czwartek, 13 maja 2010

post mortem

Przedwczoraj zmarł Maciej Kozłowski. Dobry aktor. I ciekawy człowiek. Zauważyłem, że we wszystkich serwisach ogólnotematycznych (nie mam tu na myśli specjalistycznych portali) informację tą podawano mniej więcej według takiego wzoru: "W wieku 52 lat zmarł Maciej Kozłowski, polski aktor, któremu największą popularność przyniosła rola Jaroszego w serialu M jak Miłość".

Co za kraj... Chociaż w zasadzie nie orientuję się dobrze w kinematografii, nie wiem czy za granicą jest podobnie. Jednak raczej nie wyobrażam sobie, że po śmierci np. George'a Clooneya, CNN ogłosi: "Nie żyje George Clooney - aktor, którego wielka kariera rozpoczęła się od roli doktora Rossa w serialu ER". Pewnie wspomniano by o nagrodach, Oscarach, znakomitych kreacjach filmowych, o pracy również w roli reżysera czy scenarzysty. Wydaje mi się więc, że tylko u nas karierę kogoś nawet najbardziej wyjątkowego sprowadza się w mediach do tego, co przyniosło mu największą popularność. Nie chcę tu być źle zrozumiany. Nie przeczę, że Maciejowi Kozłowskiemu ta nieszczęsna rola owego Jaroszego zagwarantowała ogromną rozpoznawalność (wszak ten "serial" posiada więcej widzów niż niejedna religia wyznawców). Podobnie jak prawdą jest, iż kariera George'a Clooneya nabrała rozpędu od jego udziału w produkcji, którą w Polsce znamy jako "Ostry dyżur". Chodzi mi natomiast o to, że po śmierci znanej osoby powinno się raczej wspominać jej wybitne osiągnięcia, niezwykłe, niepowtarzalne dokonania. Maciej Kozłowski był naprawdę aktorem nieprzeciętnym. Jego kreacje (głównie "czarnych charakterów") miały w sobie to "coś", co jednoznacznie wskazywało na talent i charyzmę artysty. Występował również w wielu teatrach, także w niezapomnianym Teatrze Telewizji; prowadził interesującą działalność pozaaktorską.

Tymczasem w powszechnej świadomości, całą jego wyjątkową karierę zaetykietkowano drugoplanową rolą w tandetnej, telewizyjnej szmirze, którą w dodatku nazwać "serialem" byłoby obrazą dla setek prawdziwych seriali. Smutne trochę...

13. maja 2010, 23:23 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

4 komentarze:

zajac pisze...

...ważne, że ludzie prosperujący ponad ten standardowy program znają go wystarczająco, żeby nie kojarzyć go z serialem (usłyszawszy o jego śmierci przyszło na myśl coś zupełnie innego)
niestety tak jest nie tylko u nas! Georga nie będą kojarzyć jako świetnego scenarzysty lecz jako lekarzynę z ER. bo tak się w dwudziestym wieku obrazuje karierę:|

pozdrawiam i czekam na skype, mój drogi! ;)

Lili pisze...

Hmmm a ja oglądam M jak miłość:) nie jestem zagorzałą fanką, nie płaczę jak opuszczę 5 odcinek z kolei, ale lubię usiąść wieczorem w poniedziałek i wtorek, rozprostować nogi, zajadać kolacyjkę i oglądać ten serial. I owszem ambitne to nie jest, ale nie będę udawać, że lubię czasami dotknąć banału. Zwłaszcza, że porównując go z innymi serialami, nie jest aż tak zły.

Pana Macieja Kozłowskiego kojarzę z Jaroszym (nic na to nie poradzę), ale nie tylko! Był naprawdę dobrym aktorem, grał w wielu znanych i dobrych filmach i o tym powinno się mówić!

jabol pisze...

a ja mam inne odczucia, bo tego dnia jak Maciej Kozłowski umarł, dziwiłem się że WP i Onet nie piszą tekstu w stylu: "umarł aktor znany z M jak miłość". Wręcz przeciwnie wszędzie notki: "zmarł wybitny aktor", "zapraszamy do obejrzenia galerii przedstawiającej jego najwybitniejsze i najpopularniejsze role".... Także dziwi mnie Twój artykuł - chyba że masz na myśli inne portale itd. Ja mówię tylko o tych dwóch.

A co do M jak miłość to również mam odmienne zdanie - serial jak serial, są gorsze i lepsze, gra aktorska, fabuła też może się podobać lub nie, i na pewno większość zazdrości mu 8 mln oglądalności. Ale wydaje mi się, że ten serial mimo podstawowej funkcji jaką jest przyciągnięcie ludzi daje też coś dobrego. Np. ostatnio było rewelacyjnie pokazane jak może zniszczyć życie zdrada małżeńska... Wiem, że serial to nie jest najlepsza droga do tego aby dotrzeć i nauczyć czegoś społeczeństwo.. Ale jeśli już leci i ogląda go 1/4 Polski to wydaje mi się, że naprawdę jest to dobra sprawa. Oprócz swej banalności, jest też jakieś przesłanie - i naprawdę jest tego dużo w tym serialu. Takie moje zdanie:]

Bess pisze...

Niestety w Polsce jest tak, że gdyby napisali tytuł innego filmu, w którym grał, to nikt by nie wiedział, o kogo chodzi.