środa, 20 stycznia 2010

lost battle

W niedzielę, jakoś tak niepostrzeżenie, minął rok. Już rok. Minął cicho, bez nachalnego przypominania. Może takich dat się pamiętać nie powinno, może należałoby je ze świadomości jak najszybciej usuwać. I żyć dalej. Ale ja chcę pamiętać. O tym dniu, ale przede wszystkim o tych jedenastu miesiącach, które go poprzedzały.

Wówczas, rok temu, chciałem spać. Po prostu spać. Jak najdłużej. Po 12 godzin na dobę. Może dlatego, że ten dzień był dla mnie końcem niezwykłego snu, a ja naiwnie łudziłem się, że uda mi się w ten sposób do niego wrócić. Tak jak często nagle przebudzeni, mamy nadzieję, że gdy z powrotem zaśniemy, przerwany nagle piękny sen będzie trwał dalej. Te 11 miesięcy było takim snem, który zresztą - jak to oceniam z perspektywy czasu - nie miał prawa się w ogóle wydarzyć. Gdyż tak skrajnie indywidualistyczne, tak oderwane od rzeczywistości jednostki jak ja można podziwiać, można ignorować, można nienawidzić, ale szczerze polubić? Pokochać? Nie, to niemożliwe. Takie rzeczy się w praktyce nie zdarzają. Jak trafienie "szóstki" w LOTTO. Jak zwycięstwo Janusza Korwin-Mikke w wyborach prezydenckich. Jak zima, która nie zaskakuje drogowców. A jednak się zdarzyło. Nie wiem dlaczego. Błąd w Matriksie. Zaspał Zegarmistrz Światła. Kosmiczny Komputer zawiesił się na moment. Nadgryziony zębem czasu łańcuch Karmy. I dostałem w prezencie prawie rok najpiękniejszego uczucia, jakiego można doświadczyć - świadomości, że jest się dla kogoś niemal wszystkim, prawie całym światem.

Bez względu na to, jak dziś patrzę na tamten okres, i bez względu na to, jak oceniam pewne zalety życia w stanie singlowym, przyznać muszę, że na tym polu bitwę z Przeznaczeniem (?) przegrałem. A okazji do rewanżu już prawdopodobnie nie będzie...

20. stycznia 2010, 23:47 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

13 komentarzy:

Bess pisze...

Nie ma przeznaczenia. Jest przypadek. Dlatego nie możesz wiedzieć, co Cię spotka w przyszłości.
A indywidualistę można pokochać. Są osoby, którym to się wciąż zdarza. Tylko czasem brakuje im odwagi...

Lili pisze...

Indywidualiści mają to do siebie, że wydaje im się, że nawet uczucie pokonają;] Nie da się! A takich ludzi jak Ty można pokochać! I to na wariata;) Myślę (a nawet wiem), że zakończenie tego pięknego snu miało zupełnie inną przyczynę.

Anonimowy pisze...

Może to zabrzmi dziwnie, ale szczęściarz z Ciebie! Mimo iż przegrałeś bitwę, wiesz już co to znaczy kochać i być kochanym. Dla niektórych Przeznaczenie (?) nie jest tak łaskawe.

Piotrek pisze...

Bess
Masz rację, nie mogę wiedzieć. Ten ostatni akapit to nie miała być przepowiednia. Raczej trzeźwy realizm...

Lili
Przyczyny nie mają tu nic do rzeczy. Sen był piękny, sen się skończył. Dlaczego - to bez znaczenia.

Anonimowy
Szczęściarzem bym się mimo wszystko nie nazwał. Owszem, it's better to love and to lose, than to never love at all. Ale przypuszczam, że jakieś 90% mieszkańców tej planety miało w swoim życiu przynajmniej jeden, choćby krótki, epizod szczęśliwej miłości. Więc jestem w większości, realizuję tylko powszechny skrypt. Może nazwałbym się szczęściarzem, gdyby dla mnie taki epizod trwał wiele lat. Ale chyba też nie o to chodzi. Mark Twain powiedział kiedyś: "Chcąc doznać pełni szczęścia, trzeba je dzielić z kimś drugim". Mój dramat polega na tym, że nawet tego nie jestem pewny...

lili pisze...

Oczywiście, że przyczyny nie mają znaczenia, ale sam pisałeś, że to może wina Twojego indywidualizmu. Moim zdaniem nie do końca. Tak na pocieszenie.

marysia pisze...

Czasem czytając Twoje posty, mam wrażenie, że to zwierzenia najbardziej zadufanej w sobie osoby, jaką znam. Bynajmniej nie chcę Cię tym stwierdzeniem obrazić, ale myślę, co ja mówię, ja WIEM, że są na świecie gorsze osoby od Ciebie i to gorsze na każdym polu. Więc, nie czuj się wyjątkowy mówiąc, jak beznadziejnym przypadkiem jesteś, bo szczerze mówiąc, tak chyba myśli każdy, kogo serce zostało złamane. Moja rada: nie szukaj w siebie tego, co złe, tylko dbaj o to, co dobre.
A jeśli chodzi o rewanż z Przeznaczeniem: nawet się nie zorientujesz, kiedy wygrasz. A walka będzie inna niż zwykle.

Piotrek pisze...

I masz wiele racji. Nawet jeśli chodzi o ten przymiotnik "zadufany". Tylko to też nie jest do końca tak...

Owszem, dokopywanie sobie zwykle wynika z tzw. wiary w sprawiedliwy świat. Zgodnie z ta regułą psychologii społecznej, jeśli wierzymy, że dobrym ludziom generalnie przytrafiają się dobre rzeczy, a złym - wręcz przeciwnie,to w momencie, gdy spotyka nas coś złego - szukamy w sobie wad, aby potwierdzić regułę, aby potwierdzić mechanizm, według którego sami sobie na to zasłużyliśmy.

Ale zauważ, że ja tak o sobie nie piszę. Nie piszę o sobie, że jestem beznadziejny, że jestem kretynem, że nic nie potrafię, że nic mi nie wychodzi i że ogólnie mam życie do dupy. Tak robią tylko masochiści (którzy czerpią z tego swoistą satysfakcję) i osoby w depresji (które nie potrafią zauważyć w sobie innych cech niż te negatywne).

Zwróć uwagę, że piszę: "jestem indywidualistą", "jestem oderwany od rzeczywistości". Bo wiem, że jest wiele "gorszych" ode mnie ludzi na świecie. A właśnie ja mam bardzo wysoką samoocenę w wielu aspektach (może czasami nawet za wysoką, stąd się bierze to pewnego rodzaju zadufanie), uważam, że jestem ponadprzeciętnie inteligentny, że nie najgorzej wychodzi mi pisanie, że mam niezły gust etc. ;) Z jednym wyjątkiem - mam koszmarnie niską samoocenę w aspekcie... nazwijmy go społeczno-towarzyskim. I ten aspekt opisuję w tak czarnych barwach. Wydaje mi się, że inni uważają mnie za kiepskiego partnera do spędzania wolnego czasu, do towarzystwa. Dlaczego? Bo nie lubię imprez w klubach, z tańcem, bo nie piję wódki, bo nie śmieszy mnie to, co 90% ludzi w moim wieku, bo lubię rozmawiać o czymś innym niż oni itd. Może też dlatego, że się trochę izoluję. Ale to izolowanie nie wzięło się z niczego. Jak lis, który powiedział do Małego Księcia: "oswoiłeś mnie i teraz jesteś za mnie odpowiedzialny", tak ja mam trochę żalu do społeczeństwa, że dorastałem w jego ramach, a teraz ono mnie trochę marginalizuje, tylko dlatego że jestem trochę inny, że mam inne przyzwyczajenia, inaczej patrzę na świat. Mam wrażenie, że to nie jest wystarczający powód i dlatego mówię o sobie, że jestem mizantropem (na trochę prymitywnej zasadzie: wy mnie odrzucacie, to ja was nie lubię).

I to chciałem w tym tekście podkreślić, to określam jako ten "mój indywidualizm". Nie to jak beznadziejnym jestem przypadkiem, bo wiem że to nieprawda, ale jak "innym", nie pasującym do tego świata jestem przypadkiem. To nie jest wartościujące. I wiem, że to nie czyni mnie wyjątkowym. Zresztą nie chcę takim być. Ale chcę pozostać sobą, chcę być takim jak dotąd, nie zmieniać się do kroju bardziej pasującego do tego świata.

I nie jest wreszcie tak (to odpowiedź też do Lili), że obwiniam tylko siebie za to, co się nie udało. Oczywiście, że nie, chociaż wiem co zrobiłem źle i co mogłem zrobić lepiej. Ale w perspektywie tego wszystkiego co wyżej napisałem, właśnie dlatego nie jestem takim optymistą jeśli chodzi o rewanż z Przeznaczeniem...

Lili pisze...

I w tym miejscu warto odwołać się do tekstu: "raport nr XIII.33" !

