sobota, 2 stycznia 2010

prodakt plejsment

Niegdyś w filmach i serialach TV zakrywało się marki produktów i samochodów, żeby nie robić kryptoreklamy. Nadeszły czasy, gdy jest odwrotnie. Znamy to doskonale: bohater zatrzymuje się dłużej nad jakąś czynnością, a kamera zbliża się na odpowiednio długi moment, aby widz zdążył odczytać nazwę produktu lub dostrzec firmowe logo. Mądrzy ludzie nazwali tą technikę "product placement". Cóż, producent płaci - producent wymaga. Trzeba jednak przyznać, że w "zachodnich" filmach jeszcze jakoś to wygląda. James Bond rozmawia przez "komórkę" znanej skandynawskiej firmy, prowadząc znany brytyjski samochód, ale akcja się toczy. Polskie kino, a szczególnie seriale, jest w tej materii o wiele bardziej bezczelne. W "Rodzinie zastępczej" dzieciaki wręcz obżerały się pewnymi czekoladowymi batonikami, a domowego pupila niemal tuczono popularnym psim jedzeniem. Nic dziwnego zatem, że ów dog w większości scen leży na podłodze w niewybrednych pozycjach, a Piotr Fronczewski bezowocnie wyzywa go od darmozjadów. Człowiek, jakby go tak nafaszerowano, też by się z miejsca nie ruszył. Natomiast w bardzo dobrym skądinąd serialu "Ojciec Mateusz", wszyscy ostentacyjnie piją pewną kawę, której nazwa zaczyna się na literę "W". Skrupulatnie ją przygotowują (zawsze w białych filiżankach!) i piją wszędzie: w knajpie, na komendzie, na plebanii. I to w ilościach, które podpadają już pod grzech nieumiarkowania w jedzeniu i piciu. Jak tak dalej pójdzie, twórcy serialu będą zmuszeni zmienić nazwę na "Ojciec Ateusz".

Zjawisko to jest obecne już od wielu lat, jednak dopiero dziś jeden z jego przejawów zdziwił mnie niezmiernie. Przypadkiem natrafiłem w Polsacie na końcówkę filmu "Krzyżacy". Klasyczna adaptacja powieści, słynna wersja Aleksandra Forda z 1960 roku, jest scena tuż przed finałową bitwą. Krzyżak wbija w ziemię dwa nagie miecze, kamera pokazuje króla Jagiełło, a po jego lewej stronie stoi rycerz, którego zbroja na piersiach jest przyozdobiona w ogromne, żółte słoneczko Polsatu. Autentycznie! Podobno to jakieś godło czy herb rodu tego rycerza, ale ja tam wiem swoje. Żeby tak ordynarnie wykorzystywać polską klasykę do promowania własnej telewizji! Naprawdę, czy w tym Polsacie nie mają resztek sumienia?! Tym bardziej, że na pancerzach Krzyżaków nie dostrzegłem loga żadnej z konkurencyjnych stacji telewizyjnych ani spółek giełdowych. Więc sprawa jest oczywista. Klasyczny product placement - rycerz zwycięskiej ekipy dumnie noszący na piersi słoneczko Polsatu...

Chociaż faktycznie - pokusa jest spora. Kultowych filmów w polskim kinie nie brakuje, a jakby tak wpleść w nie elementy marketingu...? Koloruje się cyfrowo czarno-białe wersje, więc to widownia też przełknie. Pole do popisu jest przecież ogromne. Choćby "Czterej pancerni i pies". Wyobraźmy sobie taką scenę: czołgi forsują jakieś grzęzawisko, zakopał się jeden, drugi, wychodzi z niego żołnierz, bezradnie rozkłada ręce, a tu obok mknie jak błyskawica Rudy 102, uchyla się luk, wyłania się z niego Gustlik krzycząc: "Z vervą panie kierowco, z vervą!!!". I znacząco pokazuje na kanister z ropą. Z wojennej klasyki poleciłbym też przygody Hansa Klossa. Wystarczyłoby tylko troszkę zmodyfikować słynne hasło: "Najlepsze rozmowy są na placu Pigalle". I odzew: "Zuzanna lubi je po osiemnastej i w weekendy". A pamiętna scena palenia wódki z "Popiołu i diamentu"? Co by szkodziło wmontować scenę pokazującą z jakiej butelki ową wódkę nalewano. Jest tyle patriotycznych marek: "Soplica", "Pan Tadeusz" - jeszcze wpadłyby punkty za misyjność.

