środa, 20 kwietnia 2011

celuloidowa nadzieja

Polska sztuka filmowa jest do bani. I nie jest to ostentacyjna manifestacja braku tzw. "patriotyzmu" ani też "zdrada o świcie", a subiektywna obserwacja ostatnich - powiedzmy - 20 lat w tej materii. Wskażcie mi bowiem jakikolwiek film z okresu 1990-2010, który można byłoby z czystym sumieniem ocenić przynajmniej na 9 w 10-stopniowej skali. No? Polski film fabularny nie istnieje. Świetni aktorzy grają w teatrze, albo występują w reklamach. Na ekranizacjach lektur widzowie śpią, na komediach romantycznych płaczą, ale ze śmiechu, na komediach zwykłych ogarnia ich pusty śmiech i zażenowanie, a na filmy ambitne nie chodzą, bo ich nie ma. Że co? Smarzowski? Koterski? No, proszę Was...

Podobnie jest z serialami. Ogromna większość wywołuje jedynie odruch wymiotny. A jak już się trafi jakiś ciekawy pomysł, to: albo nie jest nasz ("Ojciec Mateusz"), albo po jakimś czasie zaczyna zjadać własny ogon ("Rodzina zastępcza"), albo jest po mistrzowsku sp***ny ("Duch w dom"), albo nie trafia do długofalowej produkcji ("Grzeszni i bogaci"), gdyż tłuszcza preferuje "M jak Miłość", tudzież jakieś Majki. W królestwie ślepców jednooki jest królem, dlatego w/w przykłady interesujących propozycji można uznać za atrakcyjne na rodzimym gruncie, ale w porównaniu do zachodnich osiągnięć tego samego przymiotnika już użyć nie sposób. A już zbrodnią i bluźnierstwem byłoby stosować tą samą skalę do oceny polskiego serialu i np. "Twin Peaks", gdyż nikt przy zdrowych zmysłach nie porównuje Dużego Fiata do bolidu Formuły 1.

Nie piszę tego wszystkiego, żeby sobie na naszych twórcach poużywać, ale dlatego, że zajaśniało chyba światełko w tunelu. Na razie bardzo słabe i wątłe, ale zawsze. Oto jest bowiem "Ranczo", serial obecny na ekranach naszych odbiorników od 2006 roku, modelowy przykład pysznego ziarna znalezionego przez kurę (TVP), która nie tylko jest ślepa, ale też głucha, kulawa i niczego nie potrafi zrobić dobrze. Chociaż zgodnie z odwiecznym prawem seriali (wyłamują się z niego tylko giganci - wspomniany "Twin Peaks", "House" etc.), każdy kolejny sezon jest niestety gorszy i pogodziłem się już z faktem, że nigdy nie powróci klimat zdecydowanie najlepszego pierwszego sezonu "Rancza". Emitowany właśnie sezon piąty również zaczął się źle, nawet bardzo, ale nagle coś się odmieniło. Już szósty odcinek był świetny, a najnowszy - siódmy - jest parodią samego "House'a"! Nosi tytuł "Dr Wezół", gdyż takim nazwiskiem legitymuje się lokalny medyk-fajtłapa, który na jeden odcinek wchodzi w buty słynnego diagnosty z Princeton-Plainsboro. Coś wspaniałego! Z jaką klasą to jest zrobione, z jaką gracją. Wszystko dopracowane w każdym calu, czołówka, muzyka, sposób poruszania się, każdy detal, do tego genialne aluzje ("To na pewno sarkoidoza!"). Czapki z głów przed scenarzystami! Zrobić strawny pastisz czegoś, co jest nie tylko światową serialową legendą, ale też samo w sobie jest skończoną formą, doprowadzeniem pewnej konwencji do ściany, za którą nie ma już niczego - to absolutne mistrzostwo świata.

Chyba odzyskałem wiarę w ten kraj.

A co tam, zrobię jeszcze reklamę, bo może przez przypadek zabłąka się tu jakiś extranjero: Polish film is so mediocre. Well, in fact that's a euphemism. TV-series are crap, and movies are even worse. However, there's a light at the end of the tunnel. Serial "Rancho" ("Ranczo") is about an American girl, who comes to Poland and decides to stay here, at a traditional countryside. Recently aired episode (5x07, "Dr Wezol") is a parody of "House, M.D." Seriously! It's awesome! You should definitely see it. If this isn't something we could be proud of, then I don't know what is...

20. kwietnia 2011, 14:10 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

jabol pisze...

haha no po takiej recenzji już się nie mogę doczekać tego odcinka:)