sobota, 4 czerwca 2011

shrink

W gabinecie kozetka. Na ścianie portret Freuda. W repertuarze między innymi: czytanie w myślach, grzebanie we wspomnieniach z wczesnego dzieciństwa, patologiczna potrzeba odnalezienia w zachowaniu interlokutora objawów zaburzenia psychicznego, wystawianie zaświadczeń o dysleksji albo ADHD.

Kiedyś określenie "psycholog", a już zwłaszcza "psycholog kliniczny" brzmiało dumnie. Osobnika takiego otaczano szacunkiem, trochę jak lekarza, tylko lekarza od czegoś innego niż kaszel i bul (według "Słownika Nowej Ortografii" pod redakcją B.Komorowskiego) w krzyżu. Współcześnie psychologa wrzuca się do jednego worka z napisem "magistry bez przyszłości". Stawia się w jednym szeregu z absolwentami kierunków dających tak szerokie perspektywy na rynku pracy, jak filozofia, zarządzanie, stosunki międzynarodowe czy wiedza o kulturze. Przed studentem psychologii kreśli się rozległe i zróżnicowane horyzonty zawodowe: w hipermarkecie, na budowie, w McDonaldzie...

Stereotypy i błędne przekonania nie przylatują z księżyca. Winnymi ich potęgi są przede wszystkim sami psychologowie. To, że nie mogą przepisywać leków i przez 20 lat "wolnej Polski" nie potrafią wypracować ustawy o własnym zawodzie to jedno. Istotniejsze jest jednak, że niektórym po ukończeniu tych kiedyś prestiżowych studiów odbija i zachowują się, jakby posiedli wszelkie mądrości tego świata. Na podstawie testów projekcyjnych wysuwają wyrafinowane wnioski o ludzkiej osobowości, opowiadają brednie o "zabawianiu wewnętrznego dziecka", "odnajdywaniu siebie" czy "akceptacji ograniczeń własnego JA" i płodzą pseudonaukowe poradniki, które językiem typowym dla Paulo Coelho radzą jak żyć, żeby być pięknym, zdrowym i bogatym. A wszystko to podpierają uniwersalną frazą: "najnowsze odkrycia psychologii dowodzą, że...".

Gdy wydarzy się katastrofa, są ofiary śmiertelne i w internecie napiszą, że na miejsce wysłano psychologów, zawsze znajdzie się kilka komentarzy w rodzaju: "Po co te darmozjady tam pojechały, będą gadać te swoje psychologiczne "mądrości", a nikomu i tak nie pomogą". Gdy kandydat na zawodowego kierowcę wraca z badań psychotechnicznych, relacjonuje w stylu: "K***a, jakieś klocki mi kazał ten kretyn układać, zamiast badać to, co faktycznie jest potrzebne na drodze". Człowiek z poważnym problemem nawet nie decyduje się na wizytę u psychologa, gdyż z opowieści znajomych wie, że zamiast rozmowy dostanie test, albo zostaną mu okazane plamy atramentowe z pytaniem "Co tutaj widzisz?". I na tej podstawie Pani Psycholog stwierdzi, że wszystkie problemy klienta to wina odrzucającej matki, zbyt ciężkich zabawek w dzieciństwie albo braku orgazmu.

Jakby nie patrzeć, taki jest wizerunek psychologa. Hybryda wróżki, szarlatana i niespełnionego seksualnie wyznawcy Freuda, który wszystkie problemy sprowadza do jednego. Obsesyjnie przekonanego o własnej nieomylności, który dowodzi: "mam rację, bo jestem psychologiem, a ty nie". Względnie cudotwórcy, który potrafi rozwiązać każdy problem jeśli tylko mu się chce (a zwykle mu się nie chce). Który ma magiczną różdżkę schowaną w szufladzie, gdzieś pomiędzy testami inteligencji a dłutem do przeprowadzania lobotomii. I który ma dostęp do wiedzy tajemnej, więc wystarczy, że powie dwa zdania, albo zaordynuje odpowiednią terapię, a nasze życie - niezależnie od tego, jak poważny jest problem - zamieni się w krainę winem i śpiewem płynącą.

I mnie to trafia, bo studiuję tą dziedzinę nauki z pasji i z przekonania. Dla tej wiedzy tajemnej zresztą też, bo cierpię na "syndrom ucznia czarnoksiężnika". A za rok wyląduję w świecie, który psychologa generalnie wyśmiewa albo wysyła do tak zwanego diabła. Nawet nie chodzi o to, że szersze społeczeństwo uzna mnie za wiecznego studenta, któremu nie chciało się uczyć, więc zrobił sobie kierunek lekki, łatwy i przyjemny. Albo rozpuszczonego cwaniaka, który zamiast zabrać się do prawdziwej pracy, bierze pensję "z naszych podatków" za przekładanie papierów i robienie uczciwym ludziom idiotycznych testów. Z tym sobie poradzę.

Problem ma za to owo szersze społeczeństwo. Bo - niezależnie od powodów - z psychologa zrobiło sobie takiego Czarnoksiężnika z Krainy Oz a rebours. Najpierw go ignoruje i odsądza od "prawdziwej naukowości" i "poważnej wiedzy", ale jak przychodzą kłopoty, to oczekuje od niego cudów.

4. czerwca 2011, 23:00 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

3 komentarze:

Lila pisze...

Podobnie jest z pracownikiem socjalnym. W Polsce ten zawód nie cieszy się uznaniem. Wiedziałam to zawsze, a teraz kiedy realizuję się zawodowo, to widzę to na własne oczy. W rozumieniu społeczeństwa pracownik socjalny to zazwyczaj pani (pan to rzadkość), która siedzi przed biurkiem, pije kawę i zajmuje się zupełnie zbędną papierologią. Jej głównym zadaniem to 'dawanie' zasiłków. Właściwie to nic nie robi, a zarabia całkiem sporo - i to za nasze podatki! W gronie osób, które często zwracają się o pomoc finansową dodatkowo krąży pogłoska, że pracownik socjalny zabiera dzieci (zupełnie bezpodstawnie) i sprzedaje je do Holandii:) Jest wredny, bo odrzuca wnioski o owe zasiłki, no i bezczelnie odwiedza domy szukając dziury w całym. Poza tym to on wymyśla te wszystkie przepisy i jest za całe zło tej urzędowości odpowiedzialny.

Nikt nie dostrzega tego, że głównym celem tego zawodu to praca z rodziną, osobami samotnymi zwracającymi się o pomoc. To rozmowy, wsparcie, kierowanie do odpowiednich instytucji, wnioskowanie zasiłków (aby zaspokoić najbardziej podstawowe potrzeby), to nieustanne motywowanie beneficjenta do zmiany swojej sytuacji, skłonienie go do samopomocy. Z nikim nie postępuje się na siłę, bo każdy żyje jak chce i robi co chce, ale jeżeli ktoś oczekuje pomocy, to należy stawiać pewne warunki i zadania. W Polsce jednak uważa się, że pomoc społeczna powinna DAĆ (pieniądze oczywiście), a proces pomocowy, czyli dawanie wędki - nie rybki jest zbędny i koniec tematu :)
Taka praca wymaga naprawdę gruntowanego przygotowania z zakresu psychologii,psychiatryki, pedagogiki, prawa, administracji, diagnozy, czy interwencji. Do tego rzecz jasna "szczypta" papierów do wypełniania (dowodów naszej pracy), a wszystko musi odbywać się na gruncie szeroko rozumianej etyki. Tak naprawdę, to niejednokrotnie musiałam radzić swoim podopiecznym nawet jak wygipsować i wymalować kuchnię, jak zrobić fugi, jak przewijać dziecko, jakie gotować obiady, żeby starczyło od pierwszego do pierwszego, jak napisać skargę na Pocztę Polską :P,co zrobić żeby mąż szybciej z więzienia wyszedł, do jakiej szkoły wysłać dziecko, skąd zdobyć meble, co zrobić, żeby w pokoju nie było tak gorąco, co robić kiedy nie wszyscy chcą wykonywać dyżur czystości (a to niesprawiedliwe, więc skoro oni olewają to my też sprzątać nie będziemy!) itd.

Dlatego śmiejemy się (bez skromności), że pracownik socjalny to omnibus za najniższą krajową, pełniący funkcję worka treningowego - można się więc wyżywać ile popadnie (bo ileż to razy słyszałam, że jestem k#$%^, że zabiją i Up%^&* i takie tam), pomagający ludziom najczęściej bez wdzięczności. To zawód, który musi zmierzyć się niską renomą w Kraju. Jak to nasz pan Dyrektor mówi: "praca socjalna to misja, a misja wymaga poświęceń".

W Ameryce pracownik socjalny ma nawet specjalnie oznakowane auto, jest jednym z zawodów zasługujących na szacunek i uznanie. Wszystko się zmienia, więc kto wie, może w przyszłości będę mogła wykonywać ten zawód bez frustracji (myślę, że głównie zależy to także od samych pracowników). Lecz na dany moment muszę głęboko wziąć słowa mojego dobrego znajomego do serca: "Kamilka nie patrz na innych ludzi, na ich opinie, bo inaczej całe życie będziesz zapier...jak wół z widłami w du..." i drugi cyt. "Jeżeli spojrzysz na swoich beneficjentów jak na ludzi, którzy stoją po drugiej stronie balustrady, to jesteś już wypalona i najwyższy czas zmienić zawód."

Zagryzam wargi i do roboty (ważne, że widzę skutki mojej pracy, a mój warsztat doświadczeń i wiedza z dnia na dzień rośnie)!

Lila pisze...

A jeszcze tak a propos tematu, to właśnie dziś w rpacy otrzymaliśmy taki list:
http://zalaczniki.ops.pl/mpips/serial_gleboka_woda_jaroslaw_duda_mpips_list.pdf

Niewątpliwie takie przedsięwzięcie ma pokazać na celu zwiększyć renomę tego zawodu.

Lila pisze...

Tfu tfu sory za błędy w powyższym poście:P