Ale nie samą wojną człowiek żyje. Ot, jaskinia gdzieś głęboko w Tatrach. Siedzą zbójnicy wokół ogniska. Pyzdra posypuje pieczące się barany przyprawą do grilla, Kwiczoł smaruje chleb margaryną "Serce jak dzwon", a Harnaś ma na swojej zbójnickiej czapce rzucający się w oczy napis "7 %". Nie zapominajmy również o legendarnych komediach. Pawlak sierpem tatowym drze na strzępy wiszące na płocie elementy odzieży, a jego żona krzyczy: "Tyś Kaźmirz zwariował?! Nowiuśkie koszule z Wólczanki!". W tym czasie Kargul tłucze garnki na miazgę, a jego żona lamentuje: "Czyś ty oczadział?! Gdzie ja teraz takie garnki dostanę?", na co mąż odpowiada: "Oj uspokój się babo. W Tesco będzie promocja po weekendzie". Nie wolno również zapominać o fanach "Seksmisji". Pamiętamy scenę, gdy bohaterowie w futurystycznych kombinezonach przedzierają się przez las i widzą szybującego w powietrzu bociana. A jakby tak ten bocian niósł ze sobą opakowanie kleju "Atlas" i miękko upuścił je pod nogi Jerzego Stuhra? A ten, zrywając hełm z głowy krzyknąłby radośnie: "Albercik, jesteśmy uratowani! Są jeszcze faceci na tym świecie!".

Na zakończenie pozostawiam klasyka klasyków - Henryka Sienkiewicza. Przypomnijmy sobie choćby scenę, gdy pojawia się Azja Tuhajbejowicz, co to miał "sine piersi rybą kłute" (czy jakoś tak). I gdy on prezentuje to osiągnięcie przemysłu tatuażowego, jeden z jego towarzyszy z dumą oznajmia: "takie rzeczy tylko w studiu piercingu Nowak & Synowie". Albo Staś Tarkowski pochyla się nad chorą Nel, na co wchodzi murzynek Kali i łamaną angielszczyzną tłumaczy: "Do moja wioska, wiele wiosen temu, przybyć biała kobieta. Ona się tak dziwnie nazywać. Goszdżikowa. I ona nam dać takie okrągłe białe tabletki i mówić, że to jak boleć głowa".

Oczywiście Polsat pewnie wszystkiemu zaprzeczy i ogłosi, że ta manipulacja w "Krzyżakach" to przypadek, albo jakaś akcja dobroczynna. Ale ja ich znam! Nie do takich rzeczy są zdolni. Jakieś 10 lat temu postanowili zasponsorować Straż Graniczną i Urząd Celny, dzięki czemu każdy Polak miał w domu paszport Polsatu. Zresztą podobnie wyszłoby, gdyby fundacja TVN sprezentowała każdemu Polakowi lustro w ramach swojej akcji "Nie jesteś sam". A tak w ogóle to dobroczynności z biznesem mieszać nie należy. W przeciwnym wypadku dzieje się bowiem to, co trafnie zaobserwował jeden z internautów: "gdyby udało się zrobić tak, że każde wyszukanie w Google automatycznie klika w brzuszek Pajacyka, to nie byłoby co z tym żarciem robić"...

2. stycznia 2010, 19:17 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

10 komentarzy:

Lili pisze...

Ja chyba jednak będę się upierać, że to słoneczko Polsatu na dzielnym rycerzu, to daleko idące stwierdzenie.

Zyndram z Maszkowic(rycerz ze słoneczkiem)to postać historyczna, która w herbie miała właśnie słońce - herb szlachecki pochodzący z Niemiec.

http://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82o%C5%84ce_%28herb_szlachecki%29

Poza tym słońce widniejące na zbroi rycerza a słońce będące logiem Polsatu znacznie się różni: ilością promieni, kształtem promieni, no i jednolitością. Skoro pokuszono by się o tak bezczelną kryptoreklamę, to już na pewno byłoby idealnie odzwierciedlone.

