wtorek, 20 października 2009

muzyka łagodzi obyczaje ?

Dzisiejszy poranny autobus PKS do Opola był dość pełny, więc z konieczności usiadłem na jednym z tylnych miejsc. Nieświadomie jednak kupiłem również w ten sposób bezpłatny bilet na koncert, który dwóch osobników na ostatnim siedzeniu wspaniałomyślnie zorganizowało pozostałym pasażerom.

To już jest chyba nowa społeczna plaga. Odkąd telefony komórkowe wyposażone są w pojemne karty pamięci i niezły głośnik, niemal wszędzie można natknąć się na grupki nastolatków, które uszczęśliwiają otoczenie muzyką odtwarzaną bezpośrednio z komórki. Można przy tym zaobserwować pewne prawidłowości: najczęściej rzecz dotyczy dzieciaków w wieku gimnazjalnym (chociaż niektórym zostaje to na dłużej); są też zróżnicowania geograficzne: mieszkańcy miast preferują polski hip-hop, mieszkańcy wsi - przysłowiowe teutońskie techno. I jeśli spotykamy się z tym faktem na ulicy czy na przystanku, to jeszcze nie najgorzej, bo można się oddalić na bezpieczną odległość. Jednak już w zamkniętym pomieszczeniu, jakim jest choćby autobus, pojawia się problem.

Na szczęście miałem dziś przy sobie "empetrójkę", a w niej elizejskie dźwięki Nephilimów, co pozwoliło mi się odgrodzić od zewnętrznych bodźców. I od dziś chyba zacznę nosić ją w plecaku zawsze, gdyż wizja półgodzinnej podróży do Opola przy akompaniamencie polskiego hip-hopu przyprawia o dreszcze przerażenia. Prawdopodobnie po takim doświadczeniu, zamiast na zajęcia, prosto z dworca pojechałbym do szpitala psychiatrycznego, gdzie zdiagnozowano by u mnie ostrą psychozę. Co jednak mają powiedzieć osoby, które słuchawkami nie dysponowały i przez całą trasę skazane były na przymusowe widowisko pod tytułem: "Popatrzcie, czego to ja wspaniałego słucham!"...

Naprawdę, mam gdzieś czy zakapturzony osobnik jest fanem Pei czy jakiegoś innego Tede. I g**** mnie obchodzi czego słucha w domu czy w słuchawkach. Ale w przestrzeni publicznej obowiązują inne reguły. I za każdym takim razem mam ochotę wyrzucić tym kretynom ich telefon przez okno. Owszem, jestem gorącym wyznawcą liberalizmu we wszystkich dziedzinach życia i wrogiem mnożenia setek zakazów i przepisów. Z tym, że nawet w tym skrajnym liberalizmie, który tak ubóstwiam, jest żelazna zasada: moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się Twoja. Mogę robić wszystko, co mi się podoba, o ile to nie narusza Twojej wolności, Twoich praw, Twojej swobody. A darmowy koncert hip-hopu (czy czegokolwiek innego) w autobusie wbrew mojej woli, jest ewidentnym naruszeniem mojej wolności, niezależnie od tego czy mam słuchawki czy nie, i czy repertuar mi się podoba czy nie. Bo chodzi właśnie o zasadę.

Jako przyszły psycholog mógłbym rozpoznać u tych osobników chorobliwą potrzebę zwrócenia uwagi otoczenia na siebie i to, z czym się identyfikują. Przecież gdyby chodziło tylko o słuchanie dla własnej przyjemności, mogliby użyć słuchawek. Wysokie poczucie własnej wartości tych młodych pajaców zderza się z brakiem czegokolwiek, jakichkolwiek zdolności, w których mogliby się wykazać w społecznie akceptowany sposób. To rodzi frustrację, z której wyrasta taka patologiczna forma uzewnętrzniania się, a ona daje im chwilowe poczucie tożsamości i znaczenia, przez identyfikację z podobnymi sobie i agresywne zwrócenie na siebie uwagi. Co zresztą widać było rano w autobusie: gdy kolejni pasażerowie ignorowali tych dwóch kretynów, oni jeszcze bardziej zwiększali głośność muzyki. Bo najlepiej dla nich byłoby, gdyby ktoś z pasażerów zaczął się kłócić, oburzać, wtedy pokazaliby "na co ich stać".

Właściwie to jako przyszły psycholog nie powinienem w ogóle pisać w ten sposób. Nie powinienem się zwracać do "bohaterów" niniejszego tekstu per "kretyni", "pajace", "palanty". Ale to jest mój blog, a nie poradnia psychologiczna i mogę się tu do woli "wybulwersowywać" na coś, co mnie cholernie denerwuje. Znane z filmów i reportaży obrazki z Bronxu, gdzie Murzyni noszą na ramionach wielkie kasetowe magnetofony, miały przynajmniej jakiś urok. A to, co obserwujemy tutaj, jest po prostu żałosne. Zresztą te moje wywody są bezcelowe. Na takie zachowania po prostu szkoda słów i najlepiej jest je właśnie ignorować. Bo to podcina całą ich strategię zwracania na siebie uwagi.

A może to ja przesadzam, może tylko mnie to denerwuje...?

20. października 2009, 10:35 DST, 50.679 °N, 17.940 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Takie zachowania charakteryzują głównie młodzież w przedziale wiekowym 13-16 lat, bo jest to wiek, kiedy to człowiek chce "zaistnieć" w taki czy inny sposób. Za ileś lat większość z nich będzie się z siebie śmiać (mam nadzieję!). To jednak wcale nie oznacza, że nie może nas to irytować! Może, a nawet powinno. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że jest to 'głupi wiek' należy na to wszystko patrzeć nieco z przymrużeniem oka.