niedziela, 29 marca 2009

czas (na zmiany)

Jak zapewne zauważycie, sygnaturka, którą umieszczam na końcu każdego wpisu, od dziś nieco się zmieni. W miejscu, w którym wpisuję godzinę powstania tekstu, literki CET zastępują literki DST. Jeśli nie wiecie, co owe tajemnicze symbole oznaczają - śpieszę z wyjaśnieniem, chociaż może skojarzycie tą zmianę z przeprowadzoną wczoraj w nocy inną zmianą.

CET to Czas Środkowoeuropejski (Central European Time), czas właściwy dla naszej długości geograficznej, najwłaściwiej oddający położenie Słońca, różniący się o godzinę od czasu uniwersalnego (UTC, dawne GMT). Czyli, krótko mówiąc - czas normalny dla naszego położenia geograficznego. Co zatem oznacza, że wczoraj w nocy przeszliśmy na czas nienormalny, bo tak należy określić DST - czas oszczędzania światła słonecznego (Daylight Saving Time), nazywany też czasem letnim dla naszej strefy geograficznej (CEST - Central Europe Summer Time). Wprowadzono go z różnych powodów, z których każdy jest co najmniej dyskusyjny.

Najczęściej podnoszonym argumentem jest chęć oszczędzania światła słonecznego. Na pierwszy rzut oka brzmi nieźle - w lecie jest dłużej jasno, więc jeśli jeszcze sztucznie dzień wydłużymy, to zaoszczędzi się na oświetleniu. Ale tylko na pierwszy rzut. Jeśli dłużej jest jasno wieczorem, to też dłużej jest ciemno rano, gdy ludzie wstają do pracy, więc co się oszczędzi wieczorem, to straci się rano. Dodatkowo, w społeczeństwie np. amerykańskim, gdzie gros domostw posiada elektryczną klimatyzację, gdy ludzie wstają rano o godzinę "wcześniej" jest bardziej zimno, więc podkręcają klimatyzatory, żeby w ogóle im się chciało wstać. W różnych stanach USA i w wielu innych państwach, które przechodzą na DST, prowadzono badania, jak bardzo zmniejszyło się zużycie energii elektrycznej w miesiącach obowiązywania czasu letniego. Wyniki oczywiście są niejednoznaczne, niemniej jednak wskazują, że nawet jeśli są jakieś oszczędności, to rzędu 1-2 %, a w niektórych rejonach dowiedziono nawet pięcioprocentowych strat.

Dla indywidualnego klienta nie ma więc większych korzyści z przejścia na DST. Może są zatem dla ogółu systemu energetycznego? Raczej wątpliwe. Gospodarstwa domowe są mało istotnym odbiorcą prądu. Największym są oczywiście wielkie zakłady przemysłowe, które i tak pracują "na okrągło" i zmiana czasu nie robi im różnicy. Szacuje się, że zaledwie ok. 15-17 % ogółu energii elektrycznej kierowana jest do klientów indywidualnych (czyli do naszych domów). A kilkadziesiąt lat temu, gdy zmianę czasu wprowadzano, ten procent był z pewnością jeszcze niższy. Po pierwsze, z uwagi na istnienie za socjalizmu gigantycznych kombinatów przemysłowych, po drugie - w naszych domach było wtedy zdecydowanie mniej urządzeń elektrycznych codziennego użytku. Najbardziej radykalni twierdzą, że wówczas gospodarstwa domowe pobierały zaledwie 1% wytwarzanej energii elektrycznej.

Owszem, są niezaprzeczalne korzyści z faktu, że w lecie jest jeszcze dłużej jasno, niż pozwalałoby na to słońce - lepsze samopoczucie, większe bezpieczeństwo na drogach, bezpieczniejsze powroty do domów wieczorami itd. Czy jednak wszystkie koszty dwukrotnie w ciągu roku dokonywanej operacji zmiany czasu są tego warte? Chaos komunikacyjny, informatyczny, problemy wielu osób z "przestawieniem" zegara biologicznego, kłopoty rolników (spróbujcie przekonać koguta, aby od dziś piał o godzinę później, albo wytłumaczcie krowom, że od teraz będą dojone o godzinę wcześniej). Radykalni liberałowie przekonują, że operacja zmiany czasu to tak naprawdę jedynie przejaw autorytarnych dążeń współczesnych państw, które chcą zapanować nad wszystkim, również nad tym, czego kontrolować z pozoru nie sposób - czyli nad czasem (skoro można zmusić obywatela do używania innego czasu, to można go zmusić i przekonać do wszystkiego - vide Rewolucja Francuska i wprowadzony na jej fali nowy kalendarz). Fakt, że zaledwie 70 krajów (tylko 1/3 wszystkich państw świata) przechodzi na czas letni pokazuje, że może tych kosztów ponosić nie warto, bo jednoznacznego bilansu zysków i strat praktycznie sporządzić się nie da. I przy okazji pokazuje to, w jakim typie państwa żyjemy ;>

A przyroda i tak żyje swoim rytmem...

29. marca 2009, 22:03 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

jaabool pisze...

z czasem letnim trzeba zrobić to:
http://www.youtube.com/watch?v=qg1ckCkm8YI

czas letni jest - dobrze
jakby go nie było - też dobrze:]