To moje zdanie, ale może Ty wychwyciłeś swoim prawie psychologicznym okiem jakiś podstęp. W szaleństwie jest metoda;)

Piotrek pisze...

Ale Lili :) przecież ja doskonale wiem, że to nie mogło być słoneczko Polsatu :D To by była manipulacja wszech czasów, coś wręcz w ogóle nie do pomyślenia.

Ten tekst miał być w założeniu do maksimum ironiczny; sarkazm miał się z niego wylewać jak lawa z wybuchającego wulkanu. I nawet miałem wrażenie, że mi wyszło. Że stworzyłem chyba najbardziej dowcipny i właśnie ironiczny tekst w krótkiej historii tego bloga. I że ten ostry sarkazm widać na pierwszy rzut oka. A teraz nie jestem pewny :| Jeśli faktycznie nie, to znaczy, że już zupełnie oderwałem się od rzeczywistości, że oceniam tylko według własnych spostrzeżeń. A skoro tak, to chyba - jak napisał klasyk - pora umierać...

Piotrek pisze...

Aha, ale jednak w filmie Forda słoneczko było jednolite! ;) Nie miało oczu, ust, i naprawdę przypominało słoneczko Polsatu

marysia pisze...

Nawet nie trzeba by było zbytnio kombinować, aby z klasyki polskiej kinematografii zrobić reklamy. Przecież było tyle gaf popełnionych przez twórców. Wystarczy się przyjrzeć. Przykładem może być "Janosik". Scena, w której Janosik walczy z Murgrabią na wzgórzu. W tle widać drogę. A na niej pędzący z zawrotną prędkością Fiat 126p. Fantastyczna reklama, kto nie chciałby mieć samochodu z "Janosika"?! Albo słynne adidaski na stopach starożytnego człeka w "Quo vadis". Wyobraź sobie to hasło "Już nasi przodkowie w nich biegali. Impossible is nothing." Albo wyobrażam sobie tą reklamę US Airlines z "Troją", kiedy Achilles stoi przed zdemolowaną przed chwilą świątynią, a nad jego głową leci samolot... Toooona haseł reklamowych na myśl się nasuwa.
Ale co do twojej "fascynacji" słoneczkiem Polsatu, to tez myślę, że lekka przesada. Chociaż...po studentach psychologii wszystkiego można się spodziewać.

Pozdrawiam.
PS Nie wiedziałam, że piszesz :)

Piotrek pisze...

No tak! Zapomniałem o tych słynnych adidaskach w "Quo Vadis" :D życie czasami pisze ciekawsze scenariusze niż najbardziej wybujała wyobraźnia ;)

P.S. Też nie wiedziałem, że piszesz ;) Będę stałym gościem :)

Lili pisze...

Piotrku, czytając Twój tekst uśmiałam się co niemiara, dostrzegałam ironię i to w niemal każdym zdaniu. No ale jeśli chodzi o "Krzyżaków" myślałam, że jesteś przekonany o tym, co piszesz:P Nie sądzę aby to był jednak Twój błąd, po protu moja 'internetowa percepcja" zawiodła:) Choć od początku wydawało mi się to aż nadto absurdalne:)

Lili pisze...

Zgadza się w filmie Forda słoneczko jest jednolite, ale nie ma wyodrębnionego kółeczka w środku-o to mi chodziło:P

marysia pisze...

Nie nazwałabym tego w ten sposób. Po prostu mój żywot jest nieziemsko nudny. Na tyle, aby zwięzłość była wręcz jego synonimem.

Bess pisze...

Hahahaha xD Obawiam się, że filmy niedługo tak będą wyglądać. I nie tylko polskie. Pamiętam, jak w "Cloverfield" jeden z bohaterów stał dłuższą chwilę, żeby kamerzysta mógł odpowiednio wyeksponować szyld pewnej drogerii, chociaż kilka metrów dalej godzillopodobny stwór terroryzował mieszkańców Manhattanu.
Nie mówiąc już o reklamach płatków śniadaniowych w niemal każdym filmie, w którym występuje scena śniadania. Jest to denerwujące, bo można nie oglądać filmów w telewizji, ale reklam i tak się nie uniknie.

Lili pisze...

http://demotywatory.pl/685028/Juz-wiesz

A propos tematu:)