poniedziałek, 25 stycznia 2010

cyferki

W rywalizacji PIOTREK - SESJA wynik po pierwszej tercji (będę używać terminologii z mojego ukochanego hokeja) wynosi 2-1. Strzeliłem sobie bramkę samobójczą w postaci oblanego egzaminu z psychofizjologii. I to na własne życzenie.

Z premedytacją postanowiłem bowiem, że nie będę "wkuwać cyferek" jak kretyn. Po co mam zaśmiecać pamięć informacjami, czy występowanie zespołu Tourette'a to 1 na 10 tysięcy czy 5 na 10 tysięcy, albo o ile wzrośnie śmiertelność, gdy wskaźnik BMI podskoczy o 5. To nie są fundamentalne wzory fizyczne, nie muszę mieć tych danych w głowie. Żyjemy w dobie internetu, pod ręką są mądre książki, jeśli będę potrzebować takiej informacji, to sprawdzę to w trzy sekundy. Natomiast to, co wiedzieć należy, to jak się dane zaburzenie objawia, jak je leczyć, jakie niesie ze sobą psychologiczne skutki etc. I z takimi pytaniami nie miałem na egzaminie problemu. Jak działają inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny, do czego prowadzi zaburzenie neurotransmisji dopaminergicznej itp. - to wszystko mam w "małym palcu", i to nie od dziś. A cyferki mam znacznie niżej, z tyłu.

To nie pierwszy mój bunt tego typu. Rok temu, na psychologii rozwojowej też podarowałem sobie dane w rodzaju: czy zespół ADHD występuje u 3 czy u 5 % dzieciaków. Zdałem wówczas, ale tylko na 3,0, dzięki czemu stypendium naukowe poszło się ****. Od dziś już wiem, że stypendium również w przyszłym roku mieć nie będę, więc o jedną presję mniej. Zatem, jak widać, nonkonformizm się finansowo nie opłaca. Co najciekawsze, dobra pamięć to jest jedna z niewielu rzeczy, z których mogę być dumny. Co ja mówię? Dobra?! Przecież zapamiętuję takie szczegóły i detale, że Kim Peek spadłby z krzesła na mój widok ;] Nauczenie się tych cyferek na egzamin nie stanowiłoby dla mnie najmniejszego problemu. Co więc stoi na przeszkodzie, aby raz czy drugi schować ambicję do kieszeni i "wkuć" drogocenne liczby? Może to pewnego rodzaju zadufanie, o którym ostatnio jest tak głośno...?

Jutro jest kolejny egzamin. Z diagnozy psychologicznej dziecka. Teorię mam już w miarę opanowaną, ale jeśli Pani Doktor oczekuje, że będę się również uczyć na pamięć wskaźników rzetelności 40 różnych testów do dwóch miejsc po przecinku, to jest w dużym błędzie. No way! I może powiecie, że to jest zawracanie Wisły kijem, bo test układa wykładowca, a student ma siedzieć cicho zamiast oceniać zasadność doboru poszczególnych pytań. Owszem, racja. Ale mimo to ja się do roli małpy recytującej cyferki sprowadzić nie pozwolę! No pasaran!

25. stycznia 2010, 01:08 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

5 komentarzy:

Bess pisze...

Perkele!
A ja myślałam, że na studiach nie trzeba się takich rzeczy uczyć! To przecież bez sensu.

A, SSRI - mam do nich sentyment (;

lelevina pisze...

taa, encyklopedyczne wkuwanie, zamiast inteligencji... drogocenne od czasów średniowiecza;)

Piotrek pisze...

Niestety, trzeba się czasami takich rzeczy uczyć... Generalnie to zależy od wykładowcy, i trzeba przyznać, że ostatnio zmienia się na lepsze. Ale wciąż wielu (zbyt wielu) jest takich, którzy zamiast praktycznej wiedzy i myślenia, oczekują kopiowania z pamięci roczników statystycznych...

pysik pisze...

Wiesz, ja akurat mam tak, że cyferki zapamiętuję automatycznie, jakoś same mi wchodzą do głowy i nawet ta umiejętność nie pozwoliła mi zdać tego egzaminu jakoś super;)
A co do jutra- nie rozumiem czemu musimy używać pojęć w stylu: "funkcja deskryptywno-ewaluatywna", skoro po polsku też brzmiałoby to dobrze(np. funkcja opisowo-badawcza czy coś w tym stylu),choć może nie tak mądrze. Ok, może brzmi to wieśniacko, ale obecnie ważniejsze jest dla mnie zrozumienie tego i umiejętności, które może kiedyś wykorzystam niż posiadanie bogatego słownictwa.

marysia pisze...

zadufanie jest na topie. :)
ja też dzisiaj miałam egzamin, z tym, że w miarę trafnie oceniłam, czego Pan Doktor będzie od nas oczekiwał. cóż... fizyka (bo o niej mowa) jest dziedziną nieprzewidywalną, więc ciężko było, ale trzymam kciuki (też na stopach, o ile tak je można nazwać), że zdałam. nie chciałabym mieć od razu na wstępie poprawki...
a jeśli chodzi o zapamiętywanie numerków cóż... kiedy tłumaczyłam w podobny sposób mojej fizyczce, dlaczego nie znam wartości modułu Younga dla poszczególnych substancji odrzekła, że po co w takim razie ludziom studia, skoro jest internet?! jednak ja popieram Twój tok myślenia i wystarczyłoby też czasem zapytać o taki szczególik samego Pana Doktorka Wiem Wszystko, a jestem pewna, że zapadłby się pod ziemię z bezradności, bo najzwyczajniej w świecie nie da się wszystkiego pamiętać. chyba, że ma się nazywa Kim Peek lub jest się jego kolejnym wcieleniem. :)