sobota, 27 marca 2010

tresura

Powtarzać się jest przypadłością żałosną, zatem nie będzie tym razem truizmów o tym, że operacja ta jest przykładem totalitarystycznych dążeń państwa do zapanowania nawet nad tak z pozoru nieujarzmianym obszarem jak czas. Nie będzie o tym, że może wszystko to miało sens w XIX wieku, gdy ideę podrzucił Benjamin Franklin. Nie będzie wreszcie o tym, że może całość miałaby resztki uzasadnienia, gdyby na DST przechodziły wszystkie państwa, a nie tylko ok. 1/3 z nich.

Zastanawia mnie jedynie, dlaczego społeczeństwo tak bardzo to zasymilowało. To jest z pewnością sukces władzy - przechodzenie na "czas letni" ma współcześnie znamiona oczywistości. Gros ludzi po prostu nie wyobraża sobie, żeby było inaczej. Nie ma wiosny bez przestawiania zegarków, podobnie jak nie mieści się w głowie sobotni wieczór bez wyjścia do klubu, impreza bez wódki, święta bez mega-super-hitu w TV, lato bez opalania, człowiek który nie ma konta na Naszej-Klasie, Polak który nie kibicuje Justynie Kowalczyk i wiele podobnych zaburzeń. Co z tego, że w rachunku ekonomicznym DST nie tylko nie przynosi zysków, ale wręcz generuje straty. Czas letni był "od zawsze" więc być musi nadal. Bo stał się oczywistym elementem codzienności, rytmu rocznego. Nie wyobrażamy sobie co byłoby, gdyby nie istniał. Brawo! Wynika z tego, że mamy w Polsce więcej konserwatystów, niż się komukolwiek wydawało, skoro jedynym argumentem dla konieczności utrzymania jakiegoś porządku jest stwierdzenie, że "istniał od zawsze".

Rzadko to robię, ale tym razem zacytuję - trafny jak mało kiedy - komentarz internauty, z "ONET-u", odnośnie tej szopki z przestawianiem czasu. "Istotą jest tresura obywateli. Mamy reagować jak psy Pawłowa. W TV powiedzą: zmieniamy czas! - to zmieniamy czas. W TV powiedzą: idziemy na Bagdad! - to idziemy na Bagdad. W TV powiedzą: głosujemy na Bronka! - to głosujemy na Bronka... itd."

27. marca 2010, 15:00 CET, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

2 komentarze:

Bess pisze...

Bez przesady, większość ludzi nie chce przestawiać czasu, zwłaszcza na letni, bo to oznacza godzinę spania mniej, ale co z tym można zrobić? Nie zmieniać czasu i spóźniać się do szkoły czy pracy o godzinę?
Dla mnie akurat zmiana czasu na letni jest korzystna, bo wreszcie zacznę chodzić spać o normalnej porze, ale wiem, że jestem w mniejszości.

Piotrek pisze...

Otóż to. Większość ludzi nie chce przestawiać czasu, ale jednocześnie nic nie robi, żeby to zmienić. A przecież jak się chce to można. Kilkadziesiąt państw (Australia, pół Azji, niemal cała Ameryka Płd.) kiedyś przechodziło na czas letni, ale dało sobie z tym spokój. Czyli się da.

Nieważne, czy ustalimy, że obowiązywał będzie czas "letni" czy "zimowy", ale niech jest JEDEN, bez żadnego przestawiania dwa razy do roku. Owszem, "bunt" obywatelski nie jest dobrym rozwiązaniem, ale skoro już mamy tą całą demokrację, to może jakiś projekt obywatelski, 100 tysięcy podpisów i do Sejmu.

Fakt, sam kiedyś myślałem, żeby zegarków nie przestawiać, tylko od kwietnia do października doliczać sobie w myślach godzinę, ale to byłoby dopiero śmieszne...