poniedziałek, 17 maja 2010

powódź

Pamiętam doskonale powódź tysiąclecia z 1997 roku. Miałem wówczas 13 lat i nawet dla umysłu nastolatka było to coś tak totalnie odrealnionego, że dzisiaj wydaje mi się wręcz nierzeczywiste. Ale co ważniejsze - nie sądziłem, że doczekam jeszcze czegoś podobnego. Owszem, były później też duże powodzie: marzec 2006, wrzesień 2007, czerwiec 2009... Ale przecież taki kataklizm zdarza się raz na tysiąc lat.

Otóż niekoniecznie. Pisząc te słowa słyszę, jak za oknem ulewny deszcz bije o parapet. Przed sobą mam najnowszy raport o poziomach wody w rzekach Opolszczyzny. Odkąd wprowadzono ten kompleksowy monitoring, takich cyfr jeszcze nie widziałem. W 23 z 35 wodowskazów jest przekroczony stan alarmowy. Najgorsza jest naturalnie sytuacja na Odrze. W Krzyżanowicach poziom wody to blisko 9 metrów - o 4 metry powyżej stanu alarmowego (wyobraźcie sobie 9 metrów wody przelewającej się w tempie 1800 m3/sekundę). W Miedoni o godz. 20.00 było 817 cm, a przecież "fala kulminacyjna" jeszcze daleko. Najgorsze jest to, że leje również w czeskich Morawach, a tamtejsze rzeki to właśnie zlewnia Odry. Na wodowskazie we wspomnianej Miedoni poziom wody rośnie średnio o 15 cm na godzinę. W tym tempie naprawdę możemy się spodziewać wyniku zbliżonego do rekordowego poziomu 1045 cm z 1997 roku. Zresztą zdają sobie sprawę z tego władze pobliskiego Raciborza. TVN24 poinformował przed chwilą, że zarządzono ewakuację 3 dzielnic miasta (9 tysięcy mieszkańców) - nawet w 1997 nie było akcji na tak szeroką skalę. Polder Buków (część planowanego zbiornika Racibórz Dolny) jest podobno przygotowany na przyjęcie wody odpowiadającej poziomowi maksymalnie 10 metrów na wodowskazie. Jeśli będzie więcej...

W mediach trąbi się głównie o Małopolsce. Owszem, tam również jest krytycznie. W zbiorniku Dobczyce na Rabie jest aktualnie więcej wody niż wynosi jego całkowita pojemność (po ludzku: przelewa się przez wały). Jeśli nie daj Boże nie wytrzyma stara zapora - Kraków zamieni się w Wenecję.

Premier Tusk uspokaja, służby kryzysowe są zdania, że powtórka z 1997 roku raczej nam nie grozi, ale tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak intensywne będą opady deszczu w górnych biegach rzek. A radary meteorologiczne i meteorogramy są na chwilę obecną bezlitosne. Jedno jest pewne: to największa powódź od 1997 roku. A warto pamiętać, że wówczas podobne uspokajanie, jakie prezentuje premier, zaowocowało tym, że ludzie pozostali w domach licząc, że nic strasznego się nie wydarzy. Wiem, straszenie na wyrost to również nie jest właściwa metoda, ale akurat w tym przypadku lepiej przygotować się na najgorsze i później pozytywnie się zaskoczyć niż...

17. maja 2010, 23:30 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

3 komentarze:

Bess pisze...

A nie wydaje Ci się to dziwne: najpierw długa zima - na całym świecie, potem trzęsienia ziemi, rozbudzone wulkany, więcej spadających samolotów, a teraz powódź?

Piotrek pisze...

Dokładnie. I co więcej - przyroda wciąż gra człowiekowi na nosie. Spodziewaliśmy się wielkiej powodzi, ale w marcu, gdy topniały śniegi po tej rekordowej zimie. I wówczas nic się nie wydarzyło, a zaskoczyła nas wielka woda teraz, w środku maja...

Ten maj, ale też cały 2010 rok jest jakiś nienormalny (nie tylko pod względem zjawisk atmosferycznych). Z tym, że nie bardzo wiem, jak to wszystko interpretować. Ostatnio mam pustkę w głowie...

Anonimowy pisze...

A niedługo, to już tylko wilcy latać będą . . .