

Z prawnego punktu widzenia do działalności Odnowy nie można się przyczepić. Mnie najbardziej zaintrygowały te seanse wylewania Ducha Świętego. Wśród wielu znawców analizujących te praktyki nikt jednak nie zwrócił uwagi na fakt, że Duch Św. to po łacinie Spiritus (Sanctus). No to już wszystko jasne! Oni tam po prostu spirytus wylewają w trakcie tych seansów, jako wyraz swojego uwielbienia dla abstynencji jako takiej i niechęci do wszelkich napojów na spirytusie bazujących. A ta nazwa - wylewanie Ducha św. - to dla zmyłki po prostu, podobnie jak z tą czerwoną lampką, tylko vice versa. Natomiast samo wylewanie alkoholu w trakcie grupowych spotkań nie jest sprzeczne z prawem. Co najwyżej można członków Odnowy znienawidzić za marnowanie drogocennego surowca. Potrzebującym by lepiej rozdali! Natychmiast wielu by się znalazło. A jak bardzo by wtedy wielbili imię Pana! A ilu zagubionych osiągnęło by kontakt z Absolutem. Cud byłby większy niż w Kanie Galilejskiej. A może nawet cudowne rozmnożenie by nastąpiło. Potrzebujących. Niestety, wylewanie wódki jest w naszym kraju dozwolone. Nawet wylewanie za kołnierz. Chyba, że za cudzy kołnierz. Wtedy to można by podciągnąć pod molestowanie i modny ostatnio mobbing. Aha, i nic dziwnego, że omdlenia i konwulsje podczas tego rytualnego wylewania następują - gdy ludzie widzą ile tego cennego płynu wsiąka w grunt, to nawet i w trans można wpaść. A spragnieni obcymi językami mówić poczynają...

Więc jakby tego było mało, w okolicy pojawiła się krwiożercza bestia. W gminie Biała, na granicy powiatu krapkowickiego i prudnickiego, coś w nocy zagryza dziesiątki cielaków i świń. Z jednej chlewni, w ciągu jednej nocy, zniknęło 30 prosiąt. Znalezione szczątki mają wyżarte wnętrzności. Ten fakt i odkryte ślady łap wykluczają nawet wielkiego psa - wskazują bowiem, że morderca ma ponad 60 kilogramów wagi, należy do rodziny kotowatych i atakuje, skacząc na ofiarę z tyłu i zadając pazurami rany cięte. Znaleziono też sierść, a dzisiaj okazało się również, że jeden z mieszkańców w sąsiedniej gminie nakręcił amatorski film, na którym widać sylwetkę drapieżnego, wielkiego kota. Specjaliści mówią, że najprawdopodobniej to puma lub lampart, ale wśród podejrzanych są też tygrys i lwica. Co tu dodać...? Mówi się wprawdzie, że rzeczywistość nam dziczeje, ale żeby aż tak dosłownie... Władze twierdzą, że zwierzę mogło uciec z hodowli lub cyrku po czeskiej stronie granicy, albo z nielegalnego transportu pobliską autostradą. I apelują do mieszkańców o nie wychodzenie z domów po zmierzchu. Pojawiają się już jednak głosy, że przeniosły się do Polski południowoamerykańskie chupacabras (z hiszp. "wysysacze kóz") - legendarne, tajemnicze potwory, które głównie w Meksyku spowodowały tysiace niewytłumaczonych, mrożących krew w żyłach ataków, rozszarpując swoje ofiary i wysysając im krew.

Tego wszystkiego jest już za wiele. Nie dość, że moje miasto stoi na progu religijnej wojny, rozmowy są tylko o Odnowie, miasto kipi od plotek, ludzie patrzą na siebie podejrzliwie, to jeszcze w mroku czai się zło. Jak w Twin Peaks - niedługo z lasów okalających Krapkowice wyjdzie krwiożerczy potwór i nas wszystkich pożre. Może rację ma lider Odnowy, może to kolejny znak, że Koniec jest bliski. Sam wielokrotnie zapowiadał ów guru, że chce z Krapkowic stworzyć drugie Betlejem - miejsce narodzin nowej Wspólnoty. Trochę racji ma: o tamtej wiosce też nikt nie słyszał przed narodzeniem Jezusa, podobnie jak o Krapkowicach przed powstaniem Odnowy. Faktycznie, szopek i niegościnnych karczmarzy jest tu w okolicy trochę, osłów to nawet całe mnóstwo, a i trzech mędrców jakoś się znajdzie. Tylko do tej całej układanki nie bardzo pasuje ten lampart pożerający prosiaki... Ale może jednak faktycznie krapkowiczanie są wspólnotą wybraną, która ocaleje. Starożytne proroctwa powiadają na przykład, że po końcu świata Niemców zostanie tylu, co pod jednym drzewem się zmieści. A ilu ocaleje mieszkańców Krapkowic? Może tylu, ilu zmieści się na jedynym moście przez Odrę w mieście, albo w sali kinowej, w której co drugi rząd stanowią drewniane krzesełka, albo pod dachem na dworcu PKS...

Najgorsze jednak jest to, że święty spokój diabli wzięli, bo teraz tu się tyle dzieje, że zjadą się zaraz do Krapkowic wszyscy święci. Media z kraju i zagranicy, żądni sensacji paparazzi, CBA, ABW i HWDP, Tomasz Lis, Janusz Palikot i Atrakcyjny Kazimierz, Święta Inkwizycja, domorośli myśliwi, przedstawiciele Ministerstwa Obrony Przed Sektami (MOPS), Jan Maria "Niemcy mnie biją" Rokita, naukowcy z PAN-u i PAN-i, Doda, Kasia Cichopek i Agata Młynarska, Mariusz Pudzianowski i Maciej Kurzajewski, liberałowie, scjentolodzy, Rydzykanci, Żydzi, łysi i blondynki, "zieloni", "czerwoni" i "żółci", Rycerze Jedi, homo, hetero i trio, miłośnicy "Mody na sukces", wielbiciele talentu braci Mroczek, sobowtóry Elvisa, prawdziwy Elvis, smakosze dykty i koktajlu Hiroszima, entuzjaści UFO, wyznawcy subkultury EMO, badacze niewyjaśnionych zjawisk, oraz poszukiwacze zaginionej arki, bursztynowej komnaty i straconego czasu.

Agencie Mulder, larum grają! Wróć z emerytury, zostaw to nędzne życie niespełnionego pisarza i przygodny seks z tymi wszystkimi ponętnymi dziewczynami z Miasta Aniołów. Rzuć to i przybywaj do nas, do Krapkowic! Potrzebujemy Cię tutaj! Jest sprawa do Archiwum X. A nawet do Archiwum Y...

20. marca 2009, 23:40 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Przy pisaniu tekstu korzystałem z artykułu Edyty Gietki "Schizma w powiecie", Polityka nr 12/2009

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

A ja myślę że przybyć mogą jeszcze: Doktor House, Ludzik Michelin, Marcin Hakiel, Detektyw Monk, Chuck Norris, Rysio z Klanu, Hanna "strzeliłam focha" Lis, Książę Kaspian, Hannah Montana, Pani Stanislawa, Krzysztof Jarzyna ze Szczecina, Ula Brzydula z Febo&Dobrzański, David Hasselhoff wraz z KIT-em, wielbiciele smażonych świn i cygańskich kubar, Andrzej i panie z dziekanatu.

A swoją drogą agent Mulder mógłby faktycznie wrócić. Jednak myślę, że doktor House spokojnie sobie poradzi, choć na początku nikt mu nie uwierzy...