wtorek, 30 marca 2010

deus ex machina

Anegdota głosi, że pewnego upalnego dnia Gabriel Garcia Marquez wraz z rodziną mknął samochodem po autostradzie z Meksyku do Acapulco, aby w tym słynnym kurorcie spędzić wakacje. Nagle samochód zahamował z piskiem opon. Marquez powiedział tylko: "Nareszcie wiem, jak mam to napisać. I na Boga, albo napiszę tak jak chcę, albo rozwalę sobie łeb". A następnie zawrócił do Mexico City, zamknął się w swoim gabinecie i w ciągu półtora roku stworzył jedną z najwybitniejszych książek XX wieku.

Nie mam zamiaru porównywać swojego pisarstwa do "Stu lat samotności", gdyż byłoby to bluźnierstwo niebywałe. Ale wczoraj przeżyłem coś podobnego, późnym wieczorem wracając autobusem z zajęć. Moja powieść, powstająca z ogromnym trudem od trzynastu miesięcy, od jakiegoś czasu utknęła w martwym punkcie, na etapie dwóch skończonych rozdziałów. A właśnie wczoraj, w jednej chwili, poczułem że wiem, jak mam to dalej poprowadzić. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mam pewność, że może jednak coś z tego będzie, że ukończenie tego "dzieła" jest kwestią czasu mierzonego jednostkami ziemskimi a nie astronomicznymi. W kilka minut wyprostowała mi się cała koncepcja, cała fabuła. Rozdziały trzeci i czwarty ułożyły mi się jak po sznurku. Przemknęła mi nawet myśl, aby - niczym Marquez - natychmiast zabrać się do pracy i pisać choćby przez całą noc. Umysł ludzki jest jednak fascynującym mechanizmem...

30. marca 2010, 18:43 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

TP pisze...

Ja ciągle czekam na takie natchnienie, bo też się męczę trochę nad pisaniem czegoś, co można górnolotnie nazwać "książką". :)