czwartek, 31 grudnia 2009

podsumowanie roku 2009 (3)

Trzecia część podsumowania zwykła być najbardziej osobista, intymna wręcz. Co zatem z mijającego roku pozostanie w moim sercu? W sercu pewnie nic, poza setkami litrów przepompowanej krwi. A w pamięci?

Zając; początek książki (nareszcie!); doktor House; samochód-widmo; pożegnanie z K.; zima w Bobrownikach; czaszka zwierzęcia nieznanego nauce; narty w Czarnej Górze; Jeden z Dziesięciu; psychometria; opolska puma; krapkowicka sekta; słoneczna Wielkanoc; śmierć Miiki; obrona motocyklistów; genealogiczne spotkania; herbatki w "Kmicicu"; blogowy time-out; czerwcowa powódź; Głogówek, Brzeg i Siołkowice; One Fierce Beer Coaster; SPSS; Akwarium; FCE; gorący weekend w Trójmieście!; ulewa podczas koncertu Faith No More i Mike Patton z parasolem, mówiący "I wish to have 60 000 of this to give each and everyone of you"; peron "Sopot-Wyścigi"; estakada Kwiatkowskiego w Gdyni; smak frytek z keczupem z Open'erowego stoiska; Brian Molko witający publiczność słowami "Hello, children of Poland, we are Placebo from London"; nocny, rozśpiewany pociąg SKM; parada żaglowców; trójmiejski exodus; KFC na dworcu w Poznaniu; nawałnica 18. lipca; końcówka imprezy w garażu; dostawa z UNRY; lis, który dostojnie przeszedł 10 metrów ode mnie; zwożenie słomy po zmierzchu; druga wizyta kosmitów; litewskie piwo; remont na W.P.; 25 kilometrów ze skrzynką gruszek na bagażniku; kapliczka w Karłubcu; wieczór 10. września w Tiimari; czerwone wino; show marynarza; 7 stopni na kalendarzach; międzynarodowa szajka przemytników; Amorphis w klubie Loch Ness; D5000; urodzinowa niespodzianka; nefilimowa jesień; demotywatory; trochę spełnionych marzeń i mnóstwo niespełnionych nadziei...

Ilu z tych wspomnień czas pozwoli pozostać w pamięci...?

Moment na refleksje jest o tyle odpowiedni, że za godzin kilka kończy się kolejny rok. I mógłbym w tym miejscu ponarzekać, że żegnam ten rok w samotności, w pustym mieszkaniu, przed ekranem komputera, podczas gdy cały świat out there bawi się, a telewizje sugestywnie przekonują, że kto dziś nie oddaje się sylwestrowym szaleństwom, ten ostatni sztywniak i loser. Ale paradoksalnie nie mam nastroju do narzekania. Nie tylko dlatego, że wiem, iż to, co oni mówią, to brednie. Obok stoi butelka mojego ulubionego Beck's-a, z głośników optymistycznie gra Stratovarius. The future is bright and there's hope in the air.

I'm free...

31. grudnia 2009, 19:40 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: