sobota, 28 listopada 2009

raport nr XIII.33

Świt. Na polach opadają mgły. Promienie słoneczne przebijają się przez leśne gęstwiny. Pomiędzy domami z betonu nie widać jesieni. McŚwiat zawsze wygląda tak samo. Chociaż zdarzają się niespodzianki. Na przykład ciepły wiatr na twarzy o tej porze roku. I wolne miejsce w szkolnym pekaesie. Zupełnie jakby czekało... Ciekawe. Epidemia, strajk, dzień patrona szkoły? Poranne dojazdy na trasie suburbia - duże miasto muszą interesująco wyglądać z lotu ptaka. Mrówki promieniście sunące w kierunku punktu centralnego. Szkoda, że ptaki nie polują na mrówki...

Południe. Duże miasto rozrosło się do granic wytrzymałości. Teraz napawa się swoją wielkością, popadając w stany bliskie egzaltacji. Przerwa to dobra okazja, aby przemierzyć jego wnętrzności w kilku płaszczyznach. Zawsze to lepsze niż standardowa transmutacja schodów w czytelnię - od kilku tygodni taka sztuczka to bułka z masłem. Dzisiaj akurat bułka z serem, ale lepiej niech zostanie na później. Dzień długi. Proces decyzyjny zakończony. Wpadam do strumienia płynącego na północny-zachód. Deprywacja sensoryczna dotyczy tylko zmysłu słuchu. W zupełności wystarcza. Nie poznam fascynujących nowin ze świata służby zdrowia, nie dowiem się o czym pisze ostatnio kolorowa prasa. Funkcjonowanie w takiej postaci może stać się dotknięciem mizantropicznego absolutu. Trzeba się jednak bardzo postarać. Mijać rozgorączkowany własną egzystencją tłum z wypisanym na twarzy buntowniczym hasłem: "To ja zabiłem Laurę Palmer!". Podobno mamy takie nietolerancyjne społeczeństwo, a tu jedyną stymulację stanowi pisk hamulców pojazdu komunikacji miejskiej. Jakiś kretyn próbuje skręcić w lewo na zakazie skrętu w lewo. Nie próbuj nigdy iść pod prąd. W kałuży tonie wydruk z bankomatu. "Kwota wypłacona: 500,00. Saldo: 0,00". I logo Bardzo-Znanego-Banku, który reklamuje Bardzo-Znany-Aktor. Ponura metafora współczesnej rzeczywistości. Roses in the junkyard.

Moim idolem jest Sokrates. Jestem tego pewny. Dojrzewa we mnie żądza, aby chodzić po ulicach tak jak on i zadawać ludziom pytania, udowadniając im w ten sposób ich własną niewiedzę. Wprawdzie w końcu go za to otruli. Co mnie nawet specjalnie nie dziwi. Ale teraz żyjemy w innych czasach. Na wszelki wypadek od dziś zaczynam jednak podejrzliwie obserwować żywność niewiadomego pochodzenia. To chyba Glenn Tinder powiedział, że każdy, kto da ludziom złudzenie, że myślą, będzie przez nich kochany, a każdy, kto faktycznie zmusi ich do myślenia, zostanie znienawidzony. OK, z napojami też muszę zacząć uważać.

Popołudnie. Dobrze jest znaleźć w organizmie potwora miejsce, które jest poza mainstreamem szaleństwa i obłędu. Szklane szyby, szklany sufit. Mogę ich dotknąć, a oni mnie nie. Mogę pogrążać się we własnych synestezjach. Mogę zmiażdżyć cię pytaniami, które - gdybym tylko miał odwagę je wymówić - przygniotłyby cię do ziemi. Na zawsze. Na razie możesz spać spokojnie. Beztrosko. Ale jesteś w niebezpieczeństwie. To już jednak twój problem. Szkoda tylko, że sobie tego nie uświadamiasz... Może po prostu nie masz odwagi stanąć do walki. A wydawało mi się, że tam z góry wszystko lepiej widać. Cóż, blask bywa oślepiający. I zdradliwy. Mijam cię. Twoje zamknięte oczy nie robią na mnie wrażenia. Mam tylko nadzieję, że się nie potkniesz.

Wieczór. Kierunek: południowy-wschód. Miasto lśni tysiącami jasnych kwadracików. Oknami mrówkowców. Na każde z nich składa się od jednego do czterech mniejszych lśniących czworokątów. Lśniących dla uczczenia królowej bylejakości. Na większą chwałę szarości. W służbie Wielkiego Brata Banału. Ciężar całego tego świata nie byłby w stanie przeważyć choćby grama wieczności, choćby jednego atomu karmy, przeznaczenia. Taka nocna wędrówka przez Duże Miasto przypomina kajakowy spływ rzeką Styks. Jeśli myślisz, że jesteś po stronie żywych, jesteś w błędzie. Tobie podoba się tam, gdzie jesteś. Ja lubię płynąć tym strumieniem. Niebo jest czarne, woda jest czarna. Ale to ja mam lampę!

