poniedziałek, 15 grudnia 2008

obudźcie się!

Swoją drogą, ciekawy przypadek. Dokładnie tydzień temu pisałem o problemach szkolnictwa wyższego i konieczności jego prywatyzacji, dziś przeglądam sobie bezpłatne "Metro", a tam - pod relacją z debaty o pokoleniu wyżu demograficznego - list od czytelniczki. Pani Kamila J. nie bez racji zauważa, że wśród młodych panuje trend na bezwzględne zdobycie tytułu magistra. Generalnie, obojętnie jakiego, "byle go mieć, bo się może przydać". W związku z czym "namnożyło się" rozmaitych uczelni i dziwnych kierunków, które pracy bynajmniej nie gwarantują. Rzeczywiście, nie trzeba być szczególnie przewidującym, żeby domyśleć się, że rekruterzy mają niezły kabaret, widząc magistrów rybactwa śródlądowego, kosmonautyki czy muzyki kościelnej (są takie kierunki!). Jednak wystarczył ostatni akapit, żeby całe, przyjemne nawet wrażenie listu pani Kamili, diabli wzięli... Albowiem pisze ona takimi słowy: "Państwo mnoży, a nie powinno mnożyć nadal wydumanych kierunków i wypuszczać na rynek absolwentów z najdziwniejszymi tytułami. Państwo powinno utrzymywać solidną i rozbudowaną edukację..." I tak dalej w tej konwencji...

No, ile można mówić, pisać, przekonywać, a to wszystko jak grochem o ścianę... Pani Kamilo, po jakiego grzyba państwo ma się w ogóle mieszać do szkolnictwa i ustalać jakie kierunki promować, a jakie skasować? (chyba tylko po to, żeby urzędnicy z Ministerstwa Edukacji, czy jak się ten twór teraz nazywa, mogli się nakraść) A jeśli ktoś chce studiować muzykę kościelną, to co? Rozwiązanie jest nadzwyczaj proste. Jeśli sprywatyzujemy szkolnictwo wyższe (a najlepiej wszelkie), to każda uczelnia sama sobie wybierze, jakie kierunki prowadzić. Może utrzymywać różne osobliwe specjalności, ale gdy studenci po pewnym czasie zobaczą, że po takim czymś można zrobić karierę jedynie jako ochroniarz w "Biedronce", to nikt na takie studia się nie zgłosi i problem rozwiąże się sam. A na kierunki potrzebne, gwarantujące interesującą pracę, studenci będą się pchać drzwiami i oknami, dochody będą rosły, zatrudni się dodatkową kadrę, lepiej wyposaży pracownie, poszerzy ofertę i interes się kręci. Ale jeśli uczelnia chce (i ją na to stać!), to przecież może prowdzić rybactwo śródlądowe i muzykę kościelną. Rynek wszystko ureguluje. Rynek!

Właśnie, rynek. Ale Pani by chciała, żeby państwo wydało zestaw przepisów, żeby urzędnicy (którzy żyją przecież z naszych podatków) wszystko uregulowali, że ma być tak, a nie inaczej. Niestety, wciąż u nas pokutuje takie socjalistyczne myślenie. Państwo zrobi, państwo załatwi za mnie, państwo poprowadzi za rączkę...

Ludzie! Zrozumcie, że pozwalając państwu mieszać się w każdy element naszego życia i za pomocą tysięcy przepisów regulować naszą codzienność, strzelamy sobie w stopę. Krok po kroku, po cichu, ONI budują nam system totalitarny. Tak, tak, totalitaryzm to nie jest jakiś odległy ustrój, gdzieś za wschodnią granicą, gdzie na każdym rogu ulicy stoi Sasza z karabinem. Totalitaryzm jest tu i teraz. Przykłady? Proszę bardzo. Nie mogę we WŁASNYM ogródku wybudować płotu czy altanki bez zgody państwa. Nie mogę ściąć drzewa rosnącego na MOIM terenie. Państwo mówi mi, co mogę jeść, a czego nie i gdzie mam się ubierać. Państwo tak o mnie dba, że nakazuje mi ubezpieczać się obowiązkowo i odkładać na MOJĄ emeryturę obligatoryjnie, w państwowym ZUSie (a może ja wolę w skarpecie). Państwo nakazuje mi zapinać pasy w samochodzie i jeździć w kasku na motocyklu, mimo że w razie wypadku TYLKO JA się z tego powodu zabiję. Doprawdy, zadziwiająca troska... Państwo nawet zakazuje mi popływać gdzie mi się podoba, pograć z kumplami w pokera na pieniądze (hazard w Polsce jest nielegalny poza kasynami) i zapalić sobie jakąś trawkę czy inny haszysz, a przecież jestem dorosłym, odpowiedzialnym człowiekiem i to ja powinienem decydować o tym, co robię ze swoim życiem. Ale nie - państwo lepiej wie, co jest dla mnie dobre. Ludzie! Obudźcie się! Nie widzicie, że oni nie traktują nas jak dorosłych ludzi, tylko jak stado bydła?! I będzie coraz gorzej. Nie wierzycie?! A słyszeliście o obowiązkowych badaniach cytologicznych (i podobno mammograficznych też), jakie będzie musiała już wkrótce przejść KAŻDA pracująca kobieta (podobny projekt odnośnie kolonoskopii dla mężczyzn już podobno jest przygotowywany), pod karą zwolnienia dla tej kobiety, plus gigantycznej grzywny dla pracodawcy, w przypadku gdy zaświadczenia o przeprowadzeniu takiego badania wśród swoich pracowników nie będzie mógł przedłożyć odpowiednim służbom. Już nie jest tak śmiesznie, prawda...? Nie słyszeliście o tym? Nic dziwnego. Bo w mediach mówi się raczej o idiotycznie bezsensownych sporach któregoś Kaczyńskiego z Tuskiem, albo o kolejnych ekstrawagancjach rodzimych celebrities. A Wy się tym emocjonujecie i będziecie nadal, aż pewnego dnia obudzicie się w Orwellowskim świecie pełnym obowiązków, nakazów i zakazów. Ktoś Wam będzie mówił o której godzinie wstać, o której przeprowadzić obowiązkową gimnastykę i zaplanuje Wam całe życie co do minuty, a każdy Wasz ruch i każda myśl będą monitorowane...

Pocieszające jest tylko to, że dopóki nie powstała formalnie Unia Europejska, mamy w Polsce jeszcze i tak całkiem sporo wolności, w porównaniu z Francją czy Szwecją (tam dopiero się dzieje i dziać będzie). Jeszcze...

15. grudnia 2008, 16:45 CET, 50.679 °N, 17.940 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: