niedziela, 3 kwietnia 2011

konopia obywatelska

Jarosław Kaczyński w swoim "Raporcie o stanie Rzeczypospolitej" (czy jakoś tak), grzmi, że Platforma - wnosząc o złagodzenie prawa wobec osób posiadających przy sobie niewielkie ilości narkotyków - chce zaćpać Polskę. I że ów pomysł to hipokryzja obliczona na pozyskanie głosów rzeszy narkomanów, którzy teraz zagłosują na partię pana Donalda z wdzięczności, że mogą sobie wreszcie legalnie "dać w żyłę". Prezes PiS mówiąc to zachowuje się jednak jak ta pierwsza naiwna, sądząc, że nikt nie zauważy iż ujawnienie owego "niecnego planu PO" samo w sobie jest hipokryzją. Bo nie ma raczej wątpliwości, że PiS krytykuje pomysł zliberalizowania prawa antynarkotykowego bynajmniej nie w trosce o dobrostan rodaków, ale również w celu pozyskania bezcennych głosów wyborczych. Konkretnie głosów tych obywateli, którzy na dźwięk słowa "narkotyk" dostają spazmów i białej histerii, niczym diabeł pokropiony święconą wodą.

Naiwni są również politycy PO sądząc, że ktokolwiek zdrowo myślący uwierzy, iż naprawdę chcą oni złagodzenia prawa antynarkotykowego. Świadczy o tym zabieranie się przez nich do sprawy jak przysłowiowy pies do jeża. Żeby może nie karać jedynie za niewielką ilość, na własne potrzeby, i może tylko marihuany, a tych "twardszych" to może już karać, i tylko przy pierwszym złapaniu, a przy kolejnym już bezwzględnie delikwenta do kryminału... Klasyczny przykład podejścia: "chciałabym, ale się boję". Co ostatecznie dowodzi, że z Platformy jest tak liberalna partia, jak z koziej trąby walec drogowy. W omawianym przypadku liberalne podejście - którego jestem gorącym zwolennikiem - oznacza bowiem tylko jedno: brak ingerencji państwa w możliwość posiadania i produkcji dowolnej ilości wszelkiego rodzaju narkotyków.

I żeby potem nie było - nie stoję na tym stanowisku z powodów osobistych, bo - powtórzę po raz enty - z narkotykami miałem, mam i zamierzam mieć tyle wspólnego co z sułtanem Brunei. Walcząc (myślą, mową i piórem) o pełną legalizację narkotyków walczę jednocześnie z modelem państwa, które lepiej wie od DOROSŁEGO obywatela, co jest dla niego dobre i za tego obywatela podejmuje wszelkie decyzje. Niezależnie, czy chodzi o zapinanie pasów w samochodzie, spożywanie na obiad dania z pieska, czy radosne korzystanie z używek wszelkiego rodzaju, włączając tzw. narkotyki twarde. Innymi słowy: jeśli dorosły, zdrowy na umyśle, świadomy praw i obowiązków człowiek ma ochotę przenieść się do Krainy Wiecznych Łowów dawkując sobie (jednorazowo lub systematycznie) kokainę, heroinę czy inne paskudztwo, to państwo nie ma prawa mu tego zabronić!

Że co? Że nie wolno tak mówić? A przyszłemu psychologowi to już w ogóle? Akurat! Do dupy z taką psychologią, która miałaby prowadzić dorosłych, zdrowych psychicznie ludzi za rączkę i wskazywać im - niczym jakieś Drzewo Wiadomości - co jest dobre, a co złe. W moim - i mam nadzieję - nie tylko moim pojęciu, psychologia ma pomagać wyposażać ludzi w takie zdolności i mechanizmy działania, które pozwolą mu podejmować samodzielne i przemyślane decyzje w oparciu o kontekst społeczny, rodzinny i jaki tam jeszcze, i konsekwentnie je realizować. Czyli pomagać kształtować takiego człowieka, który jak podejmuje świadomą decyzję "Nie będę ćpać", to narkotyków do ręki nie weźmie, choćby go tymi narkotykami obsypywano z każdej strony niczym księdza kwiatami w Boże Ciało. I wszelkie tłumaczenia, że im większa dostępność, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś się skusi, albo złamie, możecie sobie - za przeproszeniem - w buty wsadzić. Bo może i tak jest, ale psychologia, jak wspomniałem, nie jest od tego, aby prowadzić za rączkę dorosłych ale słabowitych ludzi, którzy się wychylają w różne strony, gdy wiatr zawieje. Zamiast tego ma pomagać ludziom budować twardy kręgosłup własnej odpowiedzialności, przekonywać ich, że najbardziej trwałe postanowienia podejmuje się w oparciu o wewnętrzne przekonania, a nie o to, że pan minister czy pani psycholog powiedzieli, że narkotyki są złe.

Tak, naprawdę w to wierzę. Jak również w to, że pełna legalizacja dragów rozwiązałaby niemal od ręki dwa inne problemy. Sens istnienia straciłyby liczne mafie, zbijające obecnie biznes na dystrybucji narkotyków. Bo skoro można byłoby kupić legalnie, w sklepie na rogu, to po co dokonywać jakichś pokątnych transakcji. A po drugie - zainteresowanie narkotykami straciliby ci, którzy obecnie ich próbują wyłącznie dlatego, że są zakazane. Jak to kiedyś trafnie ujął pewien kontrowersyjny polityk - gdyby nagle zdelegalizowano kapustę, mnóstwo ludzi, zwłaszcza zbuntowanej młodzieży, zaczęłoby nadużywać kapusty. A tak - wszystko jest legalne, więc już tak nie kręci jak zakazany owoc. Owszem, na początku pewnie krzywa spożycia znacznie by wzrosła, nawet wielu tych do tej pory w ogóle niezainteresowanych być może spróbowałoby z ciekawości. Ale potem spory odsetek stwierdziłby: "Eee, spróbowałem raz, drugi, wcale mi się to nie podoba, niedobre jakieś".

Konkluzja dla polityków (mam nadzieję, że wszyscy potrafią już składać literki) i dla pozostałych licznie tutaj zebranych jest więc następująca. Fakt, że coś szkodzi albo uzależnia, nie jest żadnym argumentem, aby tego zakazywać. Jeśli ktoś jest słaby, albo podatny na wpływ, to równie dobrze uzależni się od czekolady, seksu czy zielonego groszku (a jak powiadał Paracelsus: Wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka). Jeśli ktoś ma problemy, to równie łatwo przeniesie się w zaświaty przy pomocy wódki, noża albo pociągu Tanich Linii Kolejowych. Ale żadnej z tych rzeczy - od groszku po pociągi TLK - jakoś nie zakazujemy. Chociaż może tą ostatnią się nawet powinno.

3. kwietnia 2011, 16:56 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

2 komentarze:

jabol pisze...

Hmm no ja też mam podobne podejście do twojego ale wyobraź sobie taką sytuację:
...bliżej nieokreślone czasy... Polska liberalna w 100%... młody człowiek - nieugięty przeciwnik twardych narkotyków poszedł na imprezę, dobra muzyka, dziewczyny, dużo alkoholu - był już tak pijany, że nie kontrolując zgodził się na dożylne wstrzyknięcie heroiny - bo akurat inni się też tak bawili. Taki gość bez specjalistycznej opieki już po 1 razie może się uzależnić, a wiadomo co potem się dzieje.

Sytuacja jak najbardziej możliwa gdyby twarde narkotyki były legalne - dziś ja i przypuszczam ze 99,999 osób które znam nie wiedziałoby nawet gdzie szukać kogoś kto mógłby taki twardy narkotyk zaoferować...

Ogólnie piszesz o "normalnych ludziach, przy zdrowych zmysłach" - ale jak się tak patrzy na ludzi to już nie wiadomo kto jest normalny a kto nie - każdy odstaje od normy (takiej w ogóle chyba nie ma:P), ma jakieś problemy itd. Do tego dochodzi jeszcze np alkohol pod wpływem którego ludzie robią różne rzeczy albo jakieś silne wydarzenia życiowe generujące stresy i negatywne emocje. Także wydaje mi się że ta sprawa nie jest aż tak jasna jak to opisujesz.

Piotrek pisze...

Skoro ten młody człowiek jest takim nieugiętym przeciwnikiem twardych narkotyków, to idąc na imprezę nigdy nie upije się na tyle, aby stracić nad sobą kontrolę, gdyż wie, że ta utrata kontroli może złamać jego silną wolę w kwestii narkotyków.

Dużo piszesz o alkoholu. Pod jego wpływem istotnie ludzie tracą trzeźwość oceny rzeczywistości i samokontrolę. I też mogą robić różne rzeczy - wsiąść za kierownicę i zabić niewinnych użytkowników dróg, zgwałcić kogoś, spłodzić niechciane dzieci, złapać za nóż i pozabijać wszystkich naokoło. Ale jakoś nie zakazujemy alkoholu.

Że narkotyki uzależniają bardziej? A co to znaczy bardziej? To jest kwestia indywidualna. Owszem, rozregulowują dopaminowy układ nagrody i generują zmiany chemiczne w mózgu, ale alkohol i nikotyna robią DOKŁADNIE TO SAMO. Może tylko statystycznie wolniej. Ale od kiedy kryterium szybkości uzależniania ma decydować o tym, co zakazać, a czego nie? Ktoś równie łatwo może się uzależnić od alkoholu po jednym semestrze studenckich imprez. Dlatego nie wiem, dlaczego narkotyki są demonizowane, podczas gdy inne rzeczy, które szkodzą równie bardzo (liczba alkoholików w Polsce przewyższa liczbę narkomanów wielokrotnie). To znaczy wiem - dlatego, że z rynku narkotykowego państwo nic nie ma, podczas gdy z alkoholu i papierosów ma akcyzę sięgającą 90% wartości towaru.

P.S. Nie wiesz, gdzie znaleźć kogoś, kto oferuje narkotyki? Stań w drzwiach dowolnego akademika i zapytaj trzech losowo wybranych przechodzących studentów. Zakładając, że odpowiedzą szczerze, jedna z nich - zgodnie z regułą małego świata Milgrama - na 99% zna "dilera", albo zna kogoś, kto zna "dilera".