sobota, 23 października 2010

infamia

Degrengolada tzw. państwa polskiego trwa już od dłuższego czasu, ale to, co dzieje się w ostatnich dniach zwiastuje znaczne przyspieszenie tego procesu. Jeden paranoik zabija szeregowego pracownika (z całym szacunkiem dla śp. Marka Rosiaka) biura poselskiego i cały kraj staje na głowie. A najwięcej zamieszania narobił znaleziony przy owym szaleńcu świstek papieru, na którym - podobno - wypisane były nazwiska osób publicznych. Media huczą, politycy trzęsą się ze strachu, a dowódca BOR-u osobiście proponuje ochronę rzekomo zagrożonym. Zrozumiałbym jeszcze tą panikę, gdyby chodziło o morderstwo ministra albo kogoś tej skali. I gdyby istniały wiarygodne dowody, że zdarzenie to miało faktycznie polityczne podłoże. A tak? Pół świata się z nas po raz kolejny nie śmieje tylko dlatego, że mają tam ciekawsze rzeczy do roboty.

Może jednak przy całej tej okazji nasi politycy wyciągną jakieś wnioski. Może dlatego co niektórzy mają pełne spodnie ze strachu, bo zrozumieli, że nie są już nietykalni. Że za obnoszenie się po mediach ze słowami bez pokrycia, za ignorowanie wyborców, za udawanie wielce zatroskanych o los kraju, trzeba będzie w końcu zapłacić cenę. Że skończą się czasy, gdy społeczeństwo sobie gdzieś tam szemrało, burzyło się po cichu, klęło na politykę u cioci na imieninach, ale do kolejnych wyborów potulnie szło i dopuszczało do koryta te same mordy. Gdy nawet za największe przekręty ich "bohaterom" nic nie groziło, bo obowiązywało przekonanie, że ludzie się pobuntują i im przejdzie, co najwyżej dopiszą wulgaryzmy na plakacie wyborczym, poszczekają w "Szkle kontaktowym" albo ułożą jakiś protest-song. Aż tu nagle, w jesienne, wtorkowe przedpołudnie ten cały piękny, wygodny i przewidywalny świat legł w gruzach. Uciśniony i doprowadzony do skrajności lud podnosi głowę. Przychodzi osobiście, z rewolwerem, aby wystawić rachunek i domaga się płatności natychmiast.

Marzy mi się, aby nasi rozpieszczeni latami dostatku i nieróbstwa politycy poczuli teraz, że wisi nad nimi sporych rozmiarów miecz. Że nie są już bezkarni, że ta przysłowiowa taczka, na której wywoziło się wójta, może mieć znacznie bardziej dotkliwy charakter. Marzy mi się, żeby sprawa tej idiotycznej kartki znalezionej przy Ryszardzie C. została rozdmuchana do granic jakiejś nieprawdopodobnej afery. Żeby posłowie uwierzyli, że jakaś grupa sfrustrowanych obywateli zawiązała tajną organizację i faktycznie wytypowała listę "przedstawicieli narodu", którym w pierwszej kolejności trzeba odstrzelić dupy. Wiem, że to brutalne, ale skoro już mamy tą nieszczęsną d***krację, to może jeszcze kilka trupów otrzeźwiłoby polityków i sprawiłoby, że przypomnieliby sobie, iż bycie posłem, senatorem czy radnym to nie śmianie się ciemnemu narodowi w twarz, ale służba publiczna. Służba, która w przeszłości (odległej) miała taki prestiż, że za wpadki natychmiast podawano się do dymisji, albo wręcz strzelano sobie w łeb. Zresztą, nawet współcześnie bycie politykiem niesie ze sobą znaczne ryzyko - np. w państwach takich jak Rosja czy Włochy, gdzie dla mafii nie ma żadnych granic i jak będzie trzeba, to nawet premiera się "kropnie". Pod tym względem w Polsce, gdzie co najwyżej raz do roku przyjadą pod Sejm górnicy, pokrzyczą i spalą kilka opon, politycy mają się naprawdę jak w raju.

Niestety, nic nie wskazuje na to, by to podnosił głowę wyklęty lud ziemi. Cała panika, jaka ma obecnie miejsce w naszym kraju, jest śmiechu warta i bardzo wiele mówi o poziomie naszej klasy politycznej (fuj!). Ostatecznie, jak ktoś właściwie działał dla Polski, to nie ma się czego bać, prawda? A zdarzenie w Łodzi to zaledwie jednorazowy wybryk szaleńca. I - jeśli już - jego podłoża należałoby raczej szukać w brutalizacji naszej codzienności, a nie we frustracji polityką. Jak napisał na swoim blogu Szymon Hołownia, prawdziwą przyczyną jest wzrastający wokół nas poziom agresji. Agresji skierowanej do każdego napotkanego: oponenta na forum internetowym, zwłaszcza pod wątkiem politycznym ("Ty Żydzie!!!", "Ty ubeku!!!"), innego kierowcy na drodze ("Jak jedziesz, kretynie?!!!"), pasażera w zatłoczonym autobusie ("Co się rozpychasz, pajacu?!!), gościa, który się wbija bez kolejki w urzędzie czy sklepie etc. A współcześnie spiralę przemocy nakręciliśmy tak bardzo, że w pewnym momencie przychodzi do głowy myśl, żeby takiemu oponentowi nie tylko przestawić pięścią nos, ale też przy pomocy rewolweru czy innej broni wysłać go od razu do Krainy Wiecznych Łowów. I tu należy szukać podłoża łódzkiego zabójstwa, a nie z pełnymi ze strachu gaciami wycierać sobie w telewizji gębę "mordem na tle politycznym".

Ale nie zapominaj, polityku. Nie jesteś bezpieczny, wyborca pamięta. Spisane są czyny i rozmowy...

23. października 2010, 17:25 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

Brak komentarzy: