poniedziałek, 10 października 2011

face-Bóg

Po wczorajszym głosowaniu jeszcze długo nie będę mógł spojrzeć w lustro. Pierwszy raz odkąd uczestniczę w wyborach, zagłosowałem wbrew swoim poglądom i libertariańskim ideałom. Co więcej, zagłosowałem na Ruch Palikota. Na lewicę! Ja! Jeszcze kilka tygodni temu prędzej spodziewałbym się, że żołnierz hełm założy na lewą stronę, a na placu Defilad w Warszawie wylądują kosmici. A teraz wydaje mi się, że nawet nie najgorzej zrobiłem. Z tych wszystkich partii, które dopchały się do Parlamentu, Ruch Palikota będzie chyba najbardziej liberalny gospodarczo i proponuje najwięcej konkretów na odchudzenie administracji i odbiurokratyzowanie państwa.

Z tym, że mało kogo to interesuje. Współcześnie ogromna większość wyborców głosuje nie na programy, poglądy, tylko na TWARZE. Wybory parlamentarne nie są już poparciem którejkolwiek spośród propozycji kształtu państwa: idei lewicowych, prawicowych, interwencjonizmu państwowego, liberalizmu gospodarczego, bezpieczeństwa socjalnego etc. Są głosowaniem na TWARZE. Stały się czymś pomiędzy konkursem Miss Universum a sms-owym głosowaniem w telewizyjnym show. Polityka to współcześnie nie idee, to osoby. Kaczyński, Tusk, Palikot, Pawlak, Kalisz i tak dalej. A co oni mówią, jaki mają pomysł na Polskę - to nie ma znaczenia. Głosuje się na mniejsze zło, komuś na złość, aby nie wygrał X, aby nie przeszedł Y, aby osłabić Z, aby P nie wszedł w koalicję z D...

Tygodnik "NIE" zrobił niedawno analizę, z której wynikało, że nawet "twardy" elektorat poszczególnych ugrupowań kompletnie nie zgadza się z ideowymi założeniami partii, którą popiera. Nie zgadza się nieświadomie oczywiście, bo te założenia niewiele go obchodzą, więc nie zadaje sobie trudu, aby je poznać. I tak na przykład: popierający PiS byli proeuropejscy, a miłośnicy PO (partii podobno liberalnej gospodarczo) opowiadali się za wydatnym interwencjonizmem państwa w gospodarkę. Jeśli cokolwiek interesuje większość wyborców w partyjnej ideologii, to ewentualnie stosunek do Kościoła, do gejów, do legalizacji marihuany, ewentualnie do "komuny". Dlatego przed wyborami partie nie zawracają już sobie głowy opracowywaniem jakiegokolwiek programu - w tej kampanii PiS nie miało go w ogóle (to, co zaprezentowali jako "program", to był stek sloganów), a PO coś tam na szybko skleciła. Dlatego biorą na listy wyborcze "celebrytów": aktorów, sportowców, ludzi o znanych nazwiskach. I nikogo nie obchodzi, o czym oni się wypowiadają. Wyborcy i tak zagłosują na TWARZ. Dlatego te TWARZE nie mówią nic istotnego, tylko faszerują elektorat frazesami w stylu: "będzie lepiej", "utworzymy nowe miejsca pracy", "załatwimy pieniądze z Unii". A gdzie konkrety? Skąd wziąć pieniądze na to, czy na tamto? Jaki cel ma likwidacja tego, czy utworzenie tego?

Uprzedzając salwę z patriotycznej armaty - to nie jest wyłącznie polska przypadłość. Tak jest współcześnie na całym świecie. Czy ktoś pamięta jaki program miał Barack Obama? A po co, przecież głosowano na niego głównie dlatego, że jest czarny, a czegoś takiego jeszcze nie było. Ale program? A, miał program - "Yes, we can!". Fantastyczny. A jaki szczegółowy. (koniec ironii). I jeszcze obiecywał wycofanie wojsk amerykańskich z Iraku. Jak wiadomo - siedzą tam do dziś...

Dlaczego w ogóle się na ten temat produkuję? A dlatego, że mamy trudne czasy, idą - być może - jeszcze trudniejsze. Będziecie narzekać na brak pracy, wysokie ceny, kryzys. Ale TWARZE Wam wtedy nie pomogą, pani aktorka z "Plebanii" nic nie poradzi, Pierwszy Strażak Rzeczpospolitej nie ugasi pożaru. Aby rozwiązać te problemy trzeba bowiem mieć program. A oni go nie mają.

10. października 2011, 12:11 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: