wtorek, 29 marca 2011

Andrzej Pilipiuk - "Wampir z M-3"


Niewiele ponad rok temu na schodach mojej uczelni zaobserwowałem studenta pogrążonego w lekturze przerywanej obficie malowniczymi wybuchami śmiechu. Z ciekawości - ponieważ nie mam nic wspólnego z kotem, nie jest to dla mnie niebezpieczne - dyskretnie podejrzałem tytuł. Był to "Homo bimbrownikus" Andrzeja Pilipiuka. Reakcja rzeczonego czytelnika powinna zatem pociągnąć za sobą moje bardziej wnikliwe przyjrzenie się twórczości owego autora. Nie pociągnęła. Z perspektywy czasu okazuje się, że było to zaniedbanie wprost niewybaczalne. Najlepszym dowodem niech będzie najnowsze dzieło Pilipiuka - "Wampir z M-3".

Książka jest bowiem rewelacyjna. Przeczytałem ją w cztery godziny i nie mogę doszukać się słów zachwytu (własnych zębów także). I wcale nie dlatego, że świetnym pomysłem było umieszczenie akcji wampirzej powieści z przymrużeniem oka w czasach realnego socjalizmu. Ani też dlatego, że całość jest kapitalną zgrywą ze "Zmierzchu" oraz - między wierszami - z "Harry'ego Pottera". Wszakże to żadna oryginalność - w prozę Stephenie Meyer ostatnio wszyscy biją jak w afrykański bęben.

Najbardziej pociągający jest w "Wampirze z M-3" fakt, że jest on czymś co uwielbiam, czyli fantastycznym miszmaszem wątków z kompletnie różnych światów, które krzyżują się między sobą aż do słodkiego absurdu. Bo czego w tej książce nie ma? Jest dobrze zorganizowana społeczność stołecznych wampirów nie dających się stłamsić władzy ludowej. Jest mumia egipska, która wstępuje w szeregi konkurującej z "Solidarnością" organizacji antykomunistycznej. Jest środowisko warszawskich cwaniaczków, którzy rzeczy niemożliwe robią od ręki, a cuda do następnego popołudnia. Jest wzorowana na Archiwum X, ściśle tajna komórka Służby Bezpieczeństwa do zwalczania wszelkich bytów nadprzyrodzonych. Jest zabójczo przystojny wilkołak rozbijający się po warszawskich ulicach Mercedesem (przypominam - są lata 80.-te XX wieku; w Polsce). A wisienką na przepysznym torcie jest urzekający wachlarz nieśmiertelnych motywów kultury masowej: Bram Stoker i jego opus magnum (w radzieckim przekładzie), Pan Samochodzik, sławetny Necronomicon, Limahl, Czarna Wołga, Bursztynowa Komnata, Arkham, Egipcjanin Sinuhe, oraz wszystko to, czego wampiry boją się najbardziej: czosnek, srebrne kule, krucyfiksy i osinowe kołki.

I napisane to jest tak swobodnie i porywająco, że sam zapragnąłem zostać arystokratą. Ech, mieć tak rodowy herb, literki "hr." przed nazwiskiem i sangre azul... O czym to ja... aha, o lekkości łączenia tak odjechanych pomysłów w zwartą fabułę. Andrzej Pilipiuk jest - jak się okazuje - w tej dziedzinie niezrównany. Kiedyś, w czasach gdy 90% społeczeństwa nie bluzgało niczym przedwojenny szewc, powiedziałbym o nim: "skubany". Teraz podobno mówi się jakoś inaczej, więc nie zaryzykuję szerszego niezrozumienia powyższego epitetu. Zresztą wszystko mi jedno. Podobno bowiem Pilipiuka tytułuje się Wielkim Grafomanem. A mi - oprócz pragnienia posiadania błękitnej krwi - "Wampir..." uświadomił także, że mojego pisarstwa nawet grafomaństwem nazywać nie można. Bo to, że gdy rozdawali swobodę tworzenia, ja stałem w zupełnie innej kolejce, wiem już od dawna.

A książka znakomita! Ale to już, zdaje się, mówiłem...

Andrzej Pilipiuk "Wampir z M-3"
Lublin, 2011
wydawnictwo Fabryka Słów
stron: 332
moja ocena: 9,5/10

29. marca 2011, 22:08 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: