środa, 23 lutego 2011

murzynek Kali w Krakowie mieszka

Było tak: pewien bank ogłosił konkurs na reklamę swoich usług. Grupa osób wymyśliła filmik, nagrała i do owego konkursu zgłosiła. Dzieło wyglądało mniej więcej w następujący sposób. Dramatis personae: krakowscy hejnaliści z Wieży Mariackiej. Miejsce akcji: mieszkanie jednego z nich. Czas akcji: za pięć dwunasta. Kameeeera... i akcja! Chłopaki budzą się po jakiejś wyjątkowo udanej imprezie. Właściwie to budzi ich budzik, gdyż żaden z nich nie nadaje się do sprawnego funkcjonowania. Ten najbardziej przytomny szuka swojej komórki, wybiera numer i punktualnie w południe dzwoni, uruchamiając w ten sposób skomplikowany mechanizm zainstalowany na Wieży Mariackiej. Mechanizm ów - pobudzony sygnałem z telefonu - odgrywa z taśmy hejnał mariacki. Krakusy i turyści pod wieżą zadowoleni. Hejnaliści śpią dalej. Stop kamera!

Potem było tak: Film zdobył główną nagrodę w konkursie.

A potem było tak: Zaprotestowało środowisko prawdziwych krakowskich hejnalistów - strażaków. Że film ich ośmiesza, że w świat pójdzie, że oni nic nie robią tylko chleją wódkę (jakby ktoś o tym nie wiedział), imprezują oraz ważą sobie lekce swoje obowiązki. I że w reklamie wykorzystano hejnał mariacki, który jest przecież dobrem narodowym, więc nawet jeśli nie jest jeszcze opatentowany, to i tak wykorzystanie go w tak haniebnym celu jest niegodne Polaka i patrioty.

Jakież to wszystko delikatne. Jak bardzo wrażliwe i zatroskane o swój wizerunek. Wystarczyło 700 lat historii i jedna zabłąkana tatarska strzała, o której uczą w szkołach powszechnych, aby krakowski hejnalista stał się narodowym monumentem do którego nie można podchodzić inaczej, niż tylko na klęczkach i z błogosławieństwem na ustach. Pomijając już kwestię praw autorskich do hejnału, bo jak trafnie zauważył twórca filmiku, skoro tak, to on sobie opatentuje "Bogurodzicę".

Jest taka polska komedia pt. "Jak rozpętałem II wojnę światową" (podobno klasyka, ale zdecydowanie na wyrost). Gdyby ten film obejrzeć pod takim kątem, jak krakowscy hejnaliści obejrzeli filmik na bankowy konkurs, to reżysera i scenarzystów trzeba by wysłać na 600 lat ciężkich robót. Bo w tym filmie dostaje się wszystkim nacjom i kategoriom społecznym. Zakonnicy to fajtłapy, Polacy to idioci, którzy nie odróżniają krowy od byka, Niemcy to kretyni, Anglicy to uzależnieni od herbaty flegmatycy, a Włosi to leniwi erotomani, którzy do walki ruszają tylko wtedy, gdy w niebezpieczeństwie jest polowy burdel. Zresztą tak jest w większości dzieł kinowych. A jeśli faktycznie należałoby się kierować przy produkcji filmu tym, czy przypadkiem nie przedstawia on jakiejś grupy w krzywym zwierciadle, to najszybciej rozwijającą się gałęzią kinematografii byłaby produkcja filmów instruktażowych dla emerytowanych sadomasochistów.

I tu jest sedno sprawy. Krakowskim strażakom nie chodzi o to, że filmik o hejnalistach ośmiesza kogokolwiek, tylko że ośmiesza ICH. Gdyby ośmieszał górali, Poznaniaków, zwolenników Samoobrony albo fanów Dody, słowem by się nie odezwali. Typowa filozofia Kalego: my ośmieszać kogoś - dobrze, wolność słowa. Ktoś ośmieszać nas - wstyd, hańba, oburzenie, przestępstwo.

To nie jest wyłącznie polska specjalność (vide: słynne karykatury Mahometa w duńskiej prasie), ale nasz kraj jest pod tym względem wyjątkowo popaprany (robimy idiotów z Niemców czy Ruskich w co drugim filmie, ale niechby oni się ośmielili zażartować z nas, Polaków, Narodu Krwiście Naznaczonego Martyrologią...). Podobno w piłkę nożną idzie nam kiepsko, ale dopiero pod względem dystansu do siebie jesteśmy na samym dnie międzynarodowego rankingu. I ten stan jest od dawna nieuleczalny.

23. lutego 2011, 18:20 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: