Ironia losu. Kilkanaście lat bezskutecznych prób odwiedzenia Bobrownik w czasie takiej prawdziwej, śnieżnej zimy. Choćby tylko po to, aby zobaczyć ten świat z zupełnie innej perspektywy. A nagle w jednym tylko roku to odwieczne zamierzenie spełnia się aż dwa razy. I za każdym razem wyjeżdżam stamtąd w pośpiechu, nie zdążając w pełni nasycić zmysłów.
Zamarznięte jezioro. Bezkresne białe pola. Samotne ślady w śniegu na pastwisku. Mróz wciskający się lodowatymi szpilami w każdą część ciała. Pozatykane słomą szczeliny okien w oborze. Ciepło bijące od pieca w piwnicy. Długie noce pod podwójną kołdrą. Las - taki kolorowy i przyjazny latem, a teraz tak ponury i obcy. Szary zmrok zapadający już popołudniu. Wszystko niby tak samo, a takie inne...
Być tam zimą, chociaż tylko przez jeden dzień - bezcenne...
21. grudnia 2009, 20:53 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego
P.S. Więcej fotografii w galerii
1 komentarz:
Ano;)
Prześlij komentarz