sobota, 16 stycznia 2010

kocham narty

Taka okazja zdarza się nieczęsto. Może dla mnie nawet nie powtórzy się już nigdy. Wieczorne zjazdy w stacji narciarskiej Bonera w Ramzovej (ośrodek piękny, ludzie mili), dwa pięknie oświetlone stoki, a na jednym z nich oprócz mnie tylko dwie osoby. Cały stok dla mnie! Mogłem jeździć jak dziki osioł, całą szerokością stoku. A przed chwilą jeszcze jego połowę przejechał ratrak. Warunki I-D-E-A-L-N-E. Nie trzeba się rozglądać na wszystkie strony, nie trzeba uważać na przewracających się snowboardzistów, tylko w dół z pełną prędkością (nigdy bym nie podejrzewał, że mogę tak szybko jeździć na nartach), bez żadnego oczekiwania do wyciągu i z powrotem na górę. I tak bez przerwy. Owszem, było zimno jak diabli (niby tylko -7 C, ale piekielnie mroźny wiatr), pojawiały się gdzieniegdzie lodowe "plamy", a i sam stok do najdłuższych nie należał (niestety, zwykle tylko na takich są nocne zjazdy), ale na co ja chcę narzekać...? Czym to jest wobec tego, że miałem CAŁY STOK DLA SIEBIE! I jeszcze słońce zachodzące za małą elektrownią wiatrową. I te widoki krajobrazu z góry. I te nieziemsko ośnieżone świerki kontrastujące z czarnym niebem. I majestatyczna góra Szerak tam gdzieś wysoko nade mną.

I to ekstatyczne uczucie, gdy mknie się w dół. Już to wiem: kocham narty! :D Już dawno nie byłem tak szczęśliwy :)

To chyba najdroższy sport na jaki jeszcze mnie jako tako stać. Ale mimo to teraz do końca miesiąca zęby w ścianę... I tak do następnego razu ;)

16. stycznia 2010, 23:41 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

3 komentarze:

Lili pisze...

Otóż to! ;) Tylko po głowie dostać powinniście, że za dnia, nie wjechaliście na większe wysokości! :P Ale ja sama w tej kwestii odzywać się nie powinnam:D

marysia pisze...

nigdy nie jeździłam na nartach.. :(
cóż, całe życie przede mną.. :)

a fajnie, że się tak rozładowałeś przed sesją...hmm.. też powinnam o tym pomyśleć... :)

Piotrek pisze...

gorąco polecam narciarstwo :)

tylko nie czekaj całe życie ;) skorzystaj z pierwszej nadarzającej się okazji - wiem to po sobie: już od kilku lat mi to chodziło po głowie, ale zawsze się jakoś odkładało: "a to w przyszłym roku", "no w następnym sezonie to już na pewno"

dopiero w ubiegłym roku Wujek wyciągnął mnie niemal na siłę - gdyby nie on, to do dziś pozostałoby to w sferze "planowania"... A tak, po kilkunastu zaledwie godzinach na stoku, już wiem, że to będzie druga (po fotografii) pasja mojego życia! :D

naprawdę, wciąga potwornie! i wcale nie jest takie trudne - już po kilku godzinach można spokojnie opanować solidne podstawy

aha, mój związek z nartami rozpoczął się dokładnie 14.lutego - it must be love :P