piątek, 20 listopada 2009

advocatus diaboli

Serią tekstów, w których bronię kontrowersyjnych grup chyba wkrótce zapracuję sobie na taką ksywkę. Pisałem już w obronie motocyklistów, dziś będzie o palaczach papierosów, a w bliżej nieokreślonej przyszłości opowiem się za legalizacją narkotyków. No, a potem to już zostaną tylko sataniści, pedofile, redaktorzy Pudelka i fani TurboDymoMena.

I koniecznie muszę dodać, że z żadną z tych grup, których praw bronię, nie jestem w żaden sposób związany. Na motorze nie jeżdżę, papierosa nie zapaliłem w życiu ani jednego (sic!) i to się nigdy nie zmieni. A mój jedyny kontakt z narkotykami nastąpi tylko w przypadku, gdybym pewnego dnia zechciał opuścić ten świat fundując sobie spektakularny złoty strzał.

A o palaczach będzie dziś nie bez powodu. Wczoraj obchodziliśmy (ja nie!) Światowy Dzień Rzucania Palenia. Jeden z ostatnich zapewne. Palantom z Unii Europejskiej nie wystarczają bowiem już wszelkie dotychczasowe szykany wobec palaczy. Więc przygotowują prawo, które zakaże całkowicie uprawy tytoniu i handlu nim! Delegalizacja papierosów ma nastąpić do 2025 roku. Cóż, w siedemnastowiecznej Rosji za zażywanie tabaki obcinano nos, a palaczy karano rozcięciem wargi. A podobno historia kołem się toczy...

Tylko w Polsce jest ok. 9 milionów palaczy papierosów, co oznacza że stanowią oni największą mniejszość społeczną, daleko w tyle zostawiając prawosławnych, Żydów, homoseksualistów, Ślązaków, Niemców, Kaszubów, a nawet leworęcznych. Różnica polega na tym, że w/w mniejszościom jeśli się nawet nie pomaga, to przynajmniej nie utrudnia się życia. A wobec palaczy trwa w najlepsze swoista kampania nienawiści (modne słowo). Albo ładniej: funkcjonuje coś w rodzaju poprawności tytoniowej, wg której palenie jest passe. Niezależnie jak to nazwiemy, przejawy widać wszędzie. Monstrualne ostrzeżenia o szkodliwości palenia na paczkach już niedługo odejdą do przeszłości. Nowe rozporządzenie przewiduje, że paczki papierosów będą wyglądały niczym opakowania wyrobu czekoladopodobnego. Że niby szary, odpychający "dizajn" pudełka, z ledwo widocznym napisem, zniechęci do zakupu. Oczywiście żadnej reklamy wyrobów tytoniowych, papierosy już wkrótce będą sprzedawane spod lady (zakaz ekspozycji), a firmy nie będą zobowiązane do utworzenia w jej obrębie palarni. Już teraz palacze mogą bezpiecznie zapalić właściwie tylko we własnym domu. Przystanki, puby, restauracje, nawet WŁASNE balkony - wszystko to restricted area. Wagony dla palących to w naszym PKP nierzadko fikcja, palarnie na lotniskach to marzenie ściętej głowy (na świecie to - jeszcze - standard). A nie tak dawno jakiś idiota zgłosił projekt ustawy o zakazie palenia we WŁASNYM samochodzie. I to wszystko tylko nasze krajowe przebłyski inteligencji; jeśli wmiesza się (a wmiesza się) w to Unia, to wkrótce spotkania "na papieroska" będą przypominać znane z czasów okupacji tajne komplety.

Z tym wszystkim wiąże się naturalnie kreowany powszechnie wizerunek palacza jako społecznego wyrzutka, który sam doprowadził się do swojego żałosnego losu, więc należy go wypchnąć jak najdalej z przestrzeni publicznej. Zwróćcie choćby uwagę, jak ludzie traktują chorych na raka płuc. Do walki z innymi nowotworami powołuje się potężne kampanie społeczne, spoty reklamowe, wpina się kolorowe wstążeczki w różne elementy garderoby. Tylko nad rakiem płuc wisi jakaś dziwna aura. I ogólna milcząca zgoda, że ci chorzy sami są sobie winni - palili nałogowo, to teraz mają za swoje, inne raki są przez człowieka niezawinione, a palacze sami się o swój los prosili, wiedzieli na co się decydują. Wiecie, że np. w Anglii kilka lat temu władze ogłosiły, że palacze będą usuwani z list oczekujących na zabiegi chirurgiczne? "Bo za pieniądze, które trzeba wydać na czterech palaczy, można by zoperować pięciu niepalących" (to już pachnie wręcz jakąś eugeniką, a napewno podpada pod prawa człowieka).

I takie rozumowanie miałoby jakiekolwiek podstawy, gdyby uzależnienie od papierosów miało charakter uzależnienia czysto psychologicznego (jak np. uzależnienie od hazardu). Ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej, o czym tytoniowo poprawni troglodyci nie mają bladego pojęcia. Zatem specjalnie dla nich krótkie wyjaśnienie. Otóż tym, co najbardziej uzależnia od palenia papierosów nie jest ani smak czy zapach tytoniu, ani specyficzna atmosfera palenia (chociaż to wszystko też), ani nawet demonizowana powszechnie nikotyna, ale kilka innych związków, które zawiera papieros, a które rozregulowują tzw. układ nagradzania i motywacji, który znajduje się w mózgu (konkretnie w śródmózgowiu). W normalnych warunkach układ ten mobilizuje nas do osiągnięcia czegoś, zaspokojenia jakiejś potrzeby, po czym "nagradza" nas (za pomocą przyjemnych uczuć, ukojenia) i "wyłącza się" aż do momentu kolejnej potrzeby. Tymczasem związki o których piszę hamują w organizmie rozkład dopaminy (to taki bardzo ważny dla mózgu związek chemiczny), która zawiaduje układem nagradzania i motywacji. Jeśli dopaminy jest za dużo, układ ten nie wyłącza się, cały czas jest stymulowany i domaga się ciągłego zaspokajania, w postaci tej substancji, która przynosiła ukojenie.

To jest właśnie istota uzależnienia fizjologicznego, na które - w przeciwieństwie do uzależnienia psychologicznego - wpływu nie mamy, niezależnie od naszej motywacji i siły woli. Inaczej mówiąc: palacz papierosów jest zakładnikiem, niewolnikiem własnego mózgu, który zmusza go do sięgniecia po kolejnego papierosa. A nie tym, kim chcieliby go widzieć poprawni tytoniowo: że pali, bo mu się tak podoba, zatruwa życie wszystkim dookoła, a rzucić nie chce, bo mu tak wygodnie. Bo to rzucanie jest generalnie niezwykle proste: wystarczy przykleić kolorowy, reklamowany plasterek, łyknąć jakąś tabletkę i już! Otóż nie już, drodzy troglodyci. Nałogowemu palaczowi, który odstawia "fajki", mózg - domagając się zaspokojenia - funduje podobne wrażenia, co narkomanowi na detoksie. Spróbujcie nie korzystać z toalety przez kilkadziesiąt godzin - mniej więcej ten sam level. Dlatego jeśli ktoś decyduje się rzucać, to po pierwsze: bez fachowej pomocy się nie obejdzie. Bo załóżmy, że na własną rękę bierze pigułki, które "sprawiają", że papierosy przestają smakować. I co wtedy? Mózg domaga się swojej substancji, a jak ją wziąć skoro papierosy nie smakują? Obłęd, schizofrenia. Dlatego niektórym "rzucającym" czasami nawet do końca życia podaje się nikotynę w innej formie (np. w tabletkach). Tak, tak, tą straszną nikotynę...

I jeszcze jeden, ostatni już, mit. Przekonanie powszechne wśród troglodytów, że palacze nie wiedzą, że papierosy szkodzą, więc za wszelką cenę TRZEBA ich uświadomić. No to potem mamy: gigantyczne napisy na paczkach ("palenie powoduje... bla bla bla"), groteskowe zdjęcia przeżartych płuc nałogowca i tym podobne ciekawostki. I znowu kulą w płot, kochani. Mnóstwo badań dowodzi, że palacze doskonale wiedzą, czym rzecz grozi. Ale stosują szereg różnych technik (racjonalizacja, wyparcie itd.) wypychających niepożądane treści ze świadomości. Więc jakkolwiek byście palaczy nie straszyli, nawrócicie w ten sposób mało kogo. I zwiększycie jeszcze ich stres, co sprawi, że niemal na pewno będą palić więcej...

Pomijam już w tym tekście szereg innych aspektów sprawy. Przejaw totalitarnych dążeń państwa, które wie lepiej, co jest dobre dla obywatela (a jeśli ktoś chce dobrowolnie zejść z tego świata w męczarniach, jakimi się palaczy straszy? różne są w końcu gusta). I fakt, że po delegalizacji papierosów niemal na pewno powstanie na tym gruncie potężna mafia, która zadba, by żaden potrzebujący na deficyt papierosów nie cierpiał. Zresztą przejawem żałosnej wręcz naiwności jest już przekonanie (coraz powszechniejsze), że wystarczy zakazać sprzedaży papierosów, porządnie przerazić konsekwencjami palenia, ewentualnie poprzyklejać na siłę te kolorowe plasterki i problem rozwiąże się sam.

Jedyne, co chciałem naprawdę zaakcentować, to fakt, że palacz to nie jest ktoś, kto popełnia rozciągnięte w czasie samobójstwo i jest mu z tym fajnie. Uzależnienie od papierosów nie jest nałogiem, tylko chorobą. A chorobę się leczy. Palacz natomiast jest ofiarą i potrzebuje pomocy (oczywiście nie wbrew swojej woli), a nie wykluczania na margines społeczeństwa i pozbawiania kolejnych praw obywatelskich. Bo podobnie jak z innymi chorobami i trudnościami - jedni są silniejsi i poradzą sobie łatwiej, inni nie.

I wiem, co mi teraz chcecie powiedzieć. Że palacze się sami w swoją chorobę wpakowali, bo każdy z nich zapalił pierwszego papierosa mniej lub bardziej dobrowolnie. Tak, zgoda. Ale zapytajcie sami siebie: nie zdarzyło Wam się sprowokować przeziębienia na przykład niezbyt ciepło się ubierając jesienią czy zimą? Nie jesteście winni skrzywień kręgosłupa, z premedytacją siedząc krzywo przy biurku albo przed komputerem? A ci, którzy cierpią na otyłość z własnej winy? A ci, którzy mają problemy z krążeniem, bo mieli za mało ruchu, bo nie chciało im się uprawiać sportów? A jednak im wszystkim nikt nie odmawia podstawowych praw, nie odbiera im człowieczeństwa, a w ośrodkach zdrowia traktuje się ich na równi z innymi, mają wsparcie, współczucie, zrozumienie. Dlaczego palacze nie mogą liczyć na to samo...?

20. listopada 2009, 21:20 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

3 komentarze:

lelevina pisze...

znajoma usiłowała ograniczyć palenie, kupując papierosy z małą zawartością nikotyny. i co? i wypaliła trzy paczki, zamiast jednej - bo organizm się nie dał złapać na oszustwie.
a moja siostra rzuciła palenie tylko i wyłącznie dlatego, że papierosy zaczęły kosztować 10 zł. i nie pali już drugi rok. co więcej - nie zauważyła poprawy stanu swojego zdrowia (jak to wmawiają różni orędownicy rzucania palenia), jedyna kondycja jaka się jej poprawiła, to kondycja portfela. a mój dziadek przez większość życia - także w dzieciństwie - palił tytoń własnego "chowu", własnoręcznie skręcany itd. i obecnie ma 91 lat. tajemnicą poliszynela jest, że koncerny tytoniowe faszerują papierosy różnym świństwem, a porządnego tytoniu jest tam najmniej.
ech, zdrowy rozsądek by się ludziom po prostu przydał i tyle.

Karolina pisze...

dzięki za wsparcie, ale co do ostatniego akapitu to weź pod uwagę, że jak ktoś się z własnej winy przeziębi to tylko on jest przeziębiony.A jak palacz pali to wtedy inny to wdychają. I pewnie o to chodzi w tych reklamach ;) ale mimo wszystko pozdrawiam, dziękuję za wsparcie - idę zapalić :)

Piotrek pisze...

Zgoda, ale przecież są palacze, którzy nie palą w towarzystwie i robią wszystko, żeby nie narażać innych na potencjalnie szkodliwy wpływ dymu. A mimo to w społeczeństwie wszyscy palacze stygmatyzowani są jedną etykietką...

Aha, i żeby była jasność. Tym tekstem nie popieram palenia papierosów, broń Boże. Wspieram jedynie palaczy, jako grupę niesprawiedliwie traktowaną i krzywdzoną.