poniedziałek, 25 października 2010

ostatni bastion

Stronę główną ONET-u zdobi dziś reportaż o ludziach (płci obojga), którzy dobrowolnie poddali się zabiegowi podwiązania nasieniowodów, aby stracić zdolność płodzenia potomstwa. Jak to zwykle bywa, wypowiadają się lekarze, etycy, prawnicy, ale tekst ilustrowany jest głównie przykładami "zwykłych" ludzi. Np. 23-letni student opowiada o tym, że nie znosi dzieci, wydają mu się wstrętne i jest pewny, że nie chce nigdy w życiu zostać ojcem. A przypadkowa "wpadka" byłaby największą krzywdą, jaką mógłby takiemu dziecku wyrządzić: zniszczone dzieciństwo, brak miłości etc. - stąd zabieg. Wydawało mi się, że to godna uznania, rozważna, odpowiedzialna (także w kontekście tego ewentualnego dziecka) postawa dorosłego przecież faceta. Tymczasem na forum pod tekstem (wiem, że to zlew, ale zawsze o czymś świadczy) jakieś 90% opinii jest dla takiej decyzji krytycznych. I choć nie wszystkie oczywiście brzmią w stylu: "Mózg sobie też podwiąż", "Głowę sobie usuń, bo tak samo ci jest niepotrzebna" czy "Dowalić takim dwa razy większy podatek, to się zastanowią, jak żyć", to faktem jest, iż opisywane zjawisko nie spotyka się raczej w społeczeństwie z uznaniem.

Dlaczego? Nie wiem, nie chcę się teraz nad tym zastanawiać. Może dlatego, że panuje w społeczeństwie niepisana zasada "świętości" dziecka. Można przyznawać się do nie lubienia psów, kotów, emerytów, brazylijskich seriali czy "Teleekspresu", ale powiedzieć, że nie lubi się dzieci wciąż przekracza jakieś społeczne tabu. To chyba jeszcze większa "zbrodnia" niż powiedzieć coś krytycznego o Janie Pawle II.

Jednak to w tej chwili nieistotne. Bardziej mnie martwi, że głosy rozsądku w tej kwestii ("przecież to jest prywatna sprawa tych ludzi") toną w morzu niepochlebnych opinii. A to właśnie jest ich prywatna sprawa! Jedyną wątpliwość, jaką mógłbym skierować do tego przykładowego studenta, to pytanie, czy za jakiś czas (10, 15 lat) nie rozmyśli się. Czy jego spojrzenie na tą sprawę nie zmieni się o 180 stopni? A zabieg wazektomii jest praktycznie nieodwracalny. Ale to jest kompletnie nieistotne. Facet jest dorosły, zdrowy psychicznie, więc - mając świadomość wszelkich konsekwencji - po rozważeniu wszystkich za i przeciw ma prawo podjąć taką decyzję, jaka mu się żywnie podoba. A państwo i społeczeństwo ma obowiązek decyzje dorosłych, odpowiedzialnych ludzi respektować. Tymczasem wciąż pokutuje przeświadczenie, że państwo jest od tego, aby zakazywać robienia różnych rzeczy tylko dlatego, że mogą one być szkodliwe (vide dopalacze) lub dlatego, że za jakiś czas się może komuś "odwidzieć". I jeszcze szantażować "długiem wobec rodziców", "zaciągniętą pożyczką dzieciństwa" czy "powinnością wobec ogółu"...

Na marginesie: nieco inaczej, ale w gruncie rzeczy podobnie postępują instytucje religijne, które przeróżnymi sankcjami ograniczają człowiekowi możliwość zrobienia ze sobą, swoim ciałem, swoim życiem tego, co się mu podoba (i nie krzywdzi innych jednocześnie). Trudno mi zrozumieć, dlaczego już w tym doczesnym życiu mamy tak wielką ochotę do ferowania wyroków, ogłaszania ekskomunik itp. Jeśli świadomy konsekwencji, dorosły człowiek podejmuje taką a nie inną decyzję, to z punktu widzenia moralności, zgodności z fundamentem danej religii, niech tą decyzję osądzi dopiero Bóg po "tamtej stronie".

OK, ale dopóki pozostaje to na poziomie światopoglądu, nie jest jeszcze najgorzej - ostatecznie należeć do tej czy innej wspólnoty religijnej nie jest na razie obowiązkowe. Obowiązkowe natomiast może stać się już niedługo posiadanie dzieci. I to jest prawdziwy problem. Platforma Obywatelska (mieniąca się dumnie partią - uwaga! - liberalną i centroprawicową) oraz PSL wspólnie pracowały (pracują nadal?) nad projektem wprowadzenia czegoś na kształt "bykowego". To taki ekstra podatek, który w podobnej formie obowiązywał już zresztą za socjalizmu. Dotykałby on ludzi (mężczyzn), którzy po przekroczeniu pewnego wieku (np. po 40-tce) nadal pozostają bezdzietni (z własnego wyboru, nie na skutek choroby czy defektów genetycznych).

Gdy po raz pierwszy usłyszałem, że ugrupowania, które mają większość w parlamencie pracują nad taką piramidalną bzdurą, postanowiłem sobie, że w dniu w którym coś takiego wejdzie w życie, rozpocznę procedurę zrzeczenia się obywatelstwa polskiego (uwaga, wojujący narodowcy, zanim zaczniecie mierzyć do mnie z patriotycznego karabinu - obywatelstwo jest formalnym poświadczeniem przynależności do państwa, a nie do narodu). Bo posłowie mogą sobie uchwalać rozmaite idiotyczne przepisy, ale w momencie gdy spróbują regulować najbardziej prywatne sprawy ludzi, ja się z czegoś takiego wypisuję. I nie mam zamiaru identyfikować się z państwem, które wie lepiej od swoich obywateli jak mają żyć i ten swój ideał próbuje im siłą narzucać. Nie chodzi nawet o to, czy podatek taki - gdyby został wprowadzony - dotykałby mnie osobiście (chociaż pewnie dotykałby). To nieistotne, chodzi o zasadę (podobnie jak walczę o prawa palaczy, chociaż w życiu nie zapaliłem papierosa). W tym przypadku - jedną z fundamentalnych. Ostatni bastion wolności.

Zawsze myślałem jednak, że ten pomysł z obywatelstwem to skrajna ostateczność. Że gdyby nawet współcześnie jakaś partia osiągnęła ten kosmiczny poziom kretyństwa, aby próbować wprowadzić podatek od nieposiadania dzieci, to natychmiast spotkałoby się to z silną i zdecydowaną reakcją społeczeństwa. Że ludzie wyszliby na ulice, może nie tak tłumnie jak za pierwszej "Solidarności", ale jasno daliby wybrańcom narodu znak, co o takim czymś myślą. Zdaję sobie sprawę, że gros wpisów na forach internetowych to dzieła trolli i plujących jadem frustratów, ale mimo wszystko po porannej lekturze tego forum na ONET-cie, straciłem nadzieję na ów odzew społeczny.

Cóż, dobrze, że mam kilku znajomych prawników...

25. października 2010, 13:33 DST, 50.479 °N, 17.960 °E, trzecia planeta Układu Słonecznego

1 komentarz:

Bess pisze...

Zdaje mi się, że podobny pomysł miał parę lat temu PiS. Kolejny dowód na to, że i PiS i Platformers wcale tak bardzo się nie różnią, jak to niektóre media próbują ludziom wmówić.
Ale to i tak nie wejdzie w życie, bo Polska nie ma pieniędzy na płacenie kar UE i różnym trybunałom. A za taką ustawą byliby tylko ludzie, którzy już siedzą w pieluchach, ci, którzy najbardziej wrzeszczą, bo żal im dupę ściska (nawet jeśli nie są do końca tego świadomi), że nie mają takiej swobody, jaką mieli bez dzieci.