Starożytni Nefilimowie wykradli bogom wiedzę i przekazali ją ludziom. Bogowie zemścili się. Duchy Nefilim nie mogły odejść za zasłonę cieni, do krainy umarłych, tak jak ludzkie. Jako bezcielesne demony pozostały na tym świecie, nękając człowieka, zazdroszcząc mu korzyści z posiadania ciała. Współcześni Nefilimowie wykradli bogom muzykę. I przekazali ją nielicznym z nas, niczym owoc z Drzewa Doskonałości. Zemsta bogów tym razem uderzyła w ludzi. Każdemu, kto usłyszał zakazane dźwięki, nie będzie dane zaznać spełnienia. Będzie skazany na wieczną wędrówkę, miotając się w poszukiwaniu autentycznej rozkoszy, jedynego prawdziwego Elizjum. Oderwany od rzeczywistości, uciekający od tego, co pospolite, w pogoni za perfekcją, utknie na anankastycznym biegunie, doświadczając jedynie wrażeń podobnych seksomni i katalepsji. Gdy otworzy oczy, dym się rozwieje, czar pryśnie. Pozostanie aksjologicznie bezwartościowe pytanie, czy to wszystko działo się naprawdę. Cel zamieni się w pustkę, orgazm stanie się fantomem, olśnienie - iluzją kontroli...

U wrót milczącej pamięci, ów skazany na potępienie w ogóle zwątpi w istnienie Elizjum.

Na wieczność...

28. listopada 2009, 20:00 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

4 komentarze:

lelevina pisze...

a do tego tekstu Velvet Underground "Heroin"...

Lila pisze...

"Beczka pełna gnoju i zgniłego smrodu." Takim oto turpistycznym sposobem W. Potocki opisywał ciało ludzkie, a dokładnie brzuch człowieka. Kiedy przeczytałam Twój tekst, od razu przyszedł mi do głowy owy cytat (nie że go lubię!:P).

Skąd to skojarzenie?
Być może dlatego, że wg mojej interpretacji Twojego tekstu, taką "beczką(...)" jest kiczowate, banalne, powierzchowne, nie myślące o sprawach trudnych, nie chcące poznać Prawdy, nie chcące zmienić czegokolwiek, nietolerancyjne (ale tylko wobec byle jakich i niewygodnych spraw), konsumpcyjne SPOŁECZEŃSTWO. Masa ludzi żyjących w świecie, gdzie przyroda zostawia już mały akcent, w świecie McDonalda, marketów, centrów handlowych, wciąż zmieniającej się technologi. W świecie szklanych domów...

I Ty jeden...
No może nie jeden, bo przecież "Współcześni Nefilimowie wykradli bogom muzykę. I przekazali ją NIELICZNYM Z NAS."
Znający Prawdę, wobec tego niezrozumiały, osamotniony, wyalienowany, żyjący w tym świecie ale jednak osobno, indywidualista, perfekcjonista, chyba mizantrop, Ty jeden wadzący się nawet z bogiem.

Też czasami czuję obrzydzenie - do wszystkiego i do wszystkich! Także często podróżując autobusem wyłączam słuch. A właściwie to zawsze. Czasami nawet wydaje mi się, że wiem więcej, że jestem jakaś inna i nie pasuje tu. Ale dosyć często takie myśli mijają, bo raczej w człowieku staram się dostrzec więcej dobrego niż złego. I dobrze. W końcu na tym będzie polegał mój zawód - na wyszukiwaniu sił społecznych.

Jeśli ten tekst nie stanowi jednej wielkiej metafory i jeśli faktycznie, któregoś dnia zamiast czytać książki na schodach UO wybrałeś się na 'wędrówkę' po mieście, to chwała, że tak się stało. Bo owocem tego jest Twój kolejny wpis na blogu. Najlepszy spośród wszystkich tu obecnych:) Bardzo obrazowa i dokładna analiza Twojej osobowości, a może raczej Twojego patrzenia na świat.
Czasami musi Ci być ciężko...

Piotrek pisze...

czasami... nawet często. Zbyt często...

nie, nie jest metaforą. Czytasz w myślach. A to rzadka umiejętność :)

lila pisze...

:)

Albo jesteś jak 100tys. innych ludzi, albo jesteś skończony:/ Albo! Trzeba znaleźć złoty środek.

Może byłoby Ci łatwiej, gdybyś postarał się zrozumieć, że nie ma jednej prawdy. (<-- nawet nie wiem, czy to jest prawdą...)