I wiesz co, jeśli chodzi o aspekt społeczno-towarzyszki, to ja myślę, że całkiem nieźle sobie radzisz:) Masz wspaniałych przyjaciół:) jesteś nieprzeciętną dusza towarzystwa.
Choć oczywiście nie zaprzeczę, że ubytki w tej kwestii są widoczne. I moim zdaniem to nie jest wina tego, że w wielu sprawach nie pasujesz do tego świata (choć oczywiście również, bo tak już na tym świecie jest, że albo jesteś jak inni i odnajdujesz się we wszystkim, albo jesteś sobą, indywidualistą i czujesz się odrzucony), ale największą przyczyną tego, że Twoja sfera społeczno-towarzyska jest zaburzona, jest właśnie owo 'zadufanie', toksyczna pewność siebie. Nikt nie lubi przebywać z kimś, kto na każdym kroku uświadamia, że jest mądrzejszy, że wie lepiej, że.............I ja nie chcę oceniać, czy to dobrze, czy nie, ale moim zdaniem pewność siebie to podstawa ale w określonych granicach. Np mówisz, że masz świetny gust-ale gust to pojęcie względne. Dlaczego uważasz, że to właśnie Ty masz świetny gust?!

Ja swego czasu-w okresie kiedy przynależność do jakieś grupy jest niemal najważniejsza-też nie lubiłam klubów, muzyki popularnej, a przyjaźniłam się z dziewczynami, które żyły od imprezy do imprezy a w ich mp3 były dody, gosie andrzejewicz itp. One wiedziały, że ja w moim odtwarzaczu mam zupełnie inną muzykę i wiedziały, że nie pojadę z nimi na dyskotekę, mimo to lubiłyśmy się, spędzałyśmy ze sobą czas, ale w innych formach. Nigdy nie powiedziałam im, że ta muzyka, czy tam te kluby, dyskoteki są beznadziejne, banalne i dla przeciętniaków. I być może dlatego one akceptowały moją inność, nie odrzucały mnie. Ba, byłam dla nich nawet intrygująca, bo wnosiłam coś innego.

Ty Piotrku masz wspaniałą osobowość, nieprzeciętną inteligencję, imponujesz ludziom. Ale aby poczuć się lepiej, nie czuć się wyalienowanym, no i żeby nie sprawiać innym zbędnej przykrości wystarczy szczypta skromności:) I to nie spowoduje, że będziesz zupełnie inną osobą, nie zniszczy to Twojej wyjątkowości. Bo nie chodzi mi o skromność na zasadzie ujmowania sobie, tylko nie traktowania innych jako gorszych. Mój zasób słownika nie umie oddać tego, co chcę powiedzieć:P Więc może już skończę.

Piotrek pisze...

1. "Nigdy nie powiedziałam im, że ta muzyka, czy tam te kluby, dyskoteki są beznadziejne, banalne i dla przeciętniaków. I być może dlatego one akceptowały moją inność, nie odrzucały mnie."

Ja też nikomu nie mówię wprost, że jest beznadziejny, banalny etc. (nawet jeśli czasami tak myślę) - nie mam (jeszcze) tupetu Kuby Wojewódzkiego ;)

2. "Bo nie chodzi mi o skromność na zasadzie ujmowania sobie, tylko nie traktowania innych jako gorszych."

Ależ ja nigdy nie traktuję ludzi jako gorszych. Szanuję każdą osobę, nawet taką, której nie lubię. Chyba, że to się jakoś niewerbalnie przejawia...?

3. Napisałem, że mam niezły gust, a nie świetny. Niby to samo, ale słowo "świetny" stawiałoby mnie niemal ponad wszystkimi. "Niezły" oznacza tylko, że w jakiejś strefie nieco wyższej niż przeciętna. Wiem, że to aspekt, "o którym się nie dyskutuje". Więc skąd wiem, że mam niezły? ;) Stąd, skąd czerpiemy większość obrazu siebie i świata, czyli na zasadzie porównań społecznych.

4. "Nikt nie lubi przebywać z kimś, kto na każdym kroku uświadamia, że jest mądrzejszy, że wie lepiej..."

Na pewno nie robię tak na każdym kroku, bo to byłoby karygodne wywyższanie się. Nie wiem wszystkiego na każdy temat, nie jestem Alfą i Omegą, jakimś omnibusem. Nie wypowiadam się w kwestiach, o których nie mam pojęcia.

Natomiast, jest parę dziedzin w których czuję się nieźle. A jeszcze gorzej, gdy na jakiś temat wypowiada się ktoś, kto nie ma o nim pojęcia. I jeszcze czasami robi to z niezachwianą pewnością siebie. Nigdy nie siedział za kierownicą, ale "wie" jak należy prowadzić auto, nie był nigdy na pielgrzymce, ale "wie" jak tam jest, edukację biologiczną zakończył w szkole średniej, ale o chorobach wie prawie wszystko (może głupie przykłady, ale takie na szybko przyszły mi do głowy). Wtedy ostro protestuję. Bo jestem świadomy, że w tej kwestii wiem więcej niż on.

Czy to źle? Może... Nie wiem...

lili pisze...

Mówisz, że w społeczno-towarzyskim aspekcie Twojego życia istnieją problemy. Ja mówię - to dlatego, że jesteś osobą nieprzeciętną. Mówisz, że jest Ci ciężko, bo nie chcesz zmieniać się do kroju bardziej pasującego do tego świata. A ja mówię - to może warto zminimalizować odrobinę pewności siebie i w ten sposób uda Ci się pozostać sobą a jednocześnie nie będziesz czuł się zagubiony w tym świecie.

Ot, taka moja rada, atmosfera szczerości na blogu skłoniła mnie do jej napisania. Może nie powinnam. Ale chciałabym teraz zwrócić uwagę, że ja nie oceniałam Twojej osobowości, nie zastanawiałam się czy to dobrze czy nie dobrze, że jesteś taki czy siaki. Każdy jest jaki jest!!! Każdy jest inny. A Ty rozdrobniłeś mój tekst, tłumacząc niemal każde zdanie, omijając sens mojej wypowiedzi. Nie zarzucam Ci zadufania, ale uważam, że właśnie ono może być przyczyną tego, że czujesz się w pewnym sensie odizolowany.

Skąd wiem, że jesteś pewny siebie, czasami wręcz toksycznie i że czujesz się w pewnym sensie lepszy? Sam mówisz, że jesteś mizantropem, Twój obszerny (moim zdaniem najlepszy) tekst na blogu - "raport nr XIII.33" też o tym wspomina, no i najważniejsze-znam Ciebie i niektóre sytuacje nie pozwalają mi sądzić inaczej. To jest moje zdanie!

I nie uważam, że ranisz ludzi na każdym kroku, uświadamiając sobie tym samym jaki to jesteś inteligentny, ani, że mówisz ludziom bezpośrednio, że są tacy czy tacy. Akurat te kawałki tekstu nie odnosiły się bezpośrednio do Ciebie, tylko miały oddać sens mojej wypowiedzi.

No cóż, tak jak powiedziałam - mój zasób słownictwa jest zbyt ograniczony, żeby czasami oddać, to co myślę i czuję.

zajac pisze...

wiem, że trochę 'poniewczasie' się tu wypowiadam, ale rzadko mam możliwość się tu pojawić, więc nadrobię trochę zaległości.

Piter, zanim tu weszłam dałam Ci znać na gadu, że trochę Ci tu powrzucam i żebyś nie miał mi tego za złe bo chcę dla Ciebie dobrze!

w dużej części zgadzam się z Lili, która pisze o twojej pewności siebie i zadufaniu. już wyjaśniam dlaczego:

Piotrku, nie jesteś ponad przeciętnie inteligentny! nie jesteś ponad przeciętnie odstający od społeczeństwa! nie jesteś mizantropem (to w ogóle za silne słowo!) i nie jesteś nienormalny!

JESTEŚ DOKŁADNIE TAKI SAM JAK MY WSZYSCY, KTÓRZY CIĘ OTACZAMY.

piszę dużymi literami bo zawsze Ci to powtarzam, a Ty nigdy nie słuchasz. jesteś taki jak inni: w czymś lepszy a w czymś gorszy!

indywidualistami i odstającymi jednostkami był Dali, Witkacy, Tomek Beksiński itd. Oni mieli poważne problemy bo widzieli świat zupełnie inaczej, ale jednocześnie mało ich obchodziło co myślą o nich inni.

Ty widzisz świat tak samo jak ja, Kuba czy Lili. sęk w tym, że społeczeństwo trochę błędnie postrzegasz.
Nas źle odbierasz!

a dowodów mam na to milion!

uważasz, że to ludzie Cie otaczający (nie mam na myśli przyjaciół) źle Cie traktują albo nie akceptują Cie!
Bzdura!
to Ty nie akceptujesz ich! (na to też mam dowody ale to za chwile ;))

napisałeś, że nie chcesz się zmieniać, żeby pasować do układanki, ale nie oczekuj, że ludzie będą się zmieniać dla Ciebie w takim razie!

piszę o tym bo mam wrażenie (i to od dawna), że oczekujesz, za dużo od społeczeństwa a za mało od siebie! znam Cie nie od dziś i wiesz, że jest kilka rzeczy które mnie w Twoim zachowaniu denerwują. problem w tym, że to nie są rzeczy uwarunkowane Twoją osobowością tylko właśnie tym całym 'zadufaniem' i 'pewnością siebie'.

ja wiem, że nie jesteś w sobie zadufany i że nie traktujesz ludzi z góry (bo Cie dość długo znam), ale zrozum , że ludzie którzy Cię nie znają odnoszą takie wrażenie...

a dlaczego?

... bo sam nigdy do nikogo nie zagadasz, sam się pierwszy nie uśmiechniesz, sam nie wyciągniesz pierwszy ręki i nie podejmiesz żadnej innej inicjatywy, która by świadczyła o tym, że jesteś zainteresowany społeczeństwem, ba! Twoją społecznością!
nie możesz liczyć na to, że ludzie będą się do Ciebie uśmiechać skoro Ty tego uśmiechu nie odwzajemniasz,
nie licz, że będą zagadywać skoro Ty nigdy sam nie zagadasz,
nie licz, że będą Cie zapraszać skoro nigdy z tego zaproszenia nie skorzystałeś!

zajac pisze...

ciąg dalszy, bo się okazało, że na raz to za wiele literek :D

mówiłam o dowodach więc je teraz przytoczę:
-milion razy Kuba zapraszał Cie do siebie na kawę, ale Ty z tego nie skorzystałeś (pomimo, że nie raz musiałeś czekać na zajęcia kupę czasu i nie miałeś co ze sobą zrobić).
-kiedy widzimy się na IP to ja muszę pierwsza powiedzieć 'cześć' i podejść bo Ty sam nigdy nie podejdziesz (kilka razy tego nie zrobiłam i minęliśmy się bez słowa i nie wytłumaczysz się, że mnie nie zauważyłeś! bo jestem głośna i ciężko mnie nie zauważyć!)
-nie odzywałeś się do nas przez ponad miesiąc, chociaż nic złego nie zrobiliśmy (mam na myśli mnie i Kubę). wpadliśmy do Ciebie z niespodzianką i sądziliśmy, że wszystko będzie po staremu. ale Ty nadal nie dawałeś znaku życia (sam dobrze wiesz z jak głupiego powodu). było nam przykro, że znamy się tyle czasu a Ty nas w zasadzie 'olałeś' bez słowa.

musisz wiedzieć, że przyjaźń działa w dwie strony! i choć wiem, że jesteś wspaniałym i oddanym przyjacielem to nie zawsze potrafię tolerować czy zrozumieć dlaczego pierwszy nie napiszesz na gadu, dlaczego pierwszy nie zaproponujesz spotkania, dlaczego nie powiesz czesc na korytarzu?

jeśli chcesz, żeby ludzie Cie otaczający dobrze Cie traktowali to Ty też ich tak traktuj. skoro chcesz, żeby ktoś do Ciebie podszedł i bezinteresownie zagadał o pogodę to sam tak kiedyś zrób. zaręczam, że odpowiedź będzie natychmiastowa!
nie możesz biernie oczekiwać, aż społeczeństwo się Tobą zainteresuje!

jesteś wartościowym człowiekiem i oddanym przyjacielem, ale pomyśl, czy gdybym to ja się z Tobą nie zapoznała to dzisiaj bylibyśmy przyjaciółmi?

ja jestem egoistką (z czego kiedyś wybuchła między nami kłótnia) za to Ty jesteś egocentrykiem.
dopóki to do Ciebie nie dotrze to nic w Twoim życiu się nie zmieni.
przede wszystkim nie masz zmieniać siebie! tylko postaraj się być łaskawszym dla otoczenia, traktuj innych tak jak sam chciałbyś być traktowany.

zastrzegam, że cała powyższa wypowiedź obrazuje to jak ja widzę sprawę i jak Ciebie postrzegają inni. nie oczekuję odpowiedzi na ten komentarz bo wiem, że będziesz się tłumaczył a tu nie chodzi o to. po prostu zastanów się czy jesteś całkiem fair w kontaktach międzyludzkich, że obwiniasz innych, albo co najwyżej swoją 'inność'. nigdy siebie samego.
wiem, że będziesz zły jak to przeczytasz, ale jak już ochłoniesz to zastano się ile znajomości w Twoim życiu wypłynęło z Twojej inicjatywy?
a tłumaczenie się tu indywidualnością i brakiem akceptacji jest nie na miejscu...

Piotrek pisze...

Nie będę się tłumaczył. Wiem większość z tego, co napisałaś, chociaż nie zawsze się z tym w 100% zgadzam. Chciałem powiedzieć tylko jedno: moja "inność" to ja. Jeśli obwiniam ją, to tym samym